Dlaczego wynalazca spinaczy biurowych nie zagrał utworu kompozytora z Beverly Hills i do kogo należą wyspy na Morzu Japońskim? To co najmniej dwa powody do tego, żeby uznać, że muzyka poważna kryje w sobie mnóstwo niezwykle inspirujących historii i niespodzianek…
Są ludzie i ludzie, są melomani i melomani… Jedni preferują pop, bluesa, czy też jazz, jeszcze innych nie sposób namówić do czegokolwiek innego poza rapem. Tymczasem w piątkowy wieczór nasza orkiestra podjęła się ambitnego zadania, pragnąc przekonać sceptyków i niedowiarków, że muzyka klasyczna może być co najmniej równie atrakcyjna, świeża i przynosząca mnóstwo niezapomnianych doznań, jak wszechobecne różne odmiany muzyki popularnej. A doskonałą kanwą do przeprowadzenia tego dowodu stała się twórczość dwóch wielkich kompozytorów rosyjskich.
Na początek Koncert Fortepianowy d-moll op.30 Sergiusza Rachmaninowa (ur.1873 – zm. 1943) geniusza muzyki neoromantycznej, kontynuatora spuścizny Liszta, Chopina i Czajkowskiego. Ten ostatni zresztą powiedział o Rachmaninowie, że wprowadził muzykę rosyjską w XX wiek. Sam kompozytor w czasach, gdy świat już został owładnięty duchem modernizmu i wszechobecnym kosmopolityzmem, a klasyka wydawać by się mogło, poszła w kąt wiecznego zapomnienia mówił, że:
„.. muzyka powinna wyrażać ojczyznę kompozytora, jego miłość, religię, książki, które wywarły na niego największy wpływ, obrazy, które kocha.” I nikt znając twórczość wielkiego Rosjanina nie próbował naigrawać się z tego poglądu…
Sergiusz Rachmaninow napisał swe pierwsze kompozycje w wieku 15 lat, jednakże był również świetnym pianistą. Gry na fortepianie uczył się najpierw pod okiem swej matki, a potem w konserwatoriach w Petersburgu i Moskwie. W wieku 20 lat z wyróżnieniem ukończył oficjalną edukację i skoncentrował się na komponowaniu.
Jednakże, jak to często bywa w życiu ludzi wybitnych, po spektakularnych sukcesach następuje również czas druzgocących porażek. Taką niewątpliwie w życiu artysty była premiera jego symfonii w 1897 roku, po której na całe, długie trzy lata rozstał się z muzyką. Wstrząs dla młodego artysty był tak wielki, że dopiero kuracja odbyta pod okiem stosującego hipnozę doktora Nikolaja Dahla pozwoliła na to, że Rachmaninow powrócił w 1900 roku w wielkim stylu przedstawiając światu swe nowe dzieło – II Koncert Fortepianowy c-moll. Wkrótce powstały kolejne znakomite kompozycje.
III Koncert Fortepianowy d-moll Sergiusz Rachmaninow napisał w swej rodzinnej rezydencji w Iwanowce w 1909 roku dedykując dzieło znakomitemu, polskiemu pianiście Józefowi Hofmannowi. Tymczasem obdarowany niespecjalnie chciał z tego wyróżnienia skorzystać i nigdy nie wykonał go publicznie twierdząc, iż ten utwór „nie jest dla mnie”.
I tu dochodzimy właśnie do tajemniczego wynalazcy spinaczy… Józef Hofmann bowiem był nie tylko genialnym wirtuozem fortepianu, lecz również niezwykle płodnym wynalazcą! Jego drugą życiową pasją były samochody – własnoręcznie skonstruowanym automobilem przemierzył wszerz i wzdłuż całą Europę, pewnie też dlatego wynalazł zawieszenie teleskopowe i wycieraczki. Część wynalazków dotyczyła konstrukcji fortepianu, jego dziełem jest podwyższany, dziś powszechnie stosowany stołek do tego instrumentu, ale także piec na ropę naftową, zegar elektryczny, no i oczywiście spinacze biurowe, które pianista opracował zainspirowany kształtem nut…
Wróćmy jednakże do roku 1909… Jest już i czeka na swe pierwsze wykonanie niesamowity Koncert Fortepianowy d-moll, jest data premiery, tymczasem nie ma… obsady fortepianu! W tej sytuacji wykonania partii solowej podjął się sam kompozytor, ćwicząc układy rąk i zapamiętując utwór w trakcie podróży statkiem do Nowego Yorku na prowizorycznie skonstruowanej do tego celu klawiaturze. Premiera została przyjęta entuzjastycznie, zresztą jak się okazało Stany Zjednoczone po wybuchu Rewolucji Październikowej stały się drugą ojczyzną Rachmaninowa, który jednakże stworzył w tym okresie jedynie 6 utworów, poświęcając swą twórczą aktywność występom pianistycznym, nad czym do tej pory ubolewa cały świat muzyki klasycznej. Genialny wirtuoz i kompozytor zmarł w swej posiadłości w Beverly Hills tuż przed swymi siedemdziesiątymi urodzinami.
Tymczasem nie tylko Józef Hofmann darzył II Koncert Fortepianowy d-moll szczególnym respektem. Wielu wybitnych pianistów do tej pory uważa, że jest to jeden z najtrudniejszych utworów do wykonania pod względem wymagań w zakresie wirtuozerskich umiejętności.
Tymczasem takich oporów nie miał gość specjalny płockiego koncertu – Dmitry Shishkin. Dwudziestoczteroletni pianista jest laureatem VI nagrody Konkursu Chopinowskiego z 2015 roku. Podobnie jak Rachmaninow, on także rozpoczął swą edukację przy fortepianie u boku matki – pianistki i nauczycielki. Już w wieku dwóch lat Shishkin potrafił zagrać proste utwory, a w wieku trzech lat dał swój pierwszy koncert. Teraz kontynuuje edukację w moskiewskim konserwatorium. W swym artystycznym dorobku ma wiele koncertów w krajach całego świata, jest także laureatem wielu prestiżowych nagród. Podczas piątkowego koncertu Dmitry Shishkin doskonale znalazł muzyczną koniunkcję z naszą orkiestrą, a kunszt młodego pianisty został uhonorowany sowitymi brawami.
Damska część publiczności w trakcie przerwy arbitralnie stwierdziła, że młodego pianistę cechuje tyle samo wirtuozerii, co i wręcz zjawiskowej, poruszającej kobiece serca urody…
Drugą część koncertu wypełniła suita symfoniczna Szeherezada op.35 innego wybitnego rosyjskiego kompozytora – Mikołaja Rimskiego – Korsakowa (ur.1844 – zm. 1908) Pomimo swego niezaprzeczalnego talentu, na początku swej życiowej drogi kompozytor w ogóle nie zamierzał poświęcić się muzyce. Zgodnie z rodzinną tradycją wstąpił do Korpusu Morskiego w Petersburgu, a potem odbył trzyletni rejs na pokładzie klipra Ałmaz. Dopiero w latach siedemdziesiątych XIX wieku samodzielnie poświęcił się studiom muzycznym nad kontrapunktem, by w końcu objąć profesurę w konserwatorium w Petersburgu. Kompozytor zyskał także uznanie jako doskonały pedagog muzyczny, jak również i dyrygent. Lecz czy był również właścicielem lub odkrywcą Wysp Rimskiego – Korsakowa na Morzu Japońskim? Niestety nie – ten maleńki archipelag nazwano tak na cześć jego brata – Woina.
Kompozytor stworzył 16 oper, w jego twórczości dominuje tematyka baśniowa, fantastyczna, libretta do nich powstały w oparciu o dzieła poetów rosyjskich. Fantazje uwertury, koncerty fortepianowe, a także oczywiście suity, a wśród nich Szeherezada op.35 skomponowana w 1888 roku. Jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Rimskiego – Korsakowa. Niezwykle bogata instrumentacja, bogactwo muzycznych barw, autorskie zestawienia instrumentów i efekty kontrastu…
To wszystko mogliśmy podziwiać w wykonaniu Płockiej Orkiestry Symfonicznej, tym razem pod batutą Pawła Przytockiego. Maestro jest dyrygentem Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie. Współpracował również z Filharmonią Krakowską, Teatrem Wielkim i Filharmonią w Łodzi, Filharmonią Bałtycką w Gdańsku oraz wieloma innymi orkiestrami w kraju i za granicą.
Tak zatem popłynęliśmy tropami Sindbada w czarodziejski świat baśni z tysiąca i jednej nocy… I kogo byście Państwo nie spytali po koncercie, ten twierdził, że był to niezwykle udany wieczór pełen muzycznych wrażeń, a nawet uniesień. Tymczasem jak zapowiada nasza orkiestra nowe, smakowite, muzyczne „nowalijki”, jak to na wiosnę – już niebawem…