Mieszkają w miejscowości, która nazywa się Dobra (gmina Bulkowo). Ale zupełnie ten przymiotnik nie pasuje do tego, co dzieje się w życiu rodziny Witkowskich. Taka dziwna przewrotność losu, wręcz przerażająca, kiedy posłucha się o tragedii, która ich dotknęła.
Państwo Witkowscy mieli pięcioro dzieci. Czerech synów i córkę. Dziś, mają ich dwójkę – syna Czarka i córkę Magdalenę. Trzech chłopców – Przemek, Kamil i Michał – nie żyje…
Czarek walczy o każdy dzień, aby żyć jak najdłużej, aby poznać jak najwięcej świata i ludzi. – Żyjemy w ciągłym strachu, jesteśmy jak ten bąbel na wodzie – tłumaczy nam pani Renata Witkowska, mama chorego chłopca.
Kiedy pani Renata zaszła w pierwszą ciążę, miała zaledwie dwadzieścia lat. – Nigdy bym nie pomyślała, że coś będzie nie tak. W 1990 roku urodził się Przemuś i wszystko było dobrze. Zresztą, wszyscy synowie zaraz po narodzinach dostali 10 punktów w skali Apgar. Po roku zauważyłam, że coś jest nie tak. Był taki wątły i nie za bardzo jadł – opowiada o pierwszych objawach choroby syna Renata Witkowska.
To początek rodzinnego dramatu. Dalej jest już tylko gorzej. Pobyty w szpitalach, klinikach i przychodniach. Dom zamienia się w mały szpital. Na świat przychodzi jeszcze trzech chłopców – Kamil, Michał i Czarek, a także dziewczynka, Magdalena. Okazuje się, że tylko synów dotyka ciężka choroba genetyczna, do dziś niezdiagnozowana.
– W 2004 roku zmarł Przemuś, miał 14 lat. W 2005 opuścił nas Kamilek, też miał 14 lat. Potem, w 2009 roku, dwa dni przed dniem Wszystkich Świętych odszedł od nas Michałek, pan Bóg dłużej pozwolił mu z nami pobyć, miał dokładnie 17 lat i sześć miesięcy – opowiada ze ściśniętym gardłem mama chłopców.
Do tej pory nikt nie określił jaka to choroba i który gen jest za nią odpowiedzialny. Choroba nie ma nazwy. Renata Witkowska od 25 lat walczy z wrogiem, którego nie zna… i to ją najbardziej przeraża.
– Każdego dnia boję się tak samo, bo Czaruś ma już 17 lat. Modlę się do Boga, żeby mi go nie odbierał. Prawie nie sypiam. Słucham jego oddechu. Bardzo pomaga mi córka, która też boi się o życie brata. Teraz zdała maturę i idzie dalej się uczyć na pielęgniarstwo. Chce pomagać chorym dzieciom – tłumaczy nam pani Renata. A mąż? – pytamy. – Mąż też jest chory, ma cukrzycę – słyszymy i… opadają nam ręce.
– Z czego się zatem utrzymujecie, przecież to wszystko kosztuje? – pytamy. Nasza rozmówczyni, jakby zawstydzona, odpowiada na nasze pytanie. – Mamy niewielkie gospodarstwo, ale nieproduktywne, bo nie ma kto w nim pracować. A w tym roku jeszcze ta susza nas dopadła. Nie mogę iść do pracy, bo Czaruś wymaga opieki, nie zostawiam go nawet na chwilę. Dostaję zasiłek na synka, ale to jest kropla w morzu potrzeb – słyszymy.
Jak się okazuje, sam przegląd koncentratora tlenu, pod który chłopiec jest podłączony i praktycznie bez niego nie funkcjonuje, kosztuje 500 zł. A trzeba to robić co pół roku, i to w serwisie. Do tego dochodzi codzienna higiena chłopca, leki, utrzymanie i konserwacja wózka inwalidzkiego oraz innych urządzeń, które wspomagają funkcje życiowe chłopca. Czarek ma silną deformację układu kostno-stawowego, oprócz tego pogłębiające się problemy z oddychaniem i poruszaniem się, przez co konieczne jest ciągłe podawanie tlenu, inhalacje czy odsysanie zbierających się płynów w układzie oddechowym.
– Proszę pani, ja już nie mam siły… Ta bezradność jest okropna. Ale ja mogę cierpieć, tylko żeby Czarusia nic nie bolało i żeby nie chorował, nie przeziębiał się – zmartwionym głosem wyznaje pani Renata. – Wie pani, oddałabym wszystko, żebym chociaż chwilę mogła odpocząć… – mówi cicho.
– „Siada” mi kręgosłup. Tak bardzo bym chciała, żeby stać mnie było, żeby kogoś wynająć do synka, chociaż na parę godzin dziennie. Ale nie mam z czego płacić. A nie mogę go zostawiać samego, bo on się denerwuje, a ja martwię. Wie pani, był taki moment, że miałam ich czterech w domu i jak szłam się kąpać, to wsadzałam ich w wózki i brałam ze sobą do łazienki, żeby słyszeć czy żaden się nie dusi, czy nie ma problemów z oddychaniem. Lekarze się dziwili, jak daję sobie radę. Ale dawałam, bo nigdy nie pomyślałam o tym, że chłopcy umrą – pani Renata rozpłakała się, a my razem z nią…
Dowiadujemy się, że Czarek uwielbia pisać i marzy o… nogach. – Kiedyś mi powiedział: Mama, idź do banku, weź kredyt i kup mi nogi – opowiada drżącym głosem pani Renata. A o czym marzy mama chłopca? – Chciałabym pokazać mu kawałek świata, żeby poznał więcej ludzi. Bo on nawet się cieszy jak przychodzi listonosz. Nie chodzę z nim do kościoła, bo ludzie się przyglądają, a ja nie chcę litości. Ludzie na nas patrzą, nie rozumieją niepełnosprawności, a Czarek do każdego lgnie i się uśmiecha. Wie pani, ja widzę w nim normalne dziecko, moje dziecko, normalnego i cudownego syna – wyznaje głosem przepełnionym łzami.
– Boję się śmierci syna i dlatego proszę o pomoc. Nie prosiłabym, gdybym miała pieniądze albo możliwości ich zdobycia. Jeżeli możecie, to pomóżcie mi, może znajdą się dobrzy ludzie, którzy wpłacą parę groszy. W tej chwili czuję się jak złodziej, który kradnie czas, taki czas tylko dla siebie – w tych cichych słowach zawarty jest krzyk bezradności i rozpaczy…
Dziś pani Renata Witkowska ma 45 lat, jest młodą kobietą. Jej mąż ma 55 lat. Pisząc te słowa, nie tylko jako dziennikarz, ale i jako matka, pęka mi serce. Nie zadaję sobie pytania – gdzie jest Bóg? Ale czy po 25 latach dźwigania krzyża Renata Witkowska jeszcze się uśmiechnie, uwierzy w ludzi? Mam nadzieję, że tak.
Jeśli chcecie pomóc tej dzielnej kobiecie, możecie wpłacać pieniądze na leczenie Czarka:
Bank Spółdzielczy w Staroźrebach
Pl. Bojowników 3
09-440 Staroźreby
Konto: 63 9008 0005 0268 5687 3000 0020
Z dopiskiem: Pomoc dla Czarka.
A może znajdzie się ktoś, kto będzie mógł zaopiekować się chorym dzieckiem chociaż na chwilę? Żeby jego mama mogła odpocząć, pójść na spacer, odetchnąć…
Aktualizacja, 24 września 2015
Niestety, nie udało nam się pomóc Czarkowi… W czwartek, 24 września, chłopiec zmarł…
Zebraj od państwa. Ja jako zwykly obywatel nie dal bym ci ani grosza. Wiesz ze masz problem z rodzeniem dzieci i nadal to robisz ? a potem prosisz żeby ludzie zasponsorowali twoja głupotę ? powodzenia hahah
Ty chyba człowieku nie wiesz co mówisz.. Ciekawe jakby Ciebie dotknęło takie nieszczęście… Sama jestem wychowywana tylko przez matkę i mam 2 braci i nam jest ciężko to co dopiero tej Pani.. Nikomu nie życzę zle ale weź Ty człowieku uważaj bo za takie słowa na pewno spotka Cię kara …