Zamknij

10. urodziny na plaży. Chłodny Reggaeland w Płocku

17:13, 13.07.2015 Aktualizacja: 17:19, 13.07.2015 ok. 6 min. czytania
Skomentuj
Za nami jubileuszowa, 10. edycja Reggaelandu. Jak na okrągłe urodziny przystało, musiało dziać się więcej niż zazwyczaj. Były więc gwiazdy, których repertuar opiera się na rytmach wprost z Jamajki, a także wisienka na torcie, którą stanowił sam... tort, a konfetti, które poleciało w tłum na plaży, ukoronowało całą imprezę.

Już we wczesnych godzinach porannych w piątek, 10 lipca, na płocką plażę przybywali festiwalowicze z namiotami i plecakami. Z godziny na godzinę, ożywało nadwiślańskie nabrzeże i miasto. Na parkingach zagęszczało się autami z całej Polski i nie tylko.

W piątek o godzinie 14 organizatorzy na rejs po Wiśle zabrali dziennikarzy, aby opowiedzieć w nietypowej scenerii o tym, co czeka na fanów reggae w Płocku podczas dwudniowego festiwalu. Na "Mariannie" z dziennikarzami spotkał się wiceprezydent Płocka Roman Siemiątkowski, dyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki Artur Wiśniewski oraz dyrektor programowy Reggaelandu, Dariusz Malejo Malejonek. Na pokładzie byli także goście specjalni z Gruzji, a konkretnie zespół Reggaeon z Rustawi.

Dariusz Malejonek opowiedział o wykonawcach 10. edycji Reggaelandu. - Jestem szczęśliwy, że mogę spełniać swoje muzyczne marzenia - mówił do uczestników rejsu. Opowiedział też krótko o debiutach, które były nowością festiwalu.

W czwartek, 9 lipca, odbyło się bowiem przesłuchanie debiutanckich zespołów. O nagrodę główną "zawalczyło" sześć zespołów. Grupa, która odebrała nagrodę główną, czyli nagranie płyty przez płocki POKiS oraz udział w tegorocznym Ostróda Reggae Festival, to 11-osobowy zespół Johny Rockers. W przyszłym roku będzie można posłuchać zespołu na kolejnym Reggaelandzie.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Atrakcje i imprezy towarzyszące imprezie przybliżył Artur Wiśniewski. - Staramy się, aby festiwal był atrakcyjny i bezpieczny i aby dla każdego znalazło się coś fajnego. Będzie zatem strefa dla dzieci, gdzie animatorzy będą zajmować się małymi dziećmi wymyślając... cuda-wianki - żartobliwie podkreślił. Organizatorzy zadbali także na festiwalu o miejsca dla osób niepełnosprawnych. Bezpłatne wstępy reggaelandowicze mieli do płockich muzeów, a ZOO mogli zwiedzać za połowę ceny biletu.

Z tego, jak się przekonaliśmy w sobotę, skrupulatnie wiele osób skorzystało. Z opaskami Reggaelandu spotkaliśmy w ogrodzie zoologicznym nawet grupę z niemieckiego Dusseldorfu. - Przyjechali do mnie w niby gości - śmiał się w rozmowie z nami polski przyjaciel grupy, płocczanin Rafał. - Korzystają z atrakcji jak się da, teraz nie ma koncertów, więc zwiedzamy - tłumaczył.

W pierwszy dzień festiwalu, pogoda była niezbyt łaskawa. Chociaż na obydwu scenach, które stały na plaży działo się wiele, to jednak wśród naszych rozmówców słyszeliśmy głównie narzekanie na pogodę. - Byłoby super, gdyby nie to zimno - mówiła nam dziewczyna zawinięta w koc. - Tu potrzebna zimowa kurtka - wtórowała jej koleżanka. - Przyjechaliśmy z Przemyśla już w środę, mieszkamy w wynajętym pokoju, ale przecież nie będziemy w nim siedzieć, po to jest festiwal, żeby się bawić - tłumaczyła nam z kolei Marta.

Pogoda przełożyła się też na liczbę uczestników koncertu, na plaży nie można było mówić o tłumach.

Na dużej scenie ozdobionej dwoma lwami w piaskowym kolorze, w piątkowe popołudnie i noc zagrali: Reggaeon, Damian Syjonfam, Mesajah, któremu towarzyszył na scenie Kamil Bednarek, Grubson, żywiołowo przyjęty przez publiczność, stary dobry Daab, Jah Cure, który starał się porwać zmarzniętą publiczność oraz na koniec - Marika, która przyznała, że nie jest muzykiem reggae i pierwszy raz uczestniczy w takim festiwalu jako wykonawca.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Drugiego dnia było już lepiej. Przede wszystkim zmieniła się pogoda, co miało wpływ na to, że plażę odwiedziło wiele rodzin, również z bardzo małymi dziećmi. Od pierwszego koncertu ludzie bawili się tak, jakby chcieli nadrobić "straty" z dnia poprzedniego.

O ile w piątek bez problemu można było kupić coś do jedzenia, czy ewentualnie pamiątkę, o tyle w sobotę praktycznie wszędzie były kolejki. Ludzie tańczyli i podrygiwali w każdym wolnym miejscu. Cykl koncertów tego dnia rozpoczął Bungostan, następnie zagrali Roots Rockets, Tabu i Kamil Bednarek, którego występ był bardzo energetyczny. Wśród publiczności spotkaliśmy wielu płocczan, którzy specjalnie kupili bilety tylko na koncert artysty. Trzeba przyznać, że ten młody wykonawca ma swoich fanów, którzy bawili się świetnie przy największych hitach Kamila.

Zaraz po nim na scenie zagościł zespół z Japonii - Tokyo Ska Paradise Orchestra, równie charyzmatyczni. Jednak wśród fanów reggae spotkaliśmy się z różnymi opiniami na ich temat. - Są świetni - mówiła nam Karolina. - A mnie to raczej przypomina muzykę rozrywkową - tłumaczył nam z kolei Maciek.

Podczas tego koncertu, organizatorzy zaplanowali "wybuch" jubileuszowego konfetti, które stworzyło niesamowity efekt ze światłami, padającymi ze sceny. Później na scenie zagościł Popcaan, a na koniec zagrali Mellow Mood. Jeżeli komuś było za ciasno przed główną sceną, mógł przejść parę metrów dalej, gdzie w specjalnie przygotowanym namiocie Soundsystem Circus grały zespoły soundsystemowe. Tam też nie brakowało ludzi, głównie młodych, którzy nastawiali się na trochę inne brzmienie jamajskich rytmów. Podczas dwóch festiwalowych dni, koncerty pod namiotem trwały do białego rana.

- Jestem bardzo zadowolony z festiwalu, jest dużo ludzi, a to najważniejsze. Nasz festiwal nabiera coraz większego rozmachu, i czegóż chcieć więcej - mówił nam rozpromieniony Artur Wiśniewski w sobotni wieczór, tuż po pokrojeniu urodzinowego festiwalowego tortu.

Jak można podsumować 10. edycję jednego z naszych sztandarowych festiwali, które przyciągają do Płocka tłumy turystów? W tym roku na pierwszy "rzut oka" nadwiślańskie nabrzeże nie kipiało fanami jamajskich rytmów. Co prawda, dyrektor POKiS, Artur Wiśniewski przyznał na konferencji prasowej, że: - W tym roku padł rekord, jeśli chodzi o przedsprzedaż biletów, bo sprzedaliśmy ich ponad 4 tysiące.

Jednak w piątkowy wieczór i noc nie odczuwało się nawet takiej liczby, choć faktem jest, że pogoda, o której wcześniej pisaliśmy, była raczej jesienna. A może nie było też wiodącej gwiazdy, która przyciągnęłaby fanów nad Wisłę. Za to w sobotę plaża przy scenie nabrała jakby drugiego oddechu... Zdecydowaną gwiazdą tego wieczoru był młody Kamil Bednarek. Po jego występie zebrał się tłum przy wejściu do strefy VIP, gdzie artysta rozdawał autografy.

Festiwale są naszą wizytówką, a zabawa na koncercie Bednarka wyraźnie wskazuje na to, że aby tę wizytówkę zapisać dobrymi zgłoskami, należy zapraszać artystów znanych i z tak zwanym "wyrobionym" nazwiskiem.

Poza sceną też trwał festiwal i to, na co najbardziej narzekali festiwalowicze, otarło się o prozę życia... nieustanną kolejkę do toalet. - Jestem trzeci raz na Reggaelandzie, lubię Płock, ale dobija mnie jedno. Czy wy nie macie tu toy-toyów? - pytał nas miłośnik reggae spod Poznania. Generalnie, dopiero sobotnia atmosfera przypominała nasz stary, dobry festiwal, tak pod względem atmosfery, jak i dobrze bawiących się festiwalowiczów.

(Lena)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%