Trzeci mecz finałowy w Płocku wydaje się dla większości kibiców i ekspertów formalnością. Zapominają, że mury dla Nafciarzy to coś więcej, niż ósmy zawodnik.
Zawodnicy Wisły walczą w tej chwili nie tylko z rywalem. Dochodzą kontuzje, wykluczenia, brak zawodników do grania, do tego niezbyt przychylni panowie w czerni. Niestety, ale jedna z niewielu, wartościowa para sędziów w tym kraju (panowie Leszczyński i Piechota) pochodzi z Płocka, co oznacza, że w Orlen Arenie na pewno gwizdać nie będą. Wisła skazana jest na pożarcie.
Fakty też nie są po naszej stronie. Co prawda, w zeszłym roku przedłużyliśmy o jeden mecz walkę o mistrzostwo Polski, jednak w tym roku szanse są iluzoryczne. Brak Jurkiewicza, Ivana, Tiago, Sashy, Piechowskiego, do tego Zele z podejrzeniem złamania nosa i prawdopodobna kara za czerwoną kartkę dla Kamila Syprzaka. Angel Montoro też mocno poobijany. To sprawia, że w starciu z Vive tylko cud mógłby sprawić, że postawimy się kielczanom. Ale to są nasze śmieci. Tutaj już zdarzały się cuda.
Nie mogę też nie wspomnieć o drużynie przeciwnej. Niektórym panom w żółtych trykotach nie wystarczy pełna sportowa dominacja nad bardzo osłabionym rywalem. Jakby nie potrafili znieść woli walki i charakteru płockich graczy… Pierwszy mecz finałowy w pełni odpuścili. Pokazali swój stosunek do odwiecznego rywala w sposób, jaki nie przystoi czołowej ekipie na Starym Kontynencie. Oczywiście, można tłumaczyć brak motywacji stanem kadrowym Nafciarzy, jak i zbliżającym się turniejem Final Four LM w Kolonii. Ale prawda jest okrutna – mistrzem zostaje się na boisku, ale jest się nim także poza parkietem. Profesjonalizm to nie tylko odwalenie swojej roboty w miejscu pracy i radość z sukcesu. Chodzi mi tu o graczy (mówiąc ściślej: gracza) z ogromnym stażem, wyjadaczy, którzy powinni nieść przykład młodszym, być dla nich odniesieniem, zamiast łamać im nosy. Taka jest prawda.
Vive Tauron Kielce jest na dziś (i pewnie jeszcze długo będzie) drużyną lepszą od Wisełki. Ale podkreślam – tylko sportowo. To, co miało miejsce w Hali Legionów w ten weekend, można nazwać festynem. Bo gdyby płockim zawodnikom nie zbrakło sił w 45. minucie pierwszego spotkania bądź nie przydarzyła się indolencja strzelecka w drugiej połowie meczu niedzielnego – hala naszego odwiecznego rywala przyjęłaby szokujące niepowodzenie głuchą ciszą — kibice sukcesu. Całe szczęście, w Płocku kibice zawsze są, nie tylko bywają. Niech ten trzeci mecz będzie dowodem na to, że w Płocku piłka ręczna znaczy coś więcej. Zwycięstwo jest drugorzędne. Dajmy im poczuć, że w Płocku zespół, nawet mimo złej passy, ma wsparcie, nasza drużyna ma za sobą mnóstwo gardeł i rąk. Nasi gracze na to zasłużyli.
Dla niektórych Nafciarzy, tych z krwi i kości i nie tylko, będzie to ostatni mecz w niebiesko-białych barwach. Życzę im, aby mieli szansę pożegnać się godnie z halą i mieszkańcami Tumskiego Grodu.
Maciej Kobylski
Wisła Płock – Vive Kielce 21.05 godzina 18:00.