W lutym na jednym z portali ogłoszeniowych pojawiła się oferta pracy na stanowisku sprzedawcy w hurtowni nagrobków. Praca w firmie gwarantowała wysokie zarobki, jednak oferta okazała się fałszywa, a sam pracodawca… dziwny.
7 lutego na jednym z portali ogłoszeniowych umieszczono ofertę pracy w hurtowni nagrobków. Osoby zatrudnione na okres próbny miały zarobić nawet 2200 zł netto. Ogłoszeniodawca informował również o pracy w systemie jednozmianowym od poniedziałku do piątku w godzinach 9-17. Od kandydatek oczekiwano jedynie doświadczenia w sprzedaży, umiejętności fakturowania, znajomości języka angielskiego, uczciwości oraz miłej aparycji. Do zakresu obowiązków osób zatrudnionych w firmie miało należeć: sporządzanie faktur, kontaktowanie się z zagranicznymi kontrahentami, utrzymywanie stałych klientów oraz pozyskiwanie nowych.
Sprawę w liście do redakcji opisała nasza czytelniczka, pani Ania, która ubiegała się o posadę. Na rozmowę kwalifikacyjną została zaproszona – dość nietypowo – do jednej z płockich kawiarni.
– Rozmowę rekrutacyjną z panem M. wspominam jako nietypową i trochę dziwną – pisze czytelniczka. – Każdej z nas, a zaprosił cztery dziewczyny, zadawał góra dwa pytania, głównie bazując na naszych CV. O firmie mówił niewiele, wytłumaczył tylko, że posiada filie hurtowni galanterii nagrobkowej na Śląsku i w Gdańsku – tłumaczy.
– Cała rozmowa trwała nie dłużej niż 10 minut. Ta z nas, którą pan M. „zatrudnił”, musiała napisać na CV swój numer PESEL, potrzebny podobno do kwestionariuszy osobowych, które miał nam przysłać w ciągu dwóch dni na e-mail – dodaje ubiegająca się o pracę w firmie płocczanka.
Podobną informację otrzymałyśmy od innej czytelniczki, pani Kasi, która umówiła się na rozmowę o pracę z firmą, zajmującą się (podobno) materiałami nagrobkowymi. Rekruter zadał jej kilka pytań, po czym zdecydował się zatrudnić ją na stanowisko sprzedawcy. – Miałam czekać na kwestionariusz osobowy i skierowanie lekarskie na badania, co potrzebne było do podpisania umowy o pracę – pisze młoda dziewczyna. – Dokumentacji nie otrzymałam do tej pory, planowane szkolenie również się nie odbyło – dodała.
Potwierdza to pani Ania. – We wtorek miało odbyć się szkolenie. Pracę „dostałyśmy” wszystkie. Nadszedł piątek, a papierów nie było, w rozmowie telefonicznej pan M. zapewnił, że na dniach je wyśle, bo był bardzo zajęty załatwianiem spraw związanych z otwarciem hurtowni w Płocku. Z tego powodu szkolenie przełożył na następny piątek – napisała w liście do redakcji.
Numer firmowy „pracodawcy” jest wciąż wyłączony. Pani Ania dostała jednak od rekrutera numer prywatny oraz adres e-mail. Kiedy udało jej się dodzwonić na ten numer i zapytała o adres NIP firmy, dostała odpowiedź: „Jutro będę miał, bo tu nie mam papieru, jak to się mówi… Swój numer pamiętam, a tutaj, jak jest 7 czy 8 numerów, czy 9 tego NIP-u, no…”.
Co ciekawe, postanowiliśmy sprawdzić tę firmę w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej i… firma o podawanej przez pana M. nazwie nie istnieje. Kiedy natomiast wpisaliśmy w wyszukiwarkę adres e-mail, który otrzymała nasza czytelniczka, znaleźliśmy odnośnik do… materiału z 2011 roku, nakręconego przez program „Interwencje” telewizji Polsat!
Tego samego adresu mailowego używał Marcin A., który okazał się oszustem matrymonialnym z Czerwionki Leszczyny, obok Rybnika. Jak dowiedzieliśmy się z programu, wybierał kobiety po przejściach i z dziećmi. Podawał się architekta wnętrz lub pracownika kopalni. W rzeczywistości był bezrobotny. To nie przeszkodziło mu w zakładaniu rodziny. Ma dzieci, ale nie płaci alimentów. Swoje ofiary oszukał średnio
na 4-5 tysięcy złotych każdą.
Czym zaskutkowała ta dziwna „rekrutacja”? – Ja odrzuciłam kilka ofert pracy w tym czasie, a moja koleżanka, którą również „zatrudnił”, zrezygnowała ze studiów dziennych – pisze pani Ania. – Pan M. oferował bowiem bardzo wysokie wynagrodzenie – pisze z goryczą.
Niestety, takich przypadków jest znaczniej więcej. Szukając pracy w sieci, osoby bezrobotne narażone są na wiele fałszywych ofert. Warto więc sprawdzić, czy firma, która oferuje pracę działa legalnie i… czy w ogóle istnieje. Warto poprosić o nazwę firmy czy numer NIP i sprawdzić w CEiDG, czy firma ma zarejestrowaną działalność. Można również w Internecie poszukać informacji i opinie o przyszłym pracodawcy.
Większość firm posiada swoje strony internetowe – warto sprawdzić, czy podany jest na nich adres firmy oraz telefony stacjonarne. No i na koniec – uczciwi pracodawcy rozmowę kwalifikacyjną organizują raczej w siedzibie firmy, a nie w barze, czy restauracji…
P.S. Po telefonie pani Ani i spytaniu o numer NIP firmy, pan M. już się nie odezwał, nie odbierał też telefonów ani nie odpisywał na e-maile. Imiona bohaterek naszego artykułu zostały zmienione.