Od wielu lat w naszym mieście dużo mówi się, że powstało wiele sekcji, wiele nowych sportów itd. Czy za tym wszystkim idzie szkolenie, chęć wygrania za wszelką cenę, a może po prostu ludzka pasja i miłość do sportu? Czy płocka myśl szkoleniowa jest warta poświęcenia i oddania? Czy na pewno nasze dzieci trafiły w dobre miejsce? A może czas, aby nad wieloma tymi i innymi rzeczami się zastanowić?
Często słyszymy słowa: „Dopóki chce, to niech gra”, ale w domu naciskamy słowami: „Synek zbieraj się, zaraz cię zawiozę na trening”. Czy nie zapominamy o tym, że trzeba coś lubić, by do czegoś dojść?
Rozpoczynamy nowy cykl, przez który będziemy chcieli przybliżyć wszystkim obecnym i przyszłym rodzicom sport od strony szkoleniowej. By, poza pozbyciem się dziecka na kilka godzin, ważna była też pasja i chęć rozwoju oraz innych cech, o których się po prostu nie mówi.
Zaczynamy od rozmowy z trenerem piłki nożnej – Emilem Pniewskim, który prowadzi grupę dziesięciolatków w SSM Wisła Płock.
Zacznijmy od tematu, dotyczącego twojej osoby, czyli dokładnie twojej przygody jako zawodnika. Nie udało się zrobić kariery sportowej, ponieważ?
– To pytanie przez długie lata tkwiło mi w głowie: Czemu się nie udało? Co zrobiłem nie tak? Po tylu latach mogę powiedzieć, że w kluczowym momencie, kiedy zawodnicy muszą przejść z piłki juniorskiej do seniorskiej, zabrakło mi większej determinacji w osiągnięciu upragnionego celu. Myślę, że to też był wyznacznik tego, iż w wieku młodzieżowym przychodziło mi osiągniecie sukcesu łatwiej, niż by mogło się wydawać. Mój rocznik 1990, w którym grałem w Wiśle, uchodził za jeden z lepszych w Polsce, mieliśmy bardzo solidny zespół, a także trenera Pawła Dylewskiego, który potrafił to wszystko poukładać. Wszędzie gdzie jechaliśmy, tam było pewne, że przywieziemy medal. Najlepszym dowodem jest trzecie miejsce na Mistrzostwach Polski w Krakowie, gdzie jako jedyna drużyna nie przegraliśmy meczu, niefortunnie odpadaliśmy po rzutach karnych z Lechem Poznań.
Indywidualnie też bardzo dobrze sobie radziłem, będąc regularnie powoływany do kadry wojewódzkiej, będąc królem strzelców na Mistrzostwach Polski, a w późniejszym czasie grając w kadrze Polski u-16. Pamiętam, że naszą kadrę prowadził Michał Globisz, który był i nadal jest fachowcem w szkoleniu i selekcjonowaniu młodzieży. W przygodzie juniora myślę, że jest to bardzo dobre osiągnięcie, na które sam ciężko zapracowałem. Niestety, w najważniejszym momencie zabrakło szczęścia, a może i osoby, która w odpowiednim momencie doradziłaby i podpowiedziała, co należy zrobić, by osiągnąć cel, jakim było reprezentowanie drużyny seniorskiej Wisły!
Gdybyś był bardziej „charakterną” osobą, to myślisz, że dałbyś radę zagrać w Ekstraklasie? Czy może brakowało czegoś zupełnie innego, np. poważnego podejścia w ważnym momencie?
– Ciężko jest to oceniać z perspektywy kanapy lub stadionu, ale patrząc na moich kolegów, którzy radzą sobie w Ekstraklasie, dlaczego ja miałbym nie dać? Z zawodników, z którymi trenowałem, nikt nie wyróżniał się na tyle, by trener mógł stwierdzić, że ktoś na pewno zrobi karierę. Po prostu ich determinacja, upór, trochę szczęścia, pozwoliły im wskoczyć do pierwszego zespołu i sam trening z zawodowcami podniósł ich umiejętności, dzięki temu weszli na wyższy poziom.
Piłka nożna to praca, czy raczej pasja?
– Zdecydowanie pasja! Już jako młody chłopak wiedziałem co będę robił w życiu. To sport, a w szczególności piłka nożna, daje mi siłę do działania, przede wszystkim daje też rozwój chłopców, z którymi trenuję. Każdy, nawet malutki sukces moich chłopców, to kolejna dawka motywacji do jeszcze większej pracy. To trzeba kochać, by zarażać swoich podopiecznych…
Czy lubisz pracować z młodymi adeptami piłki nożnej?
– Pewnie! Piłka nożna jest częścią mojego życia. Tym bardziej cieszę się, że mogę połączyć pasję z „pracą” i wykonywać rzeczy, w których czuję się dobrze.
Na czym starasz się głównie skupić, prowadząc zajęcia lub mecz?
– Jak każdy profesjonalny klub, tak i my, jako Stowarzyszenie sportu młodzieżowego Wisła Płock, mamy plan szkolenia dla poszczególnych pionów. Ja, jako trener, przygotowując się do zajęć, staram się je tak ułożyć i przygotować, by jak najmniej czasu było „pustego”, tzn., że dzieci muszą cały czas wykonywać dane ćwiczenie bez dłuższej przerwy. Na pewno też trzeba zwracać szczególną uwagę na szybkość podejmowanej decyzji, w dzisiejszej szybkiej piłce jest to bardzo istotne. Byłoby to na pewno trudne, gdybym pracował sam, mając 16-18 chłopców, wtedy trening byłby mniej skuteczny. Samo dostrzeżenie błędu i skorygowanie byłoby mniej zauważalne. Na szczęście w Wiśle mamy tę możliwość, że każdy trener ma do dyspozycji asystenta, a moim zdaniem, szczególnie w pionie podstawowym, praca dwóch trenerów daje większe możliwości do rozwoju poszczególnych zawodników.
Co jest dla Ciebie najważniejsze do przekazania dla każdego młodego chłopca? Pytam o sprawy nie związane zupełnie z tym, co książkowe, chodzi o takie twoje prywatne odczucia?
– Mam świadomość tego, że tylko nieliczni dostaną się do pierwszego zespołu, ale na każdym kroku staram się nauczyć ich zasad, które będą mogli przenieść do swojego życia. Cieszy mnie, gdy mogę dołożyć swoją cegiełkę w wychowaniu ich, poprzez systematyczność przychodzenia na treningi, punktualność, samodzielność. Gdy jesteśmy na turnieju lub meczu, zabraniam rodzicom wchodzenia do szatni, dzięki temu dzieci same muszą założyć spodenki, koszulkę. Często to trwa dłużej, ale wiem, że szybciej się tego nauczą. Każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka, dlatego często wyręcza swoje dziecko w obowiązkach, co teraz staram się rozumieć. To tylko przykłady, których jest mnóstwo, ale pokazują, że sport nie tylko uczy, ale i wychowuje.
Czasy zmieniają się w bardzo szybkim tempie i z pewnością niewiele mają wspólnego z okresem, kiedy my byliśmy na miejscu tych dzieci. Co, twoim zdaniem, nie zmieniło się wiele od tego czasu, a co w ogóle nie ma nic wspólnego z czasami, gdy byliśmy w wieku tych chłopców (poza internetem i sposobem komunikacji)?
– Zdecydowanie łatwiej powiedzieć, co się zmieniło od lat 90., kiedy my byliśmy młodymi chłopcami, niż opowiadać o tym, co się nie zmieniło. Świat, w jakim żyjemy, zrobił kolosalny krok w przód, a co za tym idzie, także i wymagania ludzkie poszły w górę. My, jako młodzi chłopcy kopiący piłkę pod blokiem, ustawiający słupki z butelek, tornistra, cegłówki, mogliśmy jedynie pomarzyć o takich warunkach, jakie mamy teraz. Często wracając myślami, przypominam sobie place zabaw, boiska szkolne, trzepaki, które tętniły życiem, teraz mamy super obiekty przygotowane do różnych zainteresowań dzieci czy młodzieży, a często święcą pustkami. Myślę, że po części to też nasza wina, dorosłych. W czasie okresu szkolnego zapewniamy naszym dzieciom mnóstwo dodatkowych zajęć, a zapominamy o tym, że dzieci muszą mieć czas na zabawę, muszą się wyszaleć, a przede wszystkim rozwijać swoje pasje, niekoniecznie te narzucane przez rodziców.
Czy widzisz realnie kogoś w grupach szkoleniowych Wisły, kto może za kilka lat być najważniejszym zawodnikiem naszego klubu?
– Z pewnością tak, jest wielu utalentowanych chłopców z ogromnym potencjałem.
Wracając jeszcze do spraw szkoleniowych, co ze spraw poza sportowych i różnego rodzaju braków, jest najtrudniejsze dla trenera?
– Często na turniejach rozmawiam z trenerami, jak wyglądają ich zajęcia, jaką mają bazę treningową i w jakim otoczeniu ludzi pracują. Jedni trenerzy od razu wskazują na problem infrastruktury klubów oraz organizację treningów. Np. drużyna u-10 trenuje trzy razy w tygodniu i zawsze to jest inne miejsce. W dużym mieście oddalone są od siebie kilkunastoma kilometrami. Co za tym idzie? Trener musi pobrać sprzęt z klubu i dowieźć go na inny obiekt. A co, jeżeli nie ma samochodu i nie ma możliwości „pożyczenia” sprzętu z innego obiektu? Trenerzy także wspominają o przejściu w okresie zimowym z dworu na hale, trenując 3 razy w tygodniu, mają do dyspozycji tylko raz pełnowymiarową halę. Resztę czasu spędzają na prowizorycznych salkach gimnastycznych. Na szczęście my, w Płocku, mamy dobre warunki do pracy i w mojej przygodzie trenerskiej nie było poważniejszych problemów związanych ze sprawami organizacyjnymi lub poza sportowymi.
Czytałem wiele wywiadów z trenerami z kraju, ale również z wieloma rozmawiałem osobiście i znaczna większość z nich nieoficjalnie do tej pory mówiła, że rodzice są jednym z problemów dzieci, ponieważ często starają się być ważniejsi od trenerów, jak również po prostu zmuszają dzieci do treningów ze względu na to, że im się kiedyś nie udało. Czy też możesz to potwierdzić?
– Na pewno jest grupa rodziców, która chce zaspokoić swoje niespełnione ambicje, przerzucając ten ciężar na swoje dzieci. W takich przypadkach skutek, niestety, może być tylko odwrotny. Gdy dziecko dorasta, stara się naśladować rodziców, robi wszystko, by ich nie zawieść, a czym większe wymagania rodziców, tym większe rozczarowania.
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że rodzice są różni. Jedni od samego początku treningu obserwują zajęcia i starają się podpowiadać swoim dzieciom, gdy trener nie widzi, inni w ogóle do niczego się nie wtrącają. Ich rola zaczyna się od przywiezienia dziecka na stadion, a kończy odebraniem ich. Złotego środka na pewno nie ma, ale trzeba dużo czasu poświęcać na rozmowy, na tłumaczenie, dlaczego w danym momencie ważne jest, by zawodnik sam mógł podjąć decyzję. Często złą, ale kiedy ma się nauczyć, jak nie na treningu? W swojej grupie, rozmawiając z rodzicami często powtarzam, że to oni są ważni w kształtowaniu nawyków i postaw, ponieważ my w trakcie tygodnia mamy dzieci na około 8 godzin podczas zajęć, resztę czasu to właśnie oni poświęcają na rozmowy o piłce czy też o zwykłych tematach rodzinnych.
Chcesz być dla swojej grupy ojcem, nauczycielem, przyjacielem, czy może tylko trenerem?
– Trener musi mieć przede wszystkim umiejętność odnalezienia się w różnych sytuacjach. Sami byliśmy młodzi i często na obozach robiło się rzeczy niekoniecznie związane tylko z piłką nożną. Dlatego moja funkcja nie składa się tylko z przeprowadzenia zajęć sportowych, ale także z bycia wychowawcą. Trzeba umiejętnie dopasowywać się do sytuacji. Mam okazję także prowadzić zajęcia z zakresu piłki nożnej w szkole w Gozdowie, tam klimat jest zdecydowanie inny, niż w Płocku. Dzieci tam uczęszczają na zajęcia, przychodząc same na hale, bo z różnych względów rodzice nie mają czasu ich przyprowadzić. Dla tych chłopców zdecydowanie jestem bardziej wychowawcą, niż trenerem. Służę zawsze pomocą i często uczniów, którzy mają dobre oceny, namawiam do pomocy tym słabszym. Wszystkim moim podopiecznym staram się tłumaczyć, by podczas każdych zajęć, nie tylko tych związanych ze sportem, by wszystko w życiu robili wszystko na 100%, a to na pewno pomoże im w późniejszych realiach życiowych.
Jak często poświęcasz czas swojej grupie, z którą prowadzisz zajęcia ogólnorozwojowe? Czytałem kiedyś wywiad z jednym z trenerów z Niemiec, w którym mówił, że na jednych zajęciach w tygodniu on pracuje zupełnie bez piłki – 30 minut gier i zabaw, następnie 30 minut poświęca na naukę rozciągania mięśni, a na ostatnie 30 minut przypadają zawody w pokonywaniu przeszkód przygotowanych przez trenerów (płotki, skakanki, czołganie się itd.). Czy w Polsce też jest to praktykowane?
– Jak wcześniej wspomniałem, mamy swój plan szkolenia, w tym planie na każdych zajęciach mamy określone cele. Jednym z nich jest cel motoryczny, który występuje na każdych zajęciach. Zawsze staramy się, by w tych ćwiczeniach znalazła się piłka. Bo im więcej obcowania z piłką, tym korzystniej dla zawodnika. Nie myślimy o wynikach i sukcesach w postaci medali i pucharów. Mam ich pełno w domu i, poza wspomnieniami, nie pozostało nic więcej. Mam się kiedyś swojemu potomstwu pochwalić, że jak tata miał 15 lat to był kozak, a później co powiem? Nie ma to sensu, gdy dziecko do juniora nastawiane jest na sukces, ponieważ po kilku latach uzna, że wygrał wszystko. Tu jest klucz! Wisła obecnie chce wychować zawodnika i mieć ich jak najwięcej, a nie wygrywać puchary. To są zupełnie inne rzeczy, które w naszym mieście są znane. Zdania na temat ogólnorozwojowego treningu są różne, ale my mamy coś swojego, ciekawego. W najmłodszych grupach wprowadziliśmy treningi judo, które są urozmaiceniem i jednocześnie pracą nad wieloma aspektami, których na trawie nie wypracujemy.
Dodam tutaj fragment wypowiedzi jednego z rodziców, któremu serdecznie dziękuję za szczerość. Kiedyś przyszedł do mnie rodzic i mówi: „Wiem trenerze, że trener uczy rozgrywać piłkę od bramki, ale my je tracimy i przegrywamy, a może zagrać na wynik?”. Moja odpowiedź była szybka i zdecydowana, że jeśli będzie trzeba, to stracimy ich jeszcze sto, ale się nauczymy grać, a nie kopać! Minął jakiś czas, a ten sam rodzic podszedł do mnie i mówi: „Sorki trenerze za tamtą wypowiedź. Teraz fajnie się patrzy, jak nasi chłopcy grają w piłkę”. To mnie cieszy, że ktoś widzi, że tutaj się pracuje dla tych dzieci. Naprawdę dziękuję z tego miejsca temu rodzicowi i mam nadzieję, że kiedyś również młodzi adepci piłki nożnej tak będą mnie wspominać.
Ostatnie pytanie klucz, które zawsze będzie pojawiać się w wywiadach z trenerami młodzieży i dzieci. Zachęcasz do trenowania pod twoim okiem, ponieważ?
– Kiedy byłem dorastającym chłopcem, uczęszczającym do różnych szkół, zawsze wkurzało mnie, że na wychowaniu fizycznym nikt nie przywiązuje uwagi do planu rocznego. Pamiętam, że w jednej szkole przez cały rok graliśmy w piłkę nożną. Nawet nie mogę sobie przypomnieć, czy chociaż raz robiliśmy coś innego. Wtedy już wiedziałem, że ja, jako nauczyciel, trener, nigdy nie będę rzucał piłki i zajmował się sprawami niezwiązanymi z nauczaniem. Podoba mi się, że Wisła ma swój plan i go realizuje od kilku lat, a pierwsze efekty już zaczynają się pojawiać, w postaci chociażby Centralnej Ligi Juniorów. W czasie treningu zawsze wykorzystuję każdą cenną minutę do podniesienia umiejętności, zawsze staram się dać dodatkową motywację dla moich zawodników, szczególnie wtedy, gdy coś nie wychodzi. Najważniejsze jest podbudowanie zawodnika i niepoddawanie się nawet w najgorszych chwilach!
Marek Wojciechowski
.