Tak w skrócie można opisać sytuację, przedstawioną przez naszą czytelniczkę. – Sprawa dotyczy mojego syna, po treningu policja oskarżyła go o wyrzucanie petów, chociaż nie pali. Potem kazali mu opróżnić kieszenie, a kiedy wypadły z nich okruchy, dali mu mandat za śmiecenie – pisze oburzona. Policjanci twierdzą natomiast, że chłopak przyznał się do śmiecenia.
Zdarzenie miało miejsce wczoraj, 16 lutego, między godziną 12.30 a 14, przy al.Kilińskiego, na parkingu pobliskiej pizzerii. – Chłopak po treningu zjada obiad w pobliskim barze. Wychodząc, spotyka kolegę. Stoją, rozmawiają. Przejeżdża policja, wyskakuje jeden mundurowy i krzyczy do chłopaka: Co wyrzuciłeś? Peta? Zaśmiecasz! – relacjonuje czytelniczka. Ponieważ jej syn nie pali, zaprzeczył, tłumacząc, że wraca właśnie z treningu. Według relacji chłopaka, policjant powiedział: „A co k… głupiego ze mnie robisz? A może narkotyki wyrzuciłeś?”.
– W tym momencie podeszło trzech policjantów z radiowozu, którzy kazali mu wyjąć wszystko z kieszeni. Wtedy wypadają mu jakieś okruchy. – Policjant na to: Wcześniej nie zaśmieciłeś, to teraz naśmieciłeś! – pisze czytelniczka. Chłopak dostał mandal 500 zł. – Faktycznie, nie wytrzymał, i powiedział: K…, panowie, co wy robicie? – przyznaje mama chłopaka. Wtedy policjant wręczył kolejny mandat, za wulgaryzmy. Według relacji czytelniczki, syn przestał już dyskutować bojąc się, że dostanie kolejny mandat. – Czyżby Panom Policjantom brakowało limitu dziennego mandatów? Taka jest władza? – pisze rozżalona.
Zapytaliśmy o sytuację rzecznika płockiej policji, Krzysztofa Piaska, który zastrzega, że funkcjonariusze Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Płocku podlegają Mazowieckiemu Komendantowi Wojewódzkiemu Policji, który ma siedzibę w Radomiu. Potwierdza natomiast, że zdarzenie miało miejsce w poniedziałek, 16 lutego, natomiast według relacji funkcjonariuszy, chłopak przyznał się, że zaśmiecał teren i przyjął mandat. Potem użył wulgarnych słów, za co otrzymał kolejny mandat – ten również przyjął bez protestów.
– Jestem tak bardzo oburzona i z pustymi rękami – komentuje te wyjaśnienia matka chłopaka. – Prawo u nas działa tylko w jedną stronę. Policjanci twierdzą, iż syn się przyznał, lecz to nie jest prawda. Zapewniam, że nie miał nic do powiedzenia. Śmiali się i krzyczeli na niego, więc postanowił się już nic nie odzywać – podsumowuje czytelniczka.
licho.