Dlaczego zainteresował się giełdą? Czym różni się prowadzenie biznesu w Estonii od polskiej rzeczywistości? I jak czuje się po wygranej 14-letniej batalii sądowej z Komisją Nadzoru Finansowego? O tym rozmawiamy z Mariuszem Patrowiczem, znanym inwestorem giełdowym.
Od wielu lat jest pan przedsiębiorcą i inwestorem. Jak to się zaczęło, dlaczego zainteresował się pan giełdą?
- Giełdą zacząłem się interesować ze względu na finanse. Tam był wielki świat, wielkie majątki. Prowadziłem wówczas sieć sklepów AGD, akurat były emisje publiczne różnych firm, w tym Banku Śląskiego, z kilkusetprocentową stopą zwrotu. Oczywiście to mnie zachęciło, a dodatkową motywację dał mi syn, który był motorem tych zmian.
Początek to była metoda prób i błędów, czy dokształcał się pan w tym kierunku? Giełda tamtych lat też nie była prostym wyzwaniem.
- Grania na giełdzie trzeba się uczyć cały czas, ale zasady są w miarę proste. Otoczenia giełdowego natomiast nie da się nauczyć, pewnych sytuacji pewnie do końca życia nie zrozumiem. Jednak jeśli podąża się z rynkiem i z regulacjami, to przychodzi to łatwiej.
Ostatnio przeniósł pan swoją działalność do Estonii. Czym różni się prowadzenie firmy w tamtym kraju od polskiej rzeczywistości?
- Różni się bardzo. To jest chyba jedyny taki kraj, w którym urzędnicy działają dla obywatela, dla firmy. Sposób podejścia urzędu skarbowego jest diametralnie różny. Zachęcam wszystkich do prowadzenia tam działalności, chociaż wierzę, że niedługo w Polsce też nastąpią takie czasy, że będzie można powrócić tu z częścią biznesu.
Jak to wygląda w praktyce? Polskie doświadczenia z instytucjami finansowymi nie są zbyt dobre dla przedsiębiorców. Można wręcz powiedzieć, że każdy przedsiębiorca postrzegany jest przez te instytucje jako potencjalny przestępca, czy złodziej. A jak to wygląda w Estonii?
- Tam nie ma żadnego problemu, żeby wejść i porozmawiać z szefem odpowiednika KNF czy nawet premierem. Ich podejście jest nastawione na załatwienie sprawy, każdy ma otwartą, czystą kartę. Jeśli zdarzają się natomiast jakieś nieprawidłowości, a to przy prowadzeniu firmy może wystąpić, to najpierw upominają i doradzają, co należy poprawić. Poprawienie błędu nie skutkuje żadną karą. Jeśli już natomiast dochodzi do nałożenia kary, to wynosi w przeliczeniu na złotówki około kilkudziesięciu tysięcy złotych. Natomiast u nas są to kary idące w milionach. Trzeba powiedzieć jasno, że jeśli urzędnicy uwezmą się na kogoś, to niszczą przedsiębiorstwa. W Estonii podejście jest przyjazne i biznesowe.
Faktycznie, w Polsce nie ma pan zbyt dobrych doświadczeń. Właśnie zakończyła się trwająca aż 14 lat batalia sądowa w sprawie Chemoserwis - Dwory, w której został pan uniewinniony od zarzutu manipulacji akcjami. Ma pan żal do Komisji Nadzoru Finansowego, która złożyła zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie?
- Mam żal wobec pewnych ludzi, którzy tam pracują, ponieważ oni bardzo często nie rozumieją tego, co robią, albo działają w sposób nieodpowiedni dla niektórych inwestorów giełdowych. Bywa, że te osoby manipulują, a nawet kłamią. Moim zdaniem, nie ma gorszej organizacji w Polsce, ponieważ rzadko się zdarza, żeby wynajmować siedzibę za wielokrotnie zawyżoną kwotę, przewodniczący został aresztowany, uczestniczyli w aferze GetBacku
. Lista osób z zarzutami w KNF jest olbrzymia. Nie znam organizacji na rynku polskim, która bardziej wymaga zmian. Dlatego apeluję do pana Jacka Jastrzębskiego o jakieś kontrole i zmiany. Myślę, że powinien przyjrzeć się działaniom niektórych osób w KNF i wierzę, że to nastąpi.
Jak wpłynęły na pana prywatnie i zawodowo te oskarżenia, które przez wiele lat były kierowane w pana stronę?
- W opinii publicznej człowiek, który jest podejrzany, jest już skazany. Pomimo moich wyjaśnień, część osób traktowała mnie w sposób, powiedzmy, nieodpowiedni. Ta sprawa nie dawała mi spokojnie żyć, co przekładało się też na rodzinę, na córkę i syna. Nie jest dobrze żyć pod presją oskarżeń. Co prawda, wiem, że nie zrobiłem nic złego i to daje mi wewnętrzną siłę do walki. Ale pokonać taką instytucję jak KNF jest z jednej strony łatwo, jeśli pokaże się dowody, a z drugiej strony trudno, bo korzysta z tego przywileju, że jest odbierana jako poważna instytucja. W moim przypadku wystarczyło pokazać fakty, udowadniając, że kłamali, ale trzeba jeszcze trafić na sędziego, który w to uwierzy.
Wygrać z tak poważną instytucją nie jest prosto. Uważa pan to za swój sukces?
- Na pewno można to odbierać w kategoriach sukcesu, ale okupione jest to kilkunastoletnią walką. Było to trzecie uniewinnienie mnie w tej sprawie. Nie jest przyjemnie walczyć z tak dużą organizacją, było to okupione zdrowiem psychicznym i kosztami finansowymi.
Po tych ciężkich doświadczeniach nie ma co się dziwić, że inwestuje pan w wiele spółek zagranicznych. Czy to oznacza, że wychodzi pan z Polski? Jak to wygląda liczbowo?
- Z Polski nie wychodzimy całkowicie, czego najlepszym przykładem jest Elkop SE, która ma tu nieruchomości na ok. 140 mln zł i pożyczki na podobną kwotę. Zostawiliśmy w Polsce inwestycji za nieco ponad ćwierć miliarda złotych. Reszta, czyli większość naszych środków niestety, pracuje za granicą, w Turcji, Estonii, Stanach Zjednoczonych czy w Chinach. Szkoda, że tak się dzieje, ale cały czas wierzę, że niedługo pojawią się warunki do inwestowania w Polsce i będzie można tutaj wrócić.
Wróćmy na koniec na grunt płocki, bo wiem, że pan tutaj jest obecny np. poprzez swoją działalność charytatywną. Widzieliśmy, że wygrał pan na aukcjach WOŚP prezesurę czy to w Straży Miejskiej, czy w ZOO, wygrał pan nawet aukcję obiadu z prezydentem Płocka, angażuje się też pan w płocki sport, wspierając drużynę Wisły Płock i ORLEN Wisły Płock, wspiera pan też Caritas. Ale działa pan też biznesowo na płockim rynku, chociażby poprzez nieruchomość komercyjną, jaką jest Cotex Office Centre, czyli dawne zakłady dziewiarskie. Ma pan sentyment do tego miasta?
- Mam bardzo duży sentyment. Jedyną wadą tego miasta jest powietrze, które czasem odczuwam, że nie jest najlepsze. Natomiast Płock jest wspaniały, ludzie są wspaniali, bardzo dobrze mieszka mi się tutaj. Jest piękna starówka, nawet klasa polityczna jest w porządku, mówię o politykach różnych opcji. To, o czym pani wspomniała to przyjemne benefity pomagania, natomiast pomagać trzeba na co dzień, i to nie zawsze przy fleszu aparatów.
Dobrze jednak mówić o tym, że społeczna odpowiedzialność biznesu istnieje. Bardzo dziękuję za rozmowę.
[WIDEO]5669[/WIDEO]
0 0
Potwierdzam