Monika Prusaczyk: Pani Magdo, w jednym z wywiadów czytałam, że aktorstwo nie zawsze było Pani marzeniem. Ten zawód tak naprawdę pojawił się z przypadku. Jak to wszystko się zaczęło?
Magdalena Walach: Właśnie tak, jak Pani powiedziała - z przypadku (śmiech). Nigdy nie marzyłam o tym, żeby zostać aktorką. Miałam wiele innych planów, mniej lub bardziej ważnych, ale aktorstwa w nich nie było. Przyszedł kiedyś taki moment, w którym pomyślałam, że może warto byłoby spróbować przystąpić do egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej. Zrobiłam to i tak już zostało. Jestem aktorką!
Monika Prusaczyk: A jakie były te wcześniejsze marzenia? Kim chciała Pani być w czasach dzieciństwa? Skoro nie aktorką, to...?
Magdalena Walach: I tu lista nie miałaby końca (śmiech). Nawet nie potrafię sobie tego przypomnieć, chyba minęło za dużo czasu. W każdym razie, widziałam siebie w wielu innych rolach, jeśli można tak powiedzieć.
Monika Prusaczyk: Bycie aktorem nie jest łatwe. Rozmawiałam z wieloma osobami, które mówiły, że często zdarza się tak, że emocje jeszcze długo po spektaklu pozostają żywe, niekiedy przenoszą się nawet do domu. Pani też to odczuwa?
Magdalena Walach: Oczywiście, że tak. Każdy aktor żyje swoją postacią. Tych emocji nie da się tak po prostu odciąć, zapomnieć o nich. W moim przypadku na pewno też tak jest, zresztą sama też to dostrzegam. Ale trzeba umieć znaleźć taką rozsądną granicę pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Zbyt długie łączenie tych dwóch światów po prostu nie idzie ze sobą w parze. Wydaje mi się, że ja nauczyłam się je rozdzielać. Owszem, teatr jest dla mnie ważny, ale w domu staram się być mamą i żoną, bo to są moje najważniejsze role, jakie przyszło mi w życiu odegrać.
Monika Prusaczyk: No właśnie, skoro już jesteśmy przy rodzinie, to muszę o to zapytać. Pani mąż - Paweł Okraska - również jest aktorem. Wymieniacie się scenicznymi doświadczeniami, udzielacie sobie wzajemnych rad?
Magdalena Walach: Tego chyba nie da się uniknąć. Oboje posiadamy różne doświadczenia aktorskie, jedno zawsze może czerpać od drugiego. Słuchamy siebie wzajemnie i to jest najważniejsze. Wsparcie drugiej osoby jest istotne, bo tylko ona potrafi spojrzeć na nas z boku i ocenić obiektywnie nasze działania, pracę.
Monika Prusaczyk: Teatr to żywa styczność z widzem, prawdziwe emocje, nieprzewidziane sytuacje. Film czy serial nieco od tego odbiegają, mamy wyreżyserowaną fabułę, nie widać widzów, a emocje w każdej chwili można powtórzyć. Co jest Pani bliższe - deski teatralne czy plan filmowy?
Magdalena Walach: Zdecydowanie teatr! Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Oczywiście, plany filmowe też są ważne, ale to już inny rodzaj doświadczenia. Teatr to podstawa tego zawodu. To filar, który powoduje, że można w tym zawodzie się rozwijać. Film czy serial zawsze są krótkimi, odcinkowymi przygodami. Teatr to przygoda, która nigdy się nie kończy, a każdy spektakl ukazuje inne emocje, inną reakcje publiczności. To właśnie sprawia, że my, jako aktorzy wciąż się rozwijamy.
Monika Prusaczyk: Pani jako aktorka czuje się już spełniona?
Magdalena Walach: To trudne pytanie. Z jednej strony tak - czuję się spełniona, z drugiej wierzę, że wiele jeszcze przede mną. Mam ogromne szczęście w tym zawodzie, spotykam wspaniałych ludzi na swojej drodze. Ale nie czekam na rolę życia... Czerpię z każdej roli, którą przyjdzie mi zagrać i nieważne czy ona będzie znacząca, czy wręcz przeciwnie. Takie podejście jest dobre i przede wszystkim racjonalne. Wielu aktorów podkreśla, że czeka na wielkie wyzwanie, niezapomnianą rolę, wierzy że ta kiedyś nadejdzie. A ja wierzę, że każda rola była dla mnie tą wielką i nie chcę czekać. Najważniejsze, co jest tu i teraz.
Monika Prusaczyk: To chyba można powiedzieć, że żyje Pani chwilą?
Magdalena Walach: Tak, chyba tak. Co nie oznacza, że nie mam marzeń, bo każdy z nas je posiada. Ale umiem się cieszyć z codzienności, nie oczekując przy tym wielkich rzeczy.
Monika Prusaczyk: Pani postać w serialu "M jak miłość", czyli serialowa Agnieszka, od lat cieszy się ogromną popularnością wśród widzów. Teraz znajduje się w takim momencie życia, w którym chyba można powiedzieć, że osiągnęła spokój, ale też przeszła ogromną przemianę tuż po urodzeniu córeczki. Jej życie obróciło się o 180 stopni. Jak bardzo dziecko zmienia kobietę i jak zmieniło serialową Agnieszkę?
Magdalena Walach: Postać Agnieszki jest tematem, o którym nie można mi zbyt wiele mówić (śmiech). Ale tak jak Pani powiedziała - dziecko zmienia wszystko. Sama jestem mamą i wiem, co to znaczy. Agnieszka była nieco szalona...
Monika Prusaczyk: Ale teraz wszystko się zmieniło, jej zawirowania życiowe minęły.
Magdalena Walach: W pewnym sensie pewnie tak, ale to nadal trudna postać. Dziecko sprawiło, że zaczęła inaczej patrzeć na życie, ale proszę mi wierzyć - sama nie wiem, jak dalej potoczą się jej losy, nie widziałam jeszcze scenariusza. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwa.
Monika Prusaczyk: Gdyby miała Pani wskazać trzy najważniejsze rzeczy, miejsca bądź też osoby w swoim życiu, to co lub kto znalazłby się na tej liście?
Magdalena Walach: To mi Pani teraz ograniczyła wybór, nie potrafię podać tylko trzech (śmiech). Ale ok, spróbuję. Osoby to na pewno rodzina, bez której nie wyobrażam sobie życia. Miejsce to dom, a rzeczy... nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie potrafię zdecydować o jednej.
Monika Prusaczyk: Na koniec zapytam jeszcze o Pani plany na najbliższą przyszłość, te serialowe i teatralne oczywiście.
Magdalena Walach: Teatralnie będzie działo się dużo i to już we wrześniu. W krakowskim teatrze szykujemy dwa premierowe spektakle. To są duże emocje! Mam nadzieję, że wszystko się uda, bo premiera pierwszego z nich odbędzie się już za kilka dni. A jeśli chodzi o serial? Cóż, obecnie nie ma zbyt wielu zmian oraz nowych projektów. Teraz jest czas teatru - miejsca, w którym wszystko się zaczęło.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz