– Wiecie państwo, to trzeba jechać tam, cały czas prosto, aż skończy się asfaltowa droga. Potem będą takie krzaki i ruiny starego PGR- u, zacznie się polna droga, taka piaskowa i tą drogą dojedziecie do kościoła, będzie go widać, jak miniecie te rozpadające się budynki – opisywał nam drogę, prowadzącą do starego kościoła, mieszkaniec Wiączemina Polskiego.
I faktycznie, za którymś zakrętem polnej drogi, ukazał się nam niecodzienny widok – pośród pól obsianych zbożem, błyszczała srebrem kościelna wieża. Z daleka od zabudowań, można by powiedzieć, że w szczerym polu, na niewielkim pagórku, króluje budynek kościoła ewangelicko-augsburskiego w Wiączeminie Polskim.
Kilka tygodni temu zakończyła się jego renowacja. Ale to dopiero początek dużego projektu, który planuje płockie Muzeum Mazowieckie. W nadwiślańskiej miejscowości, 30 km od Płocka, ma powstać skansen osadnictwa olenderskiego. Będzie on zajmował działkę o powierzchni 2300 metrów kwadratowych, którą płockie muzeum kupiło od Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Pierwszym krokiem w powstaniu muzeum było odnowienie i adaptacja na potrzeby wystawiennicze budynku kościoła.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że budowla jest zamknięta na cztery spusty. Z zewnątrz kościół wygląda okazale, wręcz majestatycznie – cegła, z której jest zbudowany, wygląda na prawie nie zniszczoną. Pomimo tego, że nad drzwiami widnieje rok budowy – 1935, wydaje się ,jakby czas ominął to miejsce. – Tak proszę pani, pobudowany przed wojną, ale Niemcy go nie zniszczyli podczas wojny, bo teraz ciężko tu trafić, a co dopiero podczas wojny, nie chciało im się – wyjaśnia nam żartobliwie doskonały stan świątyni pan Mieczysław, pilnujący budynku.
Z tablicy informacyjnej, stojącej nieopodal dowiadujemy się, że będzie tu „Skansen osadnictwa nadwiślańskiego. Olendrzy, Polacy, Żydzi”. Wkoło wysprzątany teren, widać, że ktoś dba o to miejsce. Kiedy zaczęliśmy robić zdjęcia, z drewnianego budynku położonego vis a vis kościoła, wyszedł pan Mieczysław, który poinformował nas, że nie można wejść do środka. Byliśmy trochę zawiedzeni, pan Mieczysław chciał nam jednak pomóc. Zadzwonił do Muzeum Mazowieckiego, gdzie uzyskał zgodę na wpuszczenie nas do budynku. – Wie pani, nie robię tego po złości, ale jak ktoś chce zwiedzić, trzeba zgłaszać dzień wcześniej. I my wtedy otworzymy – poinformował nas grzecznie.
Weszliśmy do kościoła. Pachnący czystością i impregnatem do drewna, przypomina raczej salę muzealną, niż kościół. Światło, wpadające poprzez okna ozdobione witrażami sprawia, że atmosfera w kościele jest ciepła i trochę tajemnicza. Stare ławki, wyglądające jak „nowe” – ciemnobrązowe. Na miejscu ołtarza niewielki krzyż, przypominający przydrożną figurkę. W wazonie świeże kwiaty – widać troskę o czystość i estetykę wnętrza.
Pan Mieczysław zwiedza kościół razem z nami. Chętnie rozmawia. Pytamy czy prawdą jest, że w tym kościele straszy, bo słyszeliśmy taką pogłoskę? Pan Miecio spojrzał na nas z politowaniem. – A gdzie tam, ale głupot ludzie naopowiadali, śpię tu, w tym domku obok i jakoś nigdy nic nie widziałem – nie ukrywał uśmiechu.
Wkoło, przy śnieżnobiałych ścianach stoją ogromne tablice ze zdjęciami, na których zapisana jest historia osadnictwa olenderskiego. Dowiadujemy się z nich, że osadnictwo olenderskie na ziemiach polskich ściśle związane jest z emigracją, którą datuje się na XVI wiek. Mieszkańcy północnych regionów Niderlandów, w tym Fryzji i Flandrii, osiedlali się głównie na terenach nadwiślańskich. Przede wszystkim na Mazowszu i Żuławach. Szacunkowo określono, że do końca XIX wieku powstało około 1500 osad olenderskich.
Osadnicy z dawnych Niderlandów wybierali na miejsce swojego zamieszkania głównie miejsca mniej zaludnione. We wsiach olenderskich z przybyszami z Niderlandów sąsiadowali też Niemcy, Polacy i Żydzi. W II połowie XVIII wieku osadnicy dotarli w okolice Troszyna pod Płockiem. Byli niezwykle pracowitymi ludźmi, bo aby uprawiać ziemię, musieli ją osuszyć i wykarczować. Miejsce, które wybrali, aby na nim zamieszkać, było narażone na powodzie, przez bliskie sąsiedztwo rzeki. Jednak osadnicy znaleźli na to sposób. Ziemię, którą wybrano w trakcie robót melioracyjnych, wykorzystano do budowy wałów, zwanych terpami, które chroniły ich domostwa przed zalewaniem. Swoje domy także stawiali na pagórkach.
Olendrzy żyli na tej ziemi do zakończenia II wojny światowej. – Ta kultura jest nadal tutaj żywa, są widoczne elementy tej kultury, są budynki, są wspomnienia starszych pokoleń, przekazywane na pokolenia młodsze – mówił przed kamerami TVP Krzysztof Dylicki, wójt gminy Słubice, podczas uroczystego otwarcia kościoła.
Ponieważ po osadnikach na terenie gminy zachowało się jeszcze kilka rozpadających się domów i cmentarz, a dzięki młodym etnografom z Muzeum Mazowieckiego – Magdalenie Lica-Kaczan oraz Grzegorzowi Piaskowskiemu, udało się zgromadzić mnóstwo pamiątek, które pozostawili Olendrzy, warunki do utworzenia skansenu są idealne.
Renowacja kościoła w Wiączeminie Polskim to pierwszy krok w tworzeniu muzeum. Znajdzie się jeszcze w nim miejsce na dwie oryginalne zagrody z czasów osadników. A także miejsce na wyeksponowanie i pokazanie przyszłym turystom pamiątek zachowanych z lat, kiedy ziemię gąbińską i słubicką zamieszkiwali nie tylko Polacy. Jak zapowiadają władze Muzeum Mazowieckiego, skansen może być gotowy za około 3 lata.
* Imię naszego rozmówcy zostało na jego prośbę zmienione