W Płocku mamy wielu sportowców, którzy odnoszą ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej. Jednym z nich jest Robert Kalinowski, który jest aktualnym wicemistrzem świata wśród siłaczy. Jeżeli chcecie się dowiedzieć jak wygląda jego kariera, przeczytajcie ten wywiad.
PetroNews: Wśród płockich strongmanów jest Pan w ścisłej czołówce, jest Pan wicemistrzem Polski w przeciąganiu tira, dalej wicemistrzostwo świata zdobyte w 2014 roku. Który tytuł jest najważniejszy i w którym momencie zawodnik zaczyna być w czołówce?
Robert Kalinowski: Tytuł zdobyty na mistrzostwach świata jest najważniejszy. Czołówka Polski zaczyna się od tego, kto startuje w TVN. Z poprzedniego sezonu zostaje sześciu najlepszych, a następnych sześciu wyłania się z całej Polski. Na eliminację przyjeżdża około stu zawodników. Wyłoniona grupa wchodzi do pucharu Polski i oni są pokazywani w telewizji. Ja w tym pucharze jestem od 2004 roku. Non stop w ścisłej czołówce. Teraz, już z racji na wiek troszkę, chociaż śmieję się z tych co mówią, że po czterdziestce to już nic nie można – można, tylko trzeba troszeczkę wysiłku w to włożyć. Udowodnię wszystkim, że wiek to żadna przeszkoda.
Fakt, odpuszczam niektóre starty, stawiając tylko na te najważniejsze, czyli mistrzostwa Polski w przeciąganiu tira – bo to moja koronna konkurencja. Byłem wicemistrzem Polski, byłem wytypowany na mistrzostwa świata, ale niestety, te zawody się nie odbyły. W tamtym roku także pojechałem na mistrzostwa świata Masters do Irlandii – tamte zawody odbywają się w świetnej scenerii starego więzienia i to tam zdobyłem mistrzostwo świata. To jest dla mnie najważniejsze.
PN: Pamiętamy czasy, gdy w strongmanach był Mariusz Pudzianowski. Czy przez to, że odszedł do MMA, dziś jest mniej sponsorów i może troszkę trudniej o jakieś zainteresowanie?
RK: Ja zacząłem startować około 1999 roku, wtedy byliśmy świadkami pewnego przełomu, gdy zawodnicy Piotr Szymiec i Jarek Dymek, stworzyli własną federację. W 2004 roku był również przełom, bo wówczas Pudzian miał do wyboru – iść do drugiej federacji, bowiem już wtedy był mistrzem świata, albo do nas. Od 2004 roku startował z nami, ta federacja trwała około dwóch lat. Po tym czasie, Mariusz zwołał nas, dwanaście osób, w swoim domu w Białej Rawskiej, i stworzyliśmy razem Pudzian Team. Następne dwa lata to trwało, była tylko nasza grupa, ścisłej czołówki strongmanów, razem startowaliśmy w Polsce. Mariusz, jako mistrz świata, ściągał wszystkich sponsorów, bo wszyscy lgnęli do niego. Dzięki niemu, i każdy bezwzględnie to powie, strongman stał się sportem z ogromną oglądalnością. Ostatni raz z Mariuszem startowaliśmy na hali Oliwii, w Gdańsku. Potem Mariusz odpuścił, a główni sponsorzy poszli za nim. Została federacja Harlem, ale to były już nie te czasy, co z Mariuszem, Warką. Potem cała uwaga, zamiast na sportach, które ludzie chcieli oglądać, skupiła się na Euro i to wszystko zaczęło się rozsypywać. W tym momencie są różne relacje z zawodów, ale sport stał się kameralny, a przecież zawodnicy mają bardzo dużo osiągnięć krajowych i międzynarodowych.
PN: Czy przez ostatnie lata zawody strongman w jakiś sposób się zmieniły? Pamiętamy wrzucanie kul, przerzucanie opony czy spacer farmera… A wśród nich najbardziej widowiskowe – przeciąganie tira.
RK: Pozostały głównie te konkurencję, które są standardowe. Przeciągnie tira lubiane jest przez organizatorów, bo mają dużą powierzchnię reklamową. Raz nawet mieliśmy przeciąganie samolotu. Jeden bus zebrał nas wszystkich gdzieś do Gdańska i na lotnisku, o czwartej rano, wylądował Central Wings. Pamiętam do dziś jego tankowanie, dźwięk silników, które były cały czas odpalone. Nikt nie sprawdził, czy ktoś to w ogóle pociągnie, bo wie pan, różnie bywa, a samolot ważył… 41 ton. Płyta lotniska była nierówna. Powiedziałem Mariuszowi, żeby sprawdził, okazało się, że daliśmy radę. Ja byłem w tych zawodach trzeci, pierwszy był Mariusz, dwie sekundy za nim Jarek Dymek, no i ja pół sekundy za Jarkiem. Są też nowe dyscypliny, jak mas wrestling, pochodzący z Jakucji na Syberii. Polega na tym, że zawodnicy siadają na podłodze i opierają się stopami o deskę, siedząc naprzeciwko siebie. W dłonie bierze się rurkę o średnicy fi 50 i przeciąga się na swoją stronę. Są dwa rodzaje uchwytu i trzeba w obu wygrać. Od razu polubiłem tę dyscyplinę. Tu się liczy też masa ciała.
Takiego info potrzebowałam Dzięki:).