Po porażce z mistrzem Niemiec THW Kiel, przyszedł czas na mecz ze zdobywcą Pucharu Niemiec, zespołem SG Flensburg-Handewitt. I tutaj, podobnie jak przed dwoma tygodniami, to drużyna z kraju naszych zachodnich sąsiadów okazała się lepsza i pokonała gospodarzy 34:30 (17:13).
Wisła niedzielne spotkanie zaczęła od dwubramkowego prowadzenia (2:0). Jednak niespełna trzy minuty później, po błyskawicznych kontratakach spowodowanych błędami płockiego ataku, to goście z Flensburga prowadzili 4:2. Wtedy trener „Nafciarzy” Manolo Cadenas poprosił o czas. Po nim gospodarze ponownie zaczęli trafiać, a dodatkowo dobrze w bramce Wisły spisywał się Marcin Wichary. W 8. minucie, po bramce Angela Montoro, gospodarze odzyskali prowadzenie (5:4). Później gra zrobiła się bardziej wyrównana, jednak na każde trafienie płocczan, goście odpowiadali w mgnieniu oka.
Dopiero w 20. minucie, grając w osłabieniu, chwilową przewagę, wypracowali goście i po trzecim trafieniu z rzędu Rasmusa Lauge Schmidta prowadzili 11:10. Dwie minuty później kolejne trafienie zaliczył Thomas Mogensen i tylko powiększył prowadzenie przyjezdnych (12:10). „Nafciarze” na ucieczkę podopiecznych Ljubomira Vranjesa odpowiedzieli bardzo szybko i już w 25. minucie po trafieniu Marco Oneto znów to oni byli górą (13:12). Jednak ponownie tylko na chwilę. Błędy w ofensywnie, połączone z zabójczymi kontratakami Flensburga, już po dwóch minutach znów odwróciły stan rywalizacji (14:13). A na domiar złego, do gwizdka kończącego pierwszą połowę trafiali już tylko zawodnicy z Niemiec i na przerwę obie drużyny schodziły przy stanie 17:13 dla Flensburga.
Druga połowa nie rozpoczęła się szaleńczą pogonią Wisły, a po trzech minutach tej części meczu przewaga gości jeszcze się zwiększyła (19:14). Później przyjezdni starali się trzymać minimalnie trzy trafienia przewagi i przez długie minuty im się to udawało. Blisko rywala „Nafciarze” byli w 40. minucie, gdy bramkę na 22:24 zdobył Nemanja Zelenović. Jednak na każdą mozolnie konstruowaną przez gospodarzy akcję, Flensburg odpowiadał tak szybko, że zgromadzeni w hali kibice, jeszcze nie zdążyli zapomnieć o poprzedniej sytuacji, a już po chwili było słychać jęk zawodu.
W 47. minucie, po trafieniu z kontrataku Ivana Nikcevicia, Wisła zbliżyła się do rywala na zaledwie jedną bramkę (25:26). Była to dopiero zapowiedź nadchodzących emocji. Na dziesięć minut przed końcem, płocczanie mogli doprowadzić do remisu jednak rzut karny zmarnował Michał Daszek. Co nie udało się płockiemu skrzydłowemu, minutę później zrobił Montoro, którego trafienie dało „Nafciarzom” ponowny kontakt z rywalem (27:27). W późniejszych minutach gra toczyła się już „systemem” punkt za punkt. I tak w 53. minucie, po bramce Dimy Zhitnikova wciąż był remis (30:30). Na niespełna cztery minuty przed końcem, po skutecznym rzucie Lauge Schmidta, to goście uciekli na dwie bramki (32:30). Prowadzenia nie oddali już do końca spotkania i ostatecznie jeszcze je powiększyli, pokonując Wisłę w jej własnej hali 34:30.
Następne spotkanie „Nafciarze” rozegrają już w najbliższą środę, 28 października. To właśnie wtedy o godzinie 20, w płockiej Orlen Arenie, rywalem Wisły w walce o ligowe punkty będzie Pogoń Szczecin.
Wisła Płock – SG Flensburg-Handewitt 30:34 (13:17)
Wisła Płock: Rodrigo Corrales, Marcin Wichary – Zbigniew Kwiatkowski, Michał Daszek 2, Dan-Emil Racotea 1, Adam Wiśniewski 2, Milan Pusica, Valentin Ghionea 4, Tiago Rocha 1, Nemanja Zelenović 3, Angel Montoro 2, Marko Tarabochia 5, Bartosz Konitz 2, Marco Oneto 4, Ivan Nikcević 2, Dmitry Zhitnikov 2.
SG Flensburg-Handewitt: Mattias Andersson, Kevin Moller – Tobias Karlsson, Anders Eggert 8, Holger Glandorf 8, Thomas Mogensen 3, Lasse Svan Hansen 1, Hampus Wanne, Petar Djordjic, Johan Jakobsson, Henrik Toft Hansen 3, Jim Gottfridsson, Rasmus Lauge Schmidt 9, Kentin Mahe 2, Bogdan Radivojevic.
Upomnienia: Zelenović, Oneto, Racotea, Cadenas – Karlsson, Laude Schmidt, Svan Hansen.
Kary:
Wisła Płock – 2 minuty (Oneto),
SG Flensburg-Handewitt – 10 minut (Eggert, Toft Hansen – 4 minuty, Gandorf – 2 minuty).
Manolo Cadenas – it’s time to say good bye, it’s time…