REKLAMA

REKLAMA

Płockie recenzje: Przebudziła się Moc…

REKLAMA

Pierwszy raz trafiły na ekrany kin w maju 1977 roku. Początkowo wyświetlane były tylko w 32 amerykańskich kinach, wkrótce jednak film reżyserowany przez George’a Lucasa porwał miliony osób na całym świecie. Pierwsze części oglądałam na kasetach wideo. Kolejne na DVD. Na siódmą część „Gwiezdnych wojen” wybrałam się do NovegoKina „Przedwiośnie”.

Przeczytajrównież

Dopiero teraz, kiedy minął największy szał na oglądanie najnowszej odsłony przygód Luke’a Skywalkera (choć o Skywalkerze raczej się w tym filmie mówi niż ogląda), zdecydowałam się ją obejrzeć. Zrobiłam to z pełną premedytacją – wcześniej, do granic możliwości wypchane sale kinowe nie napawały mnie optymistyczną wersją znalezienia dogodnego miejsca. Tym razem udało się, choć trzy tygodnie po premierze filmu sala kinowa nadal wcale nie świeciła pustkami. Nic dziwnego. Produkcja J.J. Abramsa przyniosła dotychczas około 1,5 mld dolarów dochodu, a po premierze w Chinach (już 9 stycznia) istnieje spora szansa na przegonienie dotychczasowego lidera, film „Avatar” Jamesa Camerona, który przyniósł 2,8 mld dolarów.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.
gwiezdne_wojny2
Fot. materiały producenta

Siódma część „Gwiezdnych wojen”, nosząca tytuł „Przebudzenie Mocy”, rozgrywa się około 30 lat po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”. Co fajne, możemy zobaczyć w nim starszych i zmienionych, ale wciąż świetnych aktorów z poprzednich części: Harrisona Forda, Carrie Fisher, Marka Hamilla, Anthony’ego Danielsa, Petera Mayhew i Kenny”ego Bakera. W rolach głównych wystąpili natomiast: Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver, Oscar Isaac, Andy Serkis, Domhnall Gleeson i Max von Sydow.

Fot. materiały producenta
Fot. materiały producenta

O genezie akcji filmu dowiadujemy się – tradycyjnie – z tekstowej zapowiedzi w kształcie drogi sunącej w przestrzeni kosmicznej. Po zniszczeniu drugiej Gwiazdy Śmierci, Luke Skywalker znika, natomiast zamiast Galaktycznego Imperium, władzę przejmuje Najwyższy Porządek, który chce zlikwidować ostatniego Jedi i doszczętnie zniszczyć Republikę.

Znana fanom filmu Leia, siostra Luke’a, przyjmuje funkcję generała i staje na czele Ruchu Oporu. Nie ustaje jednak w poszukiwaniu brata, dlatego wysyła swojego najlepszego pilota, Poe Damerona, na planetę Jakku. Ma on przywieźć mapę, pokazującą miejsce pobytu Luke’a, którą chce przekazać Ruchowi Oporu Lor San Tekk. Jednak szturmowcy Najwyższego Porządku pod wodzą Kylo Rena atakują wioskę i chwytają Damerona. Wcześniej udaje mu się umieścić mapę w małym droidzie BB-8. Robota spotyka zbieraczka złomu, Rey i tym samym ściąga na siebie pościg. Kylo Ren torturami wydobywa bowiem od pilota, że mapa znajduje się w BB-8 i zaczyna go szukać, używając dostępnych sił i środków. Dziewczyna i robot zyskują jednak nieoczekiwanego sprzymierzeńca…

Fot. materiały producenta
Fot. materiały producenta

Scenariusz filmu umiejętnie łączy stare, sentymentalne już wątki z poprzednich części i wplata je w akcję siódmej części serii. Mamy więc okazję znów zobaczyć wysłużony statek kosmiczny Hana Solo, czyli Sokół Millenium, widzimy też i samego Hana Solo, z jak zwykle świetnym Harrisonem Fordem w tej roli. Nie zabrakło i Chewbacki, tradycyjnie wyrażającego wszystkie emocje za pomocą charakterystycznych mruknięć i porykiwań.




Jak na „Gwiezdne wojny” przystało, musiała pojawić się prawdziwa wojna. Przywódca Najwyższego Porządku, Snoke, rozkazał użycie superbroni, dzięki której zniszczył kilka planet. Kiedy przygotowuje się do zniszczenia D’Qar, czyli siedziby Ruchu Oporu, rebelianci opracowują plan zniszczenia broni. Rozpętuje się wojna, w której nie brakuje ofiar, emocji, walki dobra ze złem, jasnej i ciemnej strony mocy…

Ten film to pierwszy z trzech, realizowanych po przejęciu przez The Walt Disney Company Lucasfilmu w październiku 2012. J.J. Abrams wyreżyserował film, w którym silnie inspiruje się poprzednimi częściami, ale jednocześnie tworzy zupełnie nową historię i nową jakość. Nic dziwnego, scenariusz napisał bowiem wspólnie z Lawrence’em Kasdanem, czyli współscenarzystą „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi”. Tło muzyczne również naprowadzało fanów na dobrze znane tony, czym zajął się kolejny raz John Williams. Co ważne, twórca „Gwiezdnych wojen”, George Lucas, pomagał przy siódmej części jako kreatywny konsultant.

Fot. materiały producenta
Fot. materiały producenta

To wszystko jest odczuwalne w trakcie oglądania ponad dwugodzinnej produkcji. Jest akcja, humor, piękna i silna kobieta, wojownicy, latające statki kosmiczne i walki w przestrzeni kosmicznej, nie brakuje też Mocy, która objawia się niespodziewanie, ale nadal wzmacnia działanie świetlnych mieczy o dobrze znanej czerwonej i niebieskiej barwie.

Na koniec powiem Wam – ja, wcale nie wielka fanka tego kultowego filmu – że 135 minut przesiedziałam bez cienia nudy, chłonąc nowe wątki, śmiejąc się z żartów głównych bohaterów i z łezką w oku patrząc na wciąż przystojnego Harrisona Forda. Wiem też, że obejrzę kolejną część „Gwiezdnych wojen”, którą zaplanowano na maj 2017 roku. Jestem ciekawa odpowiedzi na wiele pytań, które powstają po obejrzeniu „Przebudzenia mocy” – kim jest i skąd wziął się Snoke, czy Luke poprowadzi Ruch Oporu do wygranej i czy moc Jedi odrodzi się w pełni…

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU