REKLAMA

REKLAMA

Wiesław Chrobot: W marzenia trzeba wierzyć

REKLAMA

Już 24 lata mijają od kiedy Wiesław Chrobot zaangażował się w organizację turnieju tenisa na wózkach. 5 czerwca rozpoczął się XXIV Płock Orlen Polish Open – jak wspomina minione blisko ćwierć wieku dyrektor turnieju?

Płock Orlen Polish Open to wydarzenie, które nie ma sobie w Płocku równych. Organizowane od 24 lat przez grupę pasjonatów i wolontariuszy, ściąga do naszego miasta zawodników z całego świata. Jak zaczęła się ta przygoda?

Przeczytajrównież

Tenis zaczął się od badmintona

– Moja historia z tenisem zaczęła się od… badmintona – zaskakuje nas Wiesław Chrobot, który od początku współorganizuje POPO. – Pracowałem zawodowo w badmintonie, organizowałem duże turnieje w Polsce o zasięgu ogólnoświatowym, ale i w Płocku. Mało osób wie, że na przykład w Jagiellonce była bardzo silna sekcja badmintona – wtrąca.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Jak tłumaczy, historia tenisa na wózkach w Płocku zaczęła się od bardzo przykrego wydarzenia. – Piotr Jaroszewski uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku czego nie odzyskał już sprawności, nie mógł chodzić. Był wówczas czynnym zawodnikiem ligowym badmintona, miał dużą sprawność ogólną. Jako amator grał natomiast w tenisa ziemnego. I to właśnie tę dyscyplinę wybrał na specjalizacji trenerskiej. Po wypadku zapytał mnie, czy pomogę mu zorganizować turniej tenisa w Płocku. To było w 1993 roku – wspomina Wiesław Chrobot.

Rok później Piotr Jaroszewski z przyjaciółmi zorganizował pierwszy turniej na kortach Wisły. – Wiele pomocy uzyskaliśmy wówczas od sponsorów, w tym ówczesnej Petrochemii Płock czy urzędu miasta – przyznaje nasz rozmówca, dodając, że sprawa wypadku inicjatora zawodów była wówczas głośna, a sam Piotr Jaroszewski był również inicjatorem tenisa na wózkach w skali kraju.

– Pierwszy turniej, rangi mistrzostw Polski, powstał w wyniku programu aktywizacji osób po wypadkach Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Wzięło w nim udział około dwudziestu osób, ale tylko Piotr miał jakieś doświadczenie w tenisie na wózkach. Może poziom nie był najwyższy, ale od tego się zaczęło – uśmiecha się pan Wiesław.

Później organizatorzy złożyli wniosek do Światowej Federacji Tenisa na Wózkach. – Byliśmy pierwszym krajem z bloku wschodniego, który chciał organizować taki turniej – podkreśla Wiesław Chrobot. Właśnie z federacji otrzymali dużą pomoc organizacyjną w maju 1995 roku, kiedy odbył się turniej ogólnoświatowy. – Mówiąc wprost, pierwszej dziesiątce ze światowych rankingów w „systemie nakazowym” zasugerowano przyjazd do Płocka – śmieje się nasz rozmówca. A chodziło o to, aby propagować tenis na wózkach jako formę budowania współzawodnictwa sportowego wśród osób niepełnosprawnych ruchowo, ale też i formę rehabilitacji.

W tym roku w Płocku pojawili się uczestnicy tego pamiętnego turnieju z 1995 roku, w tym sensacyjny, wówczas 18-letni zwycięzca zawodów Ricky Molier z Holandii, oraz Martin Legner z Austrii, z którym Ricky zmierzył się w finale. – Nie jest to ich 24. występ, ale są to zawodnicy, którzy bardzo często pojawiają się w Płocku. To właśnie od zawodów w 1995 roku zaczęła się podróż Ricky’ego po trofea. Później miał przerwę w zawodach, ale obecnie jest 35. zawodnikiem świata – wyjaśnia pan Wiesław.

Znamy już pełne listy zawodników na Płock Orlen Polish Open!

Jest trudno, ale atmosfera wspaniała

Wśród grona wszystkich tegorocznych zawodników, właściwie nie ma osoby, która była na wszystkich turniejach. – Mieliśmy taki rok, 2003, kiedy w Sopocie były organizowane mistrzostwa świata, wówczas nasi zawodnicy pojechali na inny turniej, a do nas przyjechały sławy światowego tenisa na wózkach – wspomina.

To właśnie wówczas przed organizatorami stanęło największe wyzwanie logistyczne, łącznie z zapewnieniem transportu z i na lotnisko czy noclegu. – Ewenementem było to, że autobusem Komunikacji Miejskiej Płock wieźliśmy zawodników do Sopotu – z uśmiechem mówi pan Wiesław.

– Komunikacja Miejska otrzymała specjalne zezwolenie na poruszanie się pojazdów miejskich po drogach krajowych, dzięki temu mogliśmy bezpiecznie i wygodnie przewieźć bagaże i samych zawodników na mistrzostwa. Bo jak inaczej przewieźć łącznie 90 osób, w tym około 60 osób na wózkach, taki kawał drogi do Sopotu? – pyta retorycznie.

Dlaczego zawodnicy tak chętnie przyjeżdżają na POPO? – Myślę, że pomimo trudnych warunków technicznych jakie mamy, czyli zużytych kortów, braku zadaszenia czy pięciu niezależnych kortów, doceniają nasze starania i atmosferę – uśmiecha się Wiesław Chrobot. – Cały czas mamy jednak nadzieję, że za rok doczekamy się zadaszonej hali, która planowana jest na stadionie miejskim. Ta decyzja została już podjęta, więc być może podczas 25. edycji nie będziemy z niepokojem spoglądać na niebo – przyznaje nasz rozmówca.




20 krajów w 24. Płock Orlen Polish Open!

Co roku patrzymy z niepokojem w niebo…

Czy kolejna edycja będzie więc na stadionie miejskim? – Może nie aż tak, bo jednak korty Wisły mają swój klimat i wszyscy zawodnicy mogą tam swobodnie się zmieścić. Na stadionie miejskim trudno nawet o cień. Na pewno jednak nie mielibyśmy tego zmartwienia, jak co roku, czyli co zrobić podczas deszczu czy burzy. Korty Wisły nie mają oświetlenia, więc w przypadku każdego opóźnienia jest to problem, bo możemy grać tylko od rana do zmierzchu – tłumaczy dyrektor zawodów. – W przypadku każdego załamania pogody musimy podejmować trudne decyzje, czyli skracać mecze lub rezygnować z tzw. meczów pocieszenia – dodaje.

Jak wyjaśnia, cały problem w tych kortach tkwi w tym, że nawierzchnia była wymieniana 18 lat temu. Skład nawierzchni to mączka ceglasta zmieszana z glinką w stosunku 1:5, żeby łatwiej utrzymywała równość powierzchni i wilgotność. Dzięki temu kort zachowuje się jak gąbka. Teraz jednak, po latach, glinka została wypłukana i tworzy zwartą strukturę, przez co nie przepuszcza wody. Skutkuje to tym, że po deszczu na korty nie można wjechać wózkami. Renowacja kortu to ok. 50 tys. zł na jeden kort, nie są więc to małe koszty.

Zaraz jednak z uśmiechem twierdzi, że liczą na szczęście i piękną pogodę, choć faktycznie, zazdroszczą innym krajom, w których odbywa się turniej tej samej, wysokiej kategorii ITF2.

– Nawet w krajach byłego Związku Radzieckiego mają dużo lepsze warunki do rozgrywania turniejów… Mamy nadzieję, że w Płocku też się ich doczekamy – mówi optymistycznie.

Co z całej dotychczasowej współpracy wspomina najmilej? – Najmilej wspominam swoich współpracowników i zawodników – bez wahania mówi dyrektor turnieju, podkreślając, że w tym roku przy zawodach pomaga około 60 osób. – W trudnych sytuacjach dawali dowody ogromnego poświęcenia. Mieli też ufność, że to co przygotowuję, co robię, czym zarządzam, jest właściwe. To niesamowite, że co roku grupa osób czeka na to wydarzenie, żeby pomóc w organizacji. Wiele osób narzeka na młodzież, natomiast przy POPO od wielu lat młodzież jako wolontariat wspiera nasze wydarzenie. Podają piłki, pomagają przy wydawaniu obiadów, a dodatkowo pokazują zawodnikom Płock, co jest też ważne – podkreśla.

Pan Wiesław jest dumny z tego, że w płockim turnieju wzięli udział zawodnicy praktycznie z całego świata. – Gdybyśmy zaznaczyli każde państwo, z którego przedstawiciele byli w Płocku na POPO, to na mapie na pewno byłoby gęsto – stwierdza. A warto zaznaczyć, że po drodze organizatorzy przeszli kilka trudnych chwil, na przykład remont przeprawy mostowej, kiedy przeprawiano się po moście pontonowym, z jednoczesnym remontem hotelu Petropol (wówczas jedynego, który mógł przyjąć osoby niepełnosprawne), gdy zawodnicy spali w pobliskiej Soczewce.

Na zdjęciu zawodnik Kai Schramayer (Niemcy, medalista Igrzysk Paraolimpijskich w Barcelonie). Zdjęcie wykonano w 2002 r. na Stadionie Miejskim w Płocku.

Mam cichy plan odwiesić buty na kołku…

To niewątpliwie 24 lata ciężkiej pracy. Czy dyrektor zawodów czuje się zmęczony? – Fakt, lat przybywa… Coraz trudniej mi wszystko pogodzić, sprawy zawodowe i społeczne, bo przecież nasze Stowarzyszenie Integracyjny Klub Tenisa zajmuje się nie tylko organizacją POPO, ale i organizujemy imprezy dla amatorów, prowadzimy szkółkę dziecięcą, opiekujemy się kortami, mamy zatrudnionych pracowników, tych zadań jest sporo na co dzień. Więc faktycznie, jakoś cicho w planie mam, żeby po 25-leciu turnieju zawiesić buty na kołku, ale… pewnie mi się nie uda – śmieje się wieloletni dyrektor turnieju.

Jak przyznaje, podczas pierwszych turniejów nawet nie przypuszczali, że to wydarzenie przetrwa aż tyle lat.

– Ze dwadzieścia lat temu śniło mi się, że mamy w Płocku takie korty tenisowe jak na Wimbledonie, z trybunami jak piłkarskie, z halą obok… Wówczas to były tylko marzenia i nadal są, ale kto wie… Jak się nie wierzy w marzenia i nie dąży do ich realizacji, to życie człowieka jest bardzo ograniczone – uśmiecha się Wiesław Chrobot.

Czego życzyć panu Wiesławowi – kortów zadaszonych, kortów jak ze snu, czy kogoś, kto godnie go zastąpi? – Pewnie wszystkiego po trochu – śmieje się. – Pewnie, że chciałbym mieć dobre warunki dla zawodników, ale może wtedy nie byłoby tak fajnie? Było kilka turniejów, które minęły bez przeszkód i one… po prostu minęły. A te, które „dały nam w kość”, pamiętamy wszyscy do dziś – przyznaje Wiesław Chrobot. – A czego życzyć? Zdrowia. No i żeby utrzymać kategorię ITF2, a także świetną współpracę z naszymi sponsorami, którzy są z nami od wielu lat, często od początku… Bardzo wszystkim dziękuję, bo bez tej współpracy turniej nie mógłby się odbyć – podsumowuje.

Mamy więc nadzieję, że marzenia organizatorów POPO spełnią się i ich praca przyniesie również efekty w postaci lepszej infrastruktury. A za rok spotykamy się na ćwierćwieczu istnienia Płock Orlen Polish Open.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU