W ostatni dzień czerwca w Płocku zorganizowano wielkie ćwiczenia służb odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo. Jak podkreślał Krzysztof Dąbrowski, kierownik ćwiczeń, a zarazem dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, nie był to pokaz, a praca na żywym organizmie. Służby wiedziały jedynie, że na teren byłej mleczarni spadł samolot…
Właśnie takie były założenia ćwiczeń – katastrofa samolotu pasażerskiego podczas podchodzenia do awaryjnego lądowania.
Według scenariusza, 30 czerwca około godz. 8.40 podczas lotu rejsowego na trasie Gdańsk – Kraków pilot samolotu podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu na rzece w okolicach Płocka. Na pokładzie znajdowało się 90 pasażerów, w tym więzień eskortowany przez policję. Podczas podchodzenia do lądowania, samolot zahaczył o komin i runął na zabudowania zakładu mleczarskiego przy ul. Tartacznej w Płocku. W mleczarni, w której zatrudnionych jest 120 osób, wybuchł pożar. Wśród budynków znajduje się m.in. laboratorium, w którym przechowywane są chemikalia. Zapalił się także sąsiedni las, a zginęła blisko połowa osób, znajdujących się w samolocie. W ćwiczeniach brało udział łącznie 550 osób, z blisko dziesięciu różnych instytucji i służb.
– Ćwiczenie było planowane już w ubiegłym roku – wyjaśnił Krzysztof Dąbrowski. – Służbą wiodącą jest straż pożarna, ale ćwiczenia angażują wiele służb – dodał.
– Nie ma takiego lokalnego systemu ratowniczego, który przy takim zdarzeniu byłby w stu procentach wydolny – zaznaczył Janusz Szylar, zastępca Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. – Ten system jest w stanie taką akcję zacząć, przeprowadzić tę pierwszą część, czyli ratowania życia i zdrowia. Siły lokalne PSP muszą przede wszystkim oddzielić osoby, którym należy udzielić pomocy od tych, którym niestety, pomóc już się nie da oraz założyć sztab główny, który informuje pozostałe służby o rozmiarze tragedii – wyjaśniał.
W założeniach scenariusza, część osób w wyniku szoku pourazowego oddaliła się z miejsca zdarzenia, dlatego zaangażowana została także grupa poszukiwawcza. Zapalił się też fragment lasu, stąd obecność przedstawiciela Lasów Państwowych.
Janusz Szylar podkreślił również, że te ćwiczenia mają w pewnym sensie obnażyć słabość aktualnego systemu reagowania w sytuacji kryzysowej, pokazać, co należy zmienić, co poprawić i jakiego sprzętu służbom brakuje.
A co z samolotem? – Zamiast samolotu jest autobus, wewnątrz którego warunki są podobne – wyjaśnił Krzysztof Dąbrowski. Był za to inny samolot, który zrzucał wodę na pożar lasu. Samolot również przechodził test, ponieważ jednokrotny nalot nie wystarczył i pilot musiał udać się na płockie lotnisko, aby zatankować i wykonać ponowny nalot.
Cały teren zabezpieczany był przez policję, która blokowała drogi wyjazdowe, przeprowadzała też ewakuację znajdujących się na terenie katastrofy osób i prowadziła działania poszukiwawcze zaginionych. Również i zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji, Marek Świszcz potwierdził, że nie są to pokazy, lecz sytuacja, która dzieje się w realu. – Wiemy o założeniach ogólnych, natomiast o tym, co dzieje się na poszczególnych etapach, dowiadujemy się z informacji przychodzącej pod numer 112 – powiedział w trakcie briefingu prasowego.
W akcję zaangażowane były służby Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej, Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie, Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Warszawie, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie, Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Łodzi, Urzędu Miasta w Płocku, Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej oraz Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku.