Tajemnicza autorka na łamach naszego portalu i gazety dzieli się z Wami ponownie swoją twórczością. Wiecie już co stanie się z główną bohaterką opowiadania? Zapraszamy na piąty odcinek „Weronika odchodzi”.
[button link=”https://petronews.pl/petroniusz/tag/weronika-odchodzi/” size=”medium” target=”new” color=”orange”]Wszystkie wpisy o Weronice[/button]
[dropcap]W[/dropcap]eronika rozejrzała się uważnie wkoło. Jakiś cień mignął na skraju lasu. Miała wrażenie, że był tam człowiek, a irracjonalne przeczucie podszeptywało jej, że to On. Wprawdzie dawniej w jakiś tajemniczy sposób zawsze potrafiła wyczuć jego obecność, zanim jeszcze potwierdziły ją zmysły, a często również odczuwała samą bliskość duchową. Wydawało jej się wówczas, że istnieje między nimi jakaś specyficzna synapsa, po której przebiegają impulsy czułych myśli, a także pragnienie bliskości czy porozmawiania. Nagminnie zdarzało się więc, że jednocześnie chwytali po słuchawkę telefonu lub spotykali się na drodze między domami swych krewnych. Dziś uważała jednak, że taką „telepatię” i całą filozofię bratnich dusz, można włożyć między bajki. Niewidzialny magnes, który z niezwykłą siłą przyciągał ją niegdyś do Krzyśka próbowała, jeszcze przed wyjazdem na studia, z determinacją usunąć. Wydawało jej się, że wszelkie uczucia, które ich łączyły schowała wówczas pomiędzy zdjęcia, listy i inne pamiątki do sporego pudła. Dziś stało ono zapomniane i otulone grubą warstwą kurzu gdzieś w piwnicy jej rodziców.
– Pewnie to jedynie spore zwierzę – próbowała myśleć racjonalnie. – Albo ktoś z miejscowych postanowił sprawdzić, co całymi dniami robi dziwna pani z miasta, która od przyjazdu ani razu nie pojawiła się w wiosce i z nikim nie rozmawiała. A może po prostu właściciel łąki przyszedł zobaczyć, co dzieje się na jego ziemi. Powinnam wybrać się do tych ludzi i spytać o zgodę na przesiadywanie tutaj – dopiero teraz o tym pomyślała, ale jednocześnie zupełnie nie miała ochoty nikomu tłumaczyć, po co przyjechała i na jak długo. Lata wstecz ani Weronika, ani jej kuzyni, nie prosili nikogo o pozwolenie. Na początku myśleli bowiem, że łąka jest po prostu niczyja, a potem już zawsze towarzyszył im krewny właścicieli, który szybko stał się ich przyjacielem.
Weronika zamyśliła się i posmutniała. Jej wzrok zaczął błądzić po drzewach, nieregularnie rosnących wzdłuż obu brzegów strumienia. Były wśród nich stare wierzby, olchy, topole i wiele innych gatunków, których nie potrafiła rozpoznać. Nagle przypomniała sobie, że przecież jedno z tych drzew było wyjątkowe i szczególnie jej bliskie w tym niezwykłym czasie, kiedy spędzała tu całe dnie i czuła, że przynależy do tego miejsca. Drzewo to znało wszystkie jej sekrety i myśli z tamtego okresu. Pod nim siadała robić zapiski w swym dzienniku, pod nim pisała też liściki i wiersze dla Krzyśka. Wytężyła więc wzrok, próbując je wypatrzyć. Nie mogła go jednak dostrzec.
Wstała szybko z kładki i ruszyła wzdłuż brzegu, by odnaleźć miejsce, w którym rosło dawniej jej drzewo. Po kilkunastu krokach dostrzegła ogromną wierzbę, której część gałązek moczyła swoje listki w strumyku. Tuż zza niej wyłaniał się jedynie kawałeczek starego dębu.
– Jest! – Weronika uradowała się jak dziecko.
W jednym momencie znalazła się przy szerokim pniu drzewa, przytuliła się do niego, jak do ukochanego człowieka, i pocałowała chropowatą korę. Po takim czułym powitaniu odsunęła się nieco i przyjrzała dokładnie zmianom, jakie poczyniło te kilkanaście lat w wyglądzie drzewnego przyjaciela. Dąb był teraz jeszcze potężniejszy i silniejszy niż go pamiętała.
– Zupełnie inaczej niż ja – pomyślała Weronika. – Ja, zamiast stawać się coraz silniejszą, z dnia na dzień traciłam swoją energię, wysychałam i kurczyłam się wewnątrz. Gdyby przyszło Ci żyć w takiej betonowej, zanieczyszczonej dżungli, gdzie trzeba wciąż gdzieś biec zamiast spokojnie rozwijać swe liście i zapuszczać korzenie, też pewnie zacząłbyś schnąć. Dlatego tu jestem. Dziś jak nigdy potrzebuję Twej energii, życiodajnej siły, której masz tak wiele. Proszę podziel się nią ze mną… – Weronika jeszcze raz przytuliła się do drzewa i przestała czuć upływające sekundy, minuty, aż wreszcie poczuła mrowienie w rękach. Usiadła wówczas bezmyślnie, opierając się plecami o gruby pień i tkwiła tak godzinami.
[dropcap]N[/dropcap]agle poczuła się leciutka jak piórko i zaczęła unosić się w powietrzu. Łąkę widziała w dole coraz niżej, ale mimo to była pełna spokoju i radości. Szybowała tak na wietrze i nie odczuwała w ogóle strachu. Po chwili jednak wiatr prawie ustał i zaczęła stopniowo opadać, aż poczuła lekkie uderzenie o ziemię i w tym momencie się ocknęła. Leżała teraz na trawie, a niebo nad nią stało się już znacznie ciemniejsze. Podniosła się więc szybko, przytuliła jeszcze raz policzek do drzewa i powiedziała do przyjaciela:
– Odwiedzę Cię znów jutro. Przyniosę ze sobą zapiski z tych lat, które minęły od naszego ostatniego spotkania. Może wśród tych wspomnień pomożesz mi odnaleźć, gdzie popełniłam błąd…
Po całym dniu spędzonym na łące, Weronikę ogarnął głęboki, zdrowy sen. Wczesnym rankiem nazajutrz miała wrażenie, że spała jedynie chwilkę, a mimo to obudziła się pełna energii i czuła się wypoczęta jak nigdy. Nie zastanawiając się zupełnie nad swoim ubiorem, wskoczyła w wygodne spodenki i najzwyklejszy t-shirt, ochlapała twarz zimną wodą, do torby znów wrzuciła jedynie chleb i wodę i energicznie wyszła z domu. Po chwili uświadomiła sobie jednak, że o czymś zapomniała. Szybko więc zawróciła i sięgnęła do nierozpakowanej jeszcze walizki. Przeszukując rzeczy, trafiła na duże opakowanie tabletek nasennych.
– Na razie ich nie potrzebuję – zamyśliła się. Powoli odłożyła tabletki do bagażu, a spośród ubrań wyjęła gruby i sfatygowany brulion. Kiedy wkładała go już do swej torby, wypadła ze środka mała karteczka. Weronika ledwo mogła odczytać ręczne, wyblakłe pismo:
Chciałbym Ci dać wiosenne zorze, szkatułkę szczęścia, wiatru śpiew, majowy księżyc, groźne morze, zimą słowików śpiew…
W tym momencie przypomniała sobie, że to jedna z karteczek, które Krzysiek niepostrzeżenie podrzucał jej do książek. Ścisnęła papier w ręku i szybko umieściła w koszu na śmieci. Brulion zaś ostrożnie zapakowała do swej torby i udała się ponownie w kierunku łąki. Gdy tylko dotarła do swej kwiecistej oazy, bez zastanowienia usiadła przy drzewnym przyjacielu i sięgnęła do torby po dziennik. Nie zaglądała do niego od bardzo dawna, była więc podekscytowana i ciekawa, co znajdzie wśród swych zapisków sprzed lat…
Motyl Nocy