REKLAMA

REKLAMA

Z pożółkłych szpalt Korespondenta Płockiego

REKLAMA

„Założenie przed dziesięciu laty Szkoły Głównej w Warszawie rokowało nadzieję pomnożenia ludzi wykształconych i rzeczywiście tak się stało. Jednakże dziwnym zbiegiem okoliczności wychowańcy pomienionego zakładu, prócz kilku indywiduów z wydziału filologicznego i matematycznego niewiele, prawie nic dla nauki zrobili. Mamy tu na myśli wydział prawny, przecież najogólniejszy pod względem zakresu nauki, a zatem najłatwiej mogący promieniami swej wiedzy ogarnąć społeczeństwo. Gorzko zgryźć tę prawdę, a jednak nie ulega wątpliwości, że młodzież wydziału prawa, już w szkole utworzywszy sobie cel karyery sądowej, poza jej murami nie potrafiła się wynieść ponad takowy”.

Przeczytajrównież

Wyrwaliśmy kolejną kartkę z kalendarza, a to jednoznacznie wskazuje, że przyszedł czas, aby z ciekawością odkrywcy zajrzeć w naszą przeszłość, nabożnie i jednocześnie z przymrużeniem oka przewracać leciwe karty naszego „Korespondenta”. Tym razem nie mogłem pominąć obszernego artykułu, który zresztą ukazał się w odcinkach w kilku numerach gazety, bo jest on dla nas skarbnicą wiedzy o stylu życia i tak zwanych obyczajach ludycznych, czyli prościej rzecz ujmując – rozrywkach naszych pradziadów. Otóż niejaki, tajemniczy A.N. tak wykładał swoje racje:

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

„Wielokrotnie już zwracałem uwagę waszą na objawy życia umysłowego, śledząc takowe w książkach, czasopismach i w teatrze. Światło ma to do siebie, że promienie swe przepuszcza przez najdrobniejszą szczelinę, toteż nie można się dziwić, że w towarzystwie nic tak nie uderza, jak stan kultury. Urodzenie, majątek, moralność oraz inne przymioty łatwo się niwelują w salonie, lecz wykształcenie, a z nim idące dobre wychowanie uwidaczniają się natychmiast. Wartość salonu określa się zazwyczaj poziomem umysłowości jego żywiołów składowych, a najwykwintniejsze wymagania gospodarzów nie pomogą, jeśli płaskie u siebie zbiorą towarzystwo, chociaż złożone z osób dobrego urodzenia i wysokich przymiotów serca, gdyż wszystko to nie zastąpi ducha!”

Oczywiście nasz komentator ówczesnego życia intelektualnego nie miał tu na myśli salonów samochodowych, ani też fryzjerskich, chociaż akurat te ostatnie od lat służą swobodnej wymianie myśli, a przede wszystkim informacji w postaci najświeższych ploteczek. Tu autorament towarzystwa jest w rzeczy swej przypadkowy, trudno zatem też zadbać o poziom dyskusji. My współcześni dawno już zarzuciliśmy pomysł organizowania proszonych spotkań w stylu obiadów czwartkowych króla Augusta Poniatowskiego, ponieważ dużo łatwiej o burzę mózgów „w sieci” – na forach, czatach, w mediach społecznościowych, tymczasem nasi przodkowie nie znając tego dobrodziejstwa, żeby sobie zwyczajnie pogadać, musieli się spotkać w „realu” twarzą w twarz. Powróćmy jednakże do wykładu A.N.:

„Założenie przed dziesięciu laty Szkoły Głównej w Warszawie rokowało nadzieję pomnożenia ludzi wykształconych i rzeczywiście tak się stało. Jednakże dziwnym zbiegiem okoliczności wychowańcy pomienionego zakładu, prócz kilku indywiduów z wydziału filologicznego i matematycznego niewiele, prawie nic dla nauki zrobili. Mamy tu na myśli wydział prawny, przecież najogólniejszy pod względem zakresu nauki, a zatem najłatwiej mogący promieniami swej wiedzy ogarnąć społeczeństwo. Gorzko zgryźć tę prawdę, a jednak nie ulega wątpliwości, że młodzież wydziału prawa, już w szkole utworzywszy sobie cel karyery sądowej, poza jej murami nie potrafiła się wynieść ponad takowy. Magister uchodząc ze świątyni myślał o dobrem śniadaniu, a więc zostawszy np. patronem , bo to było rękojmią dobrego chleba, najmował piękny lokal, kupował dębowe meble – a potem żenił się. A nie na tem kończą się obowiązki obywatela, który włożył kapitał pieniędzy, czasu, i zdrowia w naukę, gdyż ogół ma jeszcze prawo do pewnego procentu z takowej, niekoniecznie w pozwach lub umiejętnie nakreślonej obronie. Mamy prawo żądać, by ludzie oświeceni, oprócz eksploatowanego zawodu iskrę życia duchowego dawali w społeczeństwo, które złożyło się na ich zasoby naukowe.”

Nie ma co się czepiać, że młody człowiek, miast toczyć w salonach jałowe dysputy i nieść w lud oświaty kaganek, chciał w te pędy zakładać podstawową komórkę społeczną i wspierać politykę prorodzinną państwa, generować nowy ród obywateli, skorzystać z Programu 500+… Oj, chyba pomyliły mi się epoki, jednakże gdyby nasi pradziadowie nie lekceważyli tak ostentacyjnie prokreacji i przyłożyli się do niej, to dziś na pewno nie mielibyśmy problemów z funduszem emerytalnym…

„Przed dwudziesty laty aby się nazywać skończonym człowiekiem, dosyć było skończyć kurs w gymnazyum realnem; otrzymawszy w niem patent można było zostać choćby profesorem w Marymoncie; kto był w pięciu klasach miał przyszłość w administracji lub na roli, a często młodzieniec nie ukończywszy żadnej szkoły wchodził do stanu duchownego. Dziś epoka się zmieniła, ludzi wykształconych mamy wielu, ale czy kraj wyciąga z nich tę korzyść do jakiej ma prawo? Bardzo wątpimy! W życiu zewnętrznym nie dostrzegamy ich, tak więc pokażę wam sposób spędzania wolnego czasu od zajęć.”

Wygląda na to, że ten stan rzeczy utrzymuje się do dziś – ludzi wykształconych, światłych, kompetentnych mamy aż w nadmiarze, a karierę robią ci, u których trudno by szukać dyplomu lub nawet patentu sternika…

„Minęły bezpowrotnie czasy, gdy istniały salony literackie, dziś prowadzi się resursy i kluby. W przybytkach tych znajdują się co prawda szafy z książkami, lecz te jak cenne relikwie pokryte kurzem, nie zwabiają do siebie ciekawych. Zaledwie gazety mają kilkunastu stronników. Dziś zabawą ogólną w resursie są karty. Wyobraź sobie czytelniku kilkanaście stolików, a przy każdym po pięć osób, a wieluż tam ludzi, co ukończyli uniwersytet. Codzienny gość resursy we dnie ima się pracy biurowej, w karty gra nocą, a rodzina jego bez kierunku pozostaje. W karnawale porządek nie zmienia się – na dole papa gra w karty, na górze mama z córkami tańcuje; o młodzież najłatwiej, bo bilet kosztuje tylko 3 ruble. Wobec takich warunków nie ma mowy o zjednoczeniu towarzyskim.




Salony prywatne nie lepiej się przedstawiają. Na próżno dzienniki, powieściopisarze, poeci rzucali głos potępienia na gangrenę kartową, Jej zwolennicy tłumaczyli się zawsze małą przegraną i bezinteresownością pieniężną. A gdzież są ci ludzie z nauką, od których kraj żąda inicjatywy? Siedzą przy zielonym stoliku! Wejdźmy do jednego z tych salonów, które mam na myśli. Kobiety siedzą same, jak na Turecczyźnie i ziewają; zbliżam się do jednej, a widząc jej niepospolite znużenie, pytam o zdrowie… „Panie, to jedenasty wieczór bezsenny, który spędzam z mężem w podobnym kółku, a jutro mam się wywzajemnić u siebie, muszę się wywczasować choćby w fotelu.” Nie specjalnością mężów jest wodzenie żon po wieczorach, aby zasypiały; nowa suknia, zaspokojenie pewnych potrzeb zbytku, słowem zabawki jak dla dziecka nie wyczerpują obowiązków porządnego człowieka względem kobiety, której zapewnił przyszłość. Prócz kapelusza i kwiatów potrzeba jej umysłowego pokarmu, a któż bardziej winien się z nią dzielić duchem i myślą, jak nie mąż własny?”

Tu nie mogę już powstrzymać się od dygresji – właśnie dowiedzieliśmy się, skąd wzięła się u nas powszechna awersja do czytelnictwa. Przelazła na nas w genach! Poza tym ówczesny salon wyglądał trochę, jak wiejska zabawa, gdzie kobiety siedzą pod ścianami próżno oczekując na adoratora. A poza wszystkim Panie A.N. nie wiem, czyś Pan zauważył, że końcowy fragment wypowiedzi jest niemożliwie seksistowski? Brnijmy dalej:

„Lecz nie tylko karty są tamą naszego rozwoju… są jeszcze inne zabawy poza atmosferą salonu, które zabijają czas i myśl, wprowadzając ludzi w złe towarzystwo i odciągając od rodziny. A jednak gry te mają poważanie powszechne i mało jest osób, które dostrzegłyby w nich stronę ujemną; mam na myśli (sic!) szachy i bilard. Szachy mają swoją historię, jak wojny krzyżowe, swoją literaturę nie na żarty obszerną; z tem wszystkiem głosujemy przeciwko tej zabawie, ponieważ siedliskiem szachistów są przeróżne cukiernie, kawiarnie i wszelkie tawerny. Zajrzyjmy do jednego z tych przybytków. Zadymiony i ciemny pokój, w którym dzień i noc palące się światło sprawia wrażenie grobu. Przy kilku stolikach schylone oblicza z pomarszczonem czołem nadają się do obrazów Rembrandta… Tu i ówdzie rzucone do siebie słowa świadczą, że osobistości te żyją tylko jaźnią, nic nie wiedzą, co się wkoło nich dzieje; co za poświęcenie samego siebie dla honoru wygranej. Każdego dnia dość solidna liczba indywiduów tracąca czas na grę niewątpliwie piękną, ale nie przynoszącą żadnego pożytku moralnego. Dodajmy do tego duszną atmosferę i sporą ilość kawy czarnej, którą prawie bezwiednie gracze pochłaniają, a będziemy mieli pełną ilustrację tej rozrywki.”

Słusznie! Szachy wypalić jak zarazę do gołej ziemi! Po co komu gra logiczna rozwijająca umysł, skoro się przy niej nie dyskutuje i na dodatek odciąga pasjonatów od rodziny łona? W obecnych czasach idąc tym tropem najbardziej zagrożeni spośród hobbystów są pewnie wędkarze i myśliwi – jak łowią albo polują to milczą, a na dodatek tkwią w odmiennych stanach świadomości, jakie stwarzają im okoliczności przyrody… Prześledźmy jednakże do końca, co jeszcze może działać z siłą plagi egipskiej:

„Bilard przedstawia dla grających trudniejsze warunki; wypada go szukać w odpowiednim zakładzie, płacić najem, starać się o partnera i robić z siebie pewne widowisko sui generis gimnastyki, do czego nie łatwo przywyknąć bez przejścia odpowiedniej szkoły. Bilard jest najniestosowniejszym sposobem spędzania czasu dla młodzieży, która przy nim wprawia się do znoszenia złego towarzystwa i do knajpy. Znam starców goniących jeszcze za tą rozrywką, co dowodzi, że nałóg ten wchodzi w krew. Bilardy przedstawiają cały szereg adeptów, dających się podzielić na kilka kategoryi, falujących od panicza po studenta sposobiącego się do życia. Wszystkie te zakłady mają podobną postać. Zakurzone ściany, gracze porozbierani, bufet z kawą i gorzałką, poszarpana, brudna gazeta, o publiczności już zamilczę; powiem tylko, że kiedy w bibliotece publicznej pustki, w salach bilardowych w każdej porze pełno. Lubimy się bawić – to nasz błąd chroniczny; rozrywka jest potrzebną, ale nie dla niej żyjemy. Brak umysłowego żywiołu w towarzystwie, który przypisujemy odrętwieniu powszechnemu, jest srogą klęską dla kraju, gdyż apatya ta podmywa naszą kulturę, osłabia pojęcia obowiązku i nie pozwala się wyrabiać opinii.”

Cóż.. Nawiązując do bilardowej gimnastyki to amerykańskie produkcje filmowe już dawno nas przekonały, że jeżeli tylko bilard jest koedukacyjny, to każda ze stron może odnieść wiele korzyści… szczególnie tych wizualnych, ale tego pewnie autor wywodu też by nie pochwalał. Tymczasem jedno jest pewne – wreszcie nam to ktoś wszystko po ludzku wyłożył! Szkodliwymi, ludzkimi przywarami nie jest nikotynizm, alkoholizm, narkomania, lekomania, obżarstwo, hazard, przestępczość, czy też korupcja. Śmiertelnymi chorobami, które od wieków toczyły zdrową tkankę narodu są gry karciane, bilard i… O zgrozo! Szachy!

 

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU