– Szmira, dziadostwo, tandeta, chała, badziewie, gniot – z takimi właśnie określeniami często przychodzi nam spotykać się na określenie kontynuacji filmu (sequela), zwłaszcza, gdy „jedynka” spełniła oczekiwania widza, oraz gdy odniosła komercyjny sukces – pisze nasz czytelnik. Jakie odczucia miał podczas drugiej części filmu „Obecność”? Zapraszamy na kolejny odcinek Płockich recenzji.
Opis producenta
Kolejna odsłona kultowej Obecności James’a Wana. Lorraine i Ed Warren udają się do północnej części Londynu, aby pomóc samotnej matce wychowującej czwórkę dzieci, której dom jest nawiedzany przez złośliwe duchy.
Reżyseria: James Wan. Występują: Patrick Wilson, Vera Farmiga.
Recenzja czytelnika
Szmira, dziadostwo, tandeta, chała, badziewie, gniot – z takimi właśnie określeniami często przychodzi nam spotykać się na określenie kontynuacji filmu (sequela), zwłaszcza, gdy „jedynka” spełniła oczekiwania widza oraz gdy odniosła komercyjny sukces. Rzeczywiście, niejednokrotnie wydaje się, że „dwójka” jest robiona na siłę, a jej odbiór jest wyraźnie wtórny.
Wobec powyższego, z niemałą obawą udałem się na „Obecności 2”. No bo cóż może się więcej wydarzyć, co może zaskoczyć, wobec – znakomitej zresztą – „Obecności”. Ot, po prostu opowieść o kolejnej sprawie Warrenów – amerykańskich badaczy zjawisk paranormalnych. Niemniej, nazwisko reżysera Jamesa Wana, a także osoba scenarzysty Careya Hayesa, Josepha Bishary – autora ścieżki dźwiękowej oraz odtwórcy głównych postaci Patrick Wilson i Vera Farmiga, czyli ten sam skład, który zaistniał w „Obecności”, dawały gwarancję odpowiedniego poziomu obrazu. Wszak film sprzed dwóch lat wysoko zawiesił poprzeczkę.
No cóż – najkrótszą recenzją byłoby stwierdzenie: film straszy. A zatem spełnia swoją podstawową rolę, jako gatunek. Ale to oczywiście mało powiedziane. Jest to obraz wciągający, pozwalający ponieść się emocjom, a i zaskoczeń i zwrotu akcji tu nie brakuje. Dodatkowym aspektem, działającym na wyobraźnię jest informacja o oparciu scenariusza filmu o wydarzenia autentyczne, jakie miały miejsce w 1977 roku.
Po początkowej scenie, podczas której lepiej poznajemy Lorraine Warren i jej możliwości (zdolności), akcja przenosi nas na drugi kontynent, mianowicie do Anglii, a ściślej rzecz biorąc, do Enfield – jednej z dzielnic Londynu („London Calling” The Clash jako podkład muzyczny – a jakże!), co – moim zdaniem – dodaje swoistego charakteru filmowi. Nawet tamtejsi policjanci pokazani są jako działający z typową dla siebie angielską flegmą. I właśnie jeden z domów w Enfield staje się areną walki dobra ze złem, starcia znanego już z części pierwszej. Niemniej liczba, a przede wszystkim jakość i nowatorstwo kolejnych scen i zastosowanych w nich efektów grozy, nie dają podstaw do stwierdzenia, że jest to film wtórny wobec „jedynki”.
Mało tu miejsca na tanie chwyty, znane z miernych horrorów. Tu wszystko wydaje się być pokazane z powagą, adekwatną do zaistniałego problemu. I nawet jeśli pewne fragmenty filmu są przewidywalne, i tak powodują ciarki na plecach i uczucie chłodu na całym ciele. Może jedynym fragmentem filmu, dającym odetchnąć widzowi i na chwilę zapomnieć o toczącym się na białym ekranie koszmarze, jest wykonanie przez Eda Warrena „Can’t Help Falling In Love” Elvisa Presleya.
Film łączy się ze swym poprzednikiem w sposób bardzo ścisły, nie tylko poprzez osoby bohaterów. W „Obecności 2” znajdujemy również ten sam dom, w którym Warrenowie przechowują przedmioty będące siedliskiem wszelkiego zła, a które to leżały w spektrum zainteresowania w trakcie ich prac nad nieziemskimi zjawiskami. Widzimy też inne kadry, które znane są z części pierwszej.
Dwa słowa o technicznej stronie filmu. Rewelacyjna muzyka Josepha Bishary z jednej strony wydaje się kierować akcją toczącą się w filmie, z drugiej strony pobudza wyobraźnię widza na tyle, żeby większość scen budziła grozę, niepokój czy przerażenie. Gra świateł jest iście mistrzowska. I czasem trzeba mrużyć oczy, aby usiłować dostrzec to „coś” czające się w mroku, nie mając zresztą pewności, czy tam w ogóle owo „coś” jest. Do pewnego czasu nic tu nie jest powiedziane/pokazane wprost. Również efekty specjalne nie są przerysowane, nie są groteskowe (może poza jednym, jak się wydaje komputerowo stworzonym wyjątkiem), i pokazują dokładnie tyle, ile powinniśmy w danej scenie zobaczyć.
Dla miłośników gatunku, dla widzów lubiących się bać, ceniących uczucie wtopienia się w obraz, wejścia w sytuację, „Obecność 2” to pozycja obowiązkowa. Tymczasem ja z dużą przyjemnością zobaczę jeszcze raz ten film, ale przed swoim drugim seansem, dla uspokojenia duszy i skołatanego serca, posłucham sobie „Can’t Help Falling In Love”…
Dziękuję i pozdrawiam
Zbigniew Grabowski