Zamknij

Nasz wybór niepowszedni [LIST PRZEDWYBORCZY]

18:34, 12.10.2023 ok. 8 min. czytania
1

Za chwilę pójdziemy - mam nadzieję, że tłumnie - do wyborów. Z jakim skutkiem - to się okaże. Przed każdymi wyborami nachodzi mnie kilka stałych refleksji. Ponieważ nadchodzące głosowanie wydaje się rzeczywiście jednym z najważniejszych w ostatnim czasie, postanawiam się nimi podzielić.
Nie będę tu agitował za żadną partią, jedynie za udziałem w głosowaniu i za przemyślaną, świadomą i nie podjętą pod wpływem emocji decyzją. Najgorszą bowiem rzeczą, którą można zrobić, to nie iść na wybory. Nawet jak polska polityka nas odpycha. Nie tylko przed każdą elekcją, w rodzinie lub gronie bliższych lub dalszych znajomych, można usłyszeć zdanie: nie interesuję się polityką. Przed wyborami jednak, popularna odpowiedź, że "polityka - tak czy inaczej - zainteresuje się tobą", nabiera innego wymiaru. Na co dzień można się polityką zbytnio nie interesować - w polskim wydaniu to pewnie nawet zdrowsze dla normalnego funkcjonowania. Oddać głos w wyborach zawsze jednak warto - również po to, aby pielęgnować swoje poczucie sprawczości, które jest niezbędne dla dobra naszej szeroko rozumianej psychiki. Głosuję, chociaż nie ma na kogo W Polsce przez lata doświadczaliśmy swoistego, aczkolwiek niechlubnego fenomenu - do wyborów nie chodziła prawie połowa uprawnionych do głosowania. Mieliśmy jedną z najgorszych frekwencji w Europie. Ten fakt wiele o nas mówi jako o społeczeństwie, nie jest jednak powszechnie analizowany i poddawany publicznej debacie. Także dlatego, że największe (a także te mniejsze o skonsolidowanym elektoracie) polskie partie bardzo na tym zyskują. Tym samym ci, którzy nie głosują, bo mówią, że "nie ma na kogo", paradoksalnie swoim bojkotem jednak do czegoś się przyczyniają. Być może chcą dać wyraz swojej dezaprobacie i pokazać politykom żółtą kartkę, w rzeczywistości jednak utrwalają swoiste status quo i ułatwiają przeróżnym "dziwnym" politykom i partiom dostanie się do władzy. Na pewno także takim, których mimo tego, że się polityką nie interesujemy, nigdy nie chcielibyśmy w Sejmie, Senacie czy w ogóle kiedykolwiek w życiu oglądać. Biorąc udział w wyborach, zwiększamy po prostu próg dostępu, inaczej kryterium trudności znalezienia się w parlamencie. Marketing króluje w polityce Naszą sceną polityczna od jakiegoś czasu rządzą specjaliści od marketingu. I to ci najlepsi, doskonale opłacani. I dlatego, niestety, polityka w polskim wydaniu stała się od jakiegoś czasu sztuką manipulowania emocjami, a nie sztuką rozwiązywania rzeczywistych problemów ludzi. Ktoś powie, że to normalne, że marketing to przecież emocje, a polityk czy partia to produkt, jak każdy inny. Moim zdaniem nie powinniśmy się z tym zgodzić i na to pozwalać. Gdy pod wpływem marketingowego przekazu idziemy do sklepu i kupimy sobie jakąkolwiek rzecz, to de facto nie ponosimy z tego tytułu jakiś wielkich, negatywnych konsekwencji. Nie ponoszą je także inni, którzy kupili coś innego, albo nie kupili niczego. Nawet jak się damy "podejść" i zafundujemy sobie bubla, to prawo nas chroni i daje możliwość zwrotu, albo dochodzenia swoich praw w sądzie. Poza tym, w klasycznym marketingu istnieją jednak określone zasady. Co ciekawe, nie ukształtowały się one wyniku jakiś kodeksów moralnych, ale ze względu na kryterium skuteczności. Oczywiście, każdy podmiot dąży do maksymalizacji zysku i de facto monopolu na rynku, ale niepisana reguła głosi, że negatywne kampanie, prymitywne dyskredytowanie konkurencji, wzbudzanie strachu, mówienie kłamstw itd., przynoszą skutek... odwrotny do zamierzonego. I dlatego firmy raczej tego nie stosują. Jak to więc się stało, że w polityce jest zupełnie odwrotnie i żadne zasady - spisane czy nie - nie obowiązują? Prymitywny przekaz najskuteczniejszy Jedynym wytłumaczeniem jest to, że marketing polityczny sięga do najprymitywniejszych metod manipulacji emocjami. Sianie strachu, nienawiści, najbardziej niedorzeczne kłamstwa trafiają wtedy na podatny grunt. Jak to się dzieje, że nie działają wtedy nasze mechanizmy obronne, kompletnie wyłączamy krytyczne (albo nawet jakiekolwiek) myślenie i tak łatwo dajemy się w to wszystko wciągnąć? Odpowiedzią są wspomniane wcześniej naprawdę duże umiejętności przeróżnych spin doctorów, ale także nasze przebodźcowane, dalekie od uważności życie, krucha odporność oraz to, że jesteśmy z natury... leniwi. Zwyczajnie, wygodniej nam jest wyłączyć myślenie i zamknąć się w bańce, w którą - świadomie lub nie - kiedyś wskoczyliśmy. Wyjście z takiej bańki nie jest takie proste. W bańce jest bezpiecznie i wygodnie - znajdujemy wsparcie podobnych jak my, mamy wrażenie, że prawda i sprawiedliwość (a jakże) jest po naszej stronie. Innych traktujemy jak wrogów, czasem nawet śmiertelnych. Poziom nienawiści i podziału polskiego społeczeństwa osiągnął niespotykany dotąd rozmiar. Nawet jeśli ktoś mówi, że tak było zawsze, to forma, którą obecnie przybrało to zjawisko, jest niewyobrażalna. I, niestety, nieprawdą jest, że można ją odgórnie zakończyć z dnia na dzień. To proces na lata. Można oczywiście zmienić formę, język itd. w mediach nad którymi ma się kontrolę (co też jest bardzo ważne), ale prawdziwa zmiana musi nastąpić gdzieś w nas. Podobnie jak w psychoterapii, a to - jak wiadomo - jest już proces. Bezrefleksyjnie oddajemy politykom władzę Nie liczmy na polityków, że w czymkolwiek nam pomogą. Śmieszą mnie przedwyborcze billboardy i plakaty - zwłaszcza tych, którzy do parlamentu kandydują ponownie. "Z wami nie tylko przed wyborami" - głosi hasło jednej z kandydatek, która zabiega o mandat z Płocka. Gdyby nie osobiste, przeważnie ze szkolnych lat znajomości, o większości kandydatów na posłów i senatorów nic kompletnie nie wiem. Skrywają się za partyjnym szyldem, czasem zrobią sobie fotkę z kimś znanym z telewizji i myślą, że to wystarczy. Osobiście uważam, że obowiązkiem każdego posła czy senatora powinny być cykliczne, publiczne spotkania z mieszkańcami swoich okręgów wyborczych. Nawet jak przyjdzie tam garstka osób, to obowiązkiem kogoś kto sprawuje funkcję publiczną z wyboru ludzi, jest publiczne zdawanie relacji ze swojej pracy. Powinien to robić cyklicznie, nagrywać je lub spisywać i publikować. Nie wystarczy biuro i czekanie, aż ktoś przyjdzie z jakąś sprawą do "Jaśnie wielmożnego posła czy senatora". Zbyt łatwo w praktyce godzimy się na to, że to partie, a nie my, jesteśmy pracodawcami polityków. I nawet nie tak ważne jest w tym momencie, na kogo głosowaliśmy. Bezrefleksyjnie oddajemy politykom władzę i zbyt potulnie chylimy przed nimi głowy, nie wierzymy, że mamy prawo ich rozliczać - nie tylko z obietnic wyborczych. Ciekawe jest, że w Polsce każda z partii ma naprawdę bardzo małą liczbę członków. Tym bardziej więc dziwi, że tak niewielu ma wpływ na aż tak wiele. Zbyt prosto dajemy się ogrywać. Jak kariera, to do polityki Nasza polityka skażona jest, moim zdaniem, pierworodnym grzechem. Po prostu motywacją do wstąpienia w szeregi danej partii - zwykle zaczyna się to od poziomu lokalnego - nie jest chęć służenia ludziom, ale zadbanie o osobistą karierę. Stąd partie działają jak korporacje - nagradzają i promują wiernych, służalczych, "jednomyślnych". Ścieżka kariery jest dobrze znana i dla wielu niezwykle atrakcyjna: szeregowy działacz - radny - pracownik samorządowy - poseł - pracownik ministerstwa, prezes lub członek rady nadzorczej spółki skarbu państwa - europoseł. Poziom debaty publicznej w Polsce od jakiegoś czasy sięgnął dna, ale odbicia nie widać. Nie rozmawia się w ogóle o problemach edukacji, służby zdrowia, polityki zagranicznej, społecznych nierównościach. Ba, nawet o najbardziej aktualnym i medialnym problemie, nad jakim głowi się cały zachodni świat (i nie znajduje póki co rozwiązania), którym jest nielegalna emigracja i przemyt ludzi, w Polsce właściwie się nie mówi. Bo rozmową i debatą na ten temat nie można nazwać straszenia ludzi. Są wiarygodne prognozy na temat tego, że obojętnie kto wygra wybory i bez względu na to, jakich murów nie będziemy wznosić, liczba emigrantów w Polsce będzie gwałtownie przybywać. Znajdą sposoby i przybędą tu tak czy inaczej, bo dziś naprawdę nie można się od świata zupełnie odizolować Ba, sami będziemy ich ściągać i zapraszać, bo po prostu nie będzie komu wykonywać w Polsce wielu prac. Szczególnie tych najprostszych i najmniej "poważanych", których - zwłaszcza młode pokolenie - po prostu nie chce już wykonywać. Co więc można zrobić tu i teraz? Przede wszystkim znaleźć dla siebie chwilę ciszy i skupienia, wyłączyć telewizor (naprawdę nikt nam już tam nie powie nic nowego) i zwyczajnie, racjonalnie oraz bez emocji, zastanowić się w jakiej Polsce chcemy żyć, jakimi ludźmi się otaczać? Co tak naprawdę proponują nam poszczególne komitety wyborcze? Nie mówię, żeby od razu studiować program, bo tam z reguły są ogólniki, pod którymi każdy mógłby się podpisać. Jednak przecież nawet jak nie oglądamy codziennie tej czy tamtej telewizji, to przecież wiemy, co poszczególne partie nam proponują. Przekaz do nas dociera, tylko nie zawsze chce nam się go usłyszeć i zwyczajnie nad tym wszystkim zastanowić. Człowiek potrafi racjonalnie myśleć, kiedy ma kontakt sam ze sobą. W tłumie, czy też pod wpływem emocji, racjonalność i zdroworozsądkowe myślenie często - z różnych przyczyn - zanika. Mimo więc naszego zmęczenia i czasem zniechęcenia polityką, idźmy na wybory. A jak jeszcze uda nam się namówić do głosowania kogoś niezdecydowanego (na pewno są tacy wśród nas), będziemy wygrani podwójnie. My i demokracja, bo udział w wolnych wyborach, w czasach jej kryzysu, to chyba najważniejszy oręż. Jakub Moryc

(Redakcja)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze [1]

komentarz(1)

0 0

"Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów" – powiedział kiedyś Albert Einstein.

Dlatego głosowanie na partie będące przy korycie przeszło 30 lat, zgodnie z układem Magdalenkowym, czyli obecne PIS, PO z przystawką w postaci Nowoczesnej i Zielonycjh, Lewicę, PSL z 2050 i inne cuda jest tym przysłowiowym szaleństwem.

Jedyną - pragmatyczną - szansą na realną zmianę, mam na dzieję, że na lepsze, jest Konfederacja.

19:36, 12.10.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Kontynuując EinsteinKontynuując Einstein

0 0

"Dwie rzeczy są bez granic. Wszechświat i głupota ludzka". Choć co do tej pierwszej miałbym wątpliwości. Każdy kto chciałby NAPRAWDĘ zmian w tym nieszczęśliwym kraju powinien głosować na Konfederację. Ale głupota ludzka jest bez granic, to dalej będą wybierać tak jak kazał w Magdalence śp. gen. Czesław Kiszczak. Tubylczy lud w tym bantustanie lubi złodziei i kłamców.

20:37, 12.10.2023

W okresie ciszy wyborczej tj. w okresie 24 godzin poprzedzających dzień wyborów i aż do chwili zakończenia głosowania zabronione jest prowadzenie agitacji wyborczej na rzecz kandydatów w jakiejkolwiek formie. Publikacja na portalu internetowym jakichkolwiek komentarzy mających charakter agitacji wyborczej może zostać uznana za naruszenie przepisów ustawy Kodeks Wyborczy oraz stanowi czyn zagrożony karą grzywny (art. 498 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. - Kodeks wyborczy (t.j. Dz. U. z 2019 r. poz. 684 z późn. zm.).

Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu petronews.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas redakcja@petronews.pl lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%