Blues… Legendarna, kultowa muzyka. Już od pierwszej chwili, kiedy w połowie XIX wielu zrodziła się duszach murzyńskich śpiewaków z plantacji bawełny Missisipi i Luizjany, oczarowała wykonawców i słuchaczy swą przedziwną siłą.
W XX stuleciu dotarła do wielkich amerykańskich aglomeracji i wespół z jazzem bezdyskusyjnie przyczyniła się rozwoju muzyki rozrywkowej, dzieląc się jednocześnie na wiele różnorodnych kategorii. Bluesa tworzyły całe plejady niezapomnianych muzyków, takich jak choćby Big Joe Turner, T-Bone Walker, Willie Dixon, Jimmy Rogers, B. B. King, czy też Ray Charles, na stałe wpisując się do muzycznego Panteonu.
Oczywiście – jakżeby zresztą mogło być inaczej, my również mamy swą bogatą bluesową historię, kochamy i czujemy bluesa, bo przecież od razu kojarzy nam się z nonkonformizmem, nieograniczoną wolnością, buntem przeciwko wygodnemu, pozbawionemu treści życiu, przeciwko sztampom i zakazom, co w czasach peerelowskich sprawiało, że muzyka ta nabierała również konotacji politycznych, będąc niejednokrotnie projekcją sprzeciwu wobec obowiązującego systemu.
My również mamy swoje bluesowe legendy, bo któż nie słyszał o Tadeuszu Nalepie, Ryszardzie Riedlu, Sławku Wierzcholskim, Martynie Jakubowicz, Ireneuszu Dudku. Mamy bluesowe, topowe zespoły i nawet bluesowe festiwale. Bo przecież ta muzyka tak łatwo znajduje drogę do naszej słowiańskiej duszy, a potem jak wierny psiak merda przyjaźnie ogonem i idzie z nami krok w krok przez całe życie…
Nic zatem dziwnego, że Marzena Ugorna postanowiła co nieco „odkurzyć” polskie i światowe bluesowe standardy i poprzez projekt „Blues Symfonicznie” nadać im nowy wymiar. Wokalistka powinna być dobrze znana szerokiej publiczności, ponieważ jest laureatką programu „Szansa na sukces” i półfinalistką II edycji „The Voice of Poland”. Występowała także i zdobywała laury na ogólnopolskich festiwalach. A że potrafi doskonale wykorzystać swą niezwykle charakterystyczną, ciemną, głęboką barwę głosu, szybko została okrzyknięta przez krytyków „wielką damą bluesa”. Muzyka jest tym, co ją inspiruje, co wyraża jej nastroje, interpretuje zdarzenia i daje energię do działania.
W piątkowy wieczór, zapowiadając swój koncert w naszej Państwowej Szkole Muzycznej przy ulicy Kolegialnej, tak wypowiadała się o swym pomyśle – „Ciekawi mnie połączenie orkiestry symfonicznej, reprezentującej precyzję i dokładność z dziwnym, nieokiełznanym brzmieniem bluesowym. W bluesie wszystko dzieje się szybko i jest nie dookreślone”.
Wokalistce w płockim koncercie towarzyszyła Płocka Orkiestra Symfoniczna po batutą dyrygenta Tomasza Filipczaka, który również podjął się aranżacji wszystkich utworów, oraz jej zespół w składzie” Kamil Barański – fortepian, Tomasz Osiecki – gitara, Bartosz Mielczarek – gitara basowa, Maciek Gołyźniak – perkusja, chórki – Lena Sokalska, Marta Dryll, Małgorzata Auron i Beata Orbik.
Czy w trakcie płockiego koncertu udało się połączenie dwóch muzycznych galaktyk – klasycznego brzmienia orkiestry symfonicznej z żywiołowością bluesa? Niewątpliwie tak, do czego kapitalnie przyczynili się wszyscy wykonawcy, jak i niezapomniane standardy. Na początek – „Dokąd idziesz” Tadeusza Nalepy, „It’s a man’s World” – Jamesa Browna, czy też „Kozmic blues” Janis Joplin. Nastrój na widowni niesamowicie podbiła „Modlitwa” Tadeusza Nalepy, wykonana przez Marzenę Ugorną po mistrzowsku i z ogromną artystyczną wiarygodnością. Tym niemniej serca publiczności zawojowała wykonana na koniec spektaklu niezapomniana pieśń Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”, która w latach 60 ubiegłego wieku była przecież nieoficjalnym hymnem kontestującej polskiej młodzieży.
Nie podejmę się w tym miejscu oceny, które z wykonań tego utworu jest lepsze – pierwotne, czy też Marzeny Ugornej, bo „mierzenie” takich kategorii jest zabiegiem z góry skazanym na porażkę. Tym niemniej mieliśmy okazję przekonać się, iż interpretacja młodej artystki ma zadziwiającą siłę, która budzi dreszcz emocji i porywa jak nieokiełznany żywioł. A świadectwem, że nie byłem w trakcie wczorajszego koncertu w swych odczuciach odosobniony, była burza oklasków na jego zakończenie i wielokrotne „bisy”. Płocka publiczność za wszelką cenę nie chciała się rozstać z wokalistką i Płocką Orkiestrą Symfoniczną, którzy stworzyli to niezwykle fascynujące i „energetyczne” w każdej swej sekundzie wydarzenie muzyczne.
Zatem pewnie nawet nie warto zastanawiać się, czy synergiczne połączenie różnych gatunków muzycznych ma sens, bowiem najbardziej istotne w tym jest to, kto podejmuje się wykonawstwa.
O jednym w czasie wczorajszego koncertu mogliśmy się dobitnie przekonać – blues żyje, a my go wciąż w sobie czujemy…