Tak się jakoś przedziwnie składa, że od jakiegoś już czasu, z małymi wyjątkami, piszę o wydarzeniach kulturalnych ściśle związanych z fotografią. Cóż, zrzucam to na karb zwykłego zbiegu okoliczności – ot, taka przedziwna kolej rzeczy. Jedno natomiast jest pewne, na nadmiar tych zdarzeń nie ma co narzekać, szczególnie po piątkowym wernisażu „Closer” Tomasza Gudzowatego w Płockiej Galerii Sztuki.
Autor urodził się w roku 1971 i na samym początku jego życiowej drogi nic nie wskazywało, że niebawem stanie się uznanym fotografem, bowiem ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Tymczasem w roku 1998 przyszedł pierwszy sukces – główna nagroda World Press Photo w kategorii „Przyroda” za zdjęcie „Pierwsza lekcja zabijania”. Co warte podkreślenia, do tej pory to prestiżowe trofeum trafiło w jego ręce aż ośmiokrotnie, zatem w gronie polskich fotografów jest pod tym względem niekwestionowanym liderem!
Jak możemy się domyślić, Tomasza Gudzowatego fascynuje przyroda, i to ta w swym najdzikszym wydaniu. Od połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku odbył wiele podróży po Afryce saharyjskiej, fotografując w fantastycznych plenerach stada słoni, antylop gnu, lwów, gepardów, zebr. W 2008 roku zorganizował wyprawę na Antarktydę, skąd przywiózł serię zdjęć kolonii pingwinów cesarskich, natomiast w 2014 roku celem fotograficznej peregrynacji były Falklandy i Południowa Georgia.
„Closer” (z ang. „bliżej”) jest wystawą stworzoną ze zdjęć powstałych na przestrzeni niemal dwudziestu lat. Osią scalającą zaprezentowane prace jest instynkt stadny dzikich zwierząt. Ta swoista cecha sprawia, że słonie, antylopy, czy też zebry łączą się w mniejsze lub ogromne stada i wzajemnie rozumiejąc swe potrzeby podążają w jednym kierunku, migrują przez ogromne połacie kontynentów, polują, rozmnażają się, opiekują się potomstwem, ale przede wszystkim wspólnie walczą o zachowanie swego gatunku, o przetrwanie jak największej ilości osobników. A jeżeli jest się bliżej, to nie dość, że raźniej, ale również i bezpieczniej. Dlatego też gigantyczne zbiorowości tworzą jeden spójny organizm.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Tomasz Gudzowaty jest zafascynowany pięknem i potęgą dzikiej przyrody. Jest to jednocześnie na wskroś humanistyczna troska o zachowanie tego dla wielu z nas jeszcze nieznanego świata i ocalenie go dla przyszłych pokoleń, a przede wszystkim dla naszej planety.
Każda z fotografii to mała, dramatyczna fabuła, zatrzymuje chwilę, w której toczy się zupełnie bez ingerencji człowieka życie dzikiej natury. Ze zwielokrotnioną siłą dostrzegamy jak narodziny przeplatają się ze śmiercią, a powstawanie ściera się z przemijaniem. Dokonują się najbardziej elementarne prawa przyrody.
Na płockiej wystawie znajdziemy w większości czarno – białe fotografie, wykonane w technice analogowej, co niewątpliwie wzmacnia siłę przekazu. Ogromne, mroczne plenery nasycone dramaturgią poszczególnych scen opowiadają o potędze natury, o jej sile, ale i kruchości świata, który już w niezbyt odległej przyszłości możemy bezpowrotnie utracić na skutek swej bezmyślności.
Na wernisażu nie mogło zabraknąć płockich wyznawców camera obscura, którzy natychmiast dostrzegli, jak perfekcyjnie Tomasz Gudzowaty operuje paletą środków fotograficznych, takich chociażby jak właściwy dla danej sceny dobór ziarnistości filmu, potęgujący artystyczne środki wyrazu. Weźmy chociażby za przykład niedużą fotografię pingwinów, kulących się do siebie pod naporem podmuchów śnieżnej burzy. Dzięki zastosowaniu filmu o wysokiej ziarnistości odnosi się „impresjonistyczne” wrażenie, że powietrze na zdjęciu drga milionami lodowych igieł, smagających bezlitośnie ptasie stadko, a ponadto ulegamy iluzji jakby pogłębionej trójwymiarowości sceny.
Obok zdjęć wielkoformatowych na wystawie zaprezentowane zostały zdjęcia – miniaturki, ułożone w regularnych grupach, niczym kafelki na ścianie. Te ostatnie wzbudziły w oglądających pewne kontrowersje. Jedni doszukiwali się w nich logicznego ciągu scen następujących po sobie, jak w kinematografie, inni przypisywali z kolei fotografowi zbytnie przywiązanie do swych małych dzieł, co rodzi awersję do zrezygnowania z eksponowania ich części przy organizacji wystawy. Niestety, nie mógł ich rozwiać sam autor, który nie dotarł na piątkowy wernisaż.
Mnie najbardziej odpowiada interpretacja „symboliczna”. Każde miniaturowe zdjęcie opisuje jakąś historię, ale wszystkie razem, ściśnięte „bliżej siebie” – jak zwierzęta w swych wielkich skupiskach, tworzą obraz instynktu stadnego, unikalny katalog zachowań gatunkowych, są zapisem tętna przyrody.
Nie tak dawno miałem okazję przybliżyć Państwu dokonania Sebastiao Salgado – wielkiego fotografa, pochłoniętego zachwytem nad pięknem nieskażonej ludzką stopą dziewiczej przyrody. Analogie nasuwają się same tym bardziej, że jego domeną, podobnie jak w przypadku Tomasza Gudzowatego, jest czarno – biała fotografia. Są to jednak tylko zbieżności pozorne – dla udręczonego okrucieństwem tego świata sędziwego Brazylijczyka jego cykl „Genesis” jest rodzajem katharsis, terapią i odtrutką, tymczasem dla naszego fotografa – „Closer” to poszukiwanie dróg do otwarcia ludzkiej wrażliwości na piękno natury, które już niebawem może stać się bezpowrotnie rajem utraconym… Oczywiście obydwaj realizują swe cele w niezwykle piękny, kreatywny i zupełnie autorski sposób.
Wystawa będzie czynna do 28 lutego br.