– Szukamy szczęśliwego zakończenia tej historii, żebyśmy mogli normalnie żyć. Oto przychodzi syn czy wnuk, żeby opowiedzieć nam swoje historie. (…) Holokaust był straszny i wydarzył się precedens, to nie zniknęło z powierzchni ziemi – mówił w filmie „Dzieci Hitlera” dziennikarz z Izraela, Eldad Beck.
Pokaz tego poruszającego dokumentu miał miejsce 18 marca, w Muzeum Żydów Mazowieckich. Do tej pory widzowie mogli obejrzeć trzy filmy z 9. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Żydowskie motywy”, który odbywał się w Warszawie w kwietniu 2013 roku. Były to: „Batman na przejściu granicznym”, „Pobożna” oraz „Katarzyna Wielka”.
Tym razem obejrzeliśmy obraz z 2011 roku „Dzieci Hitlera”, prezentowanego na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Forma dokumentu jest w tym przypadku najbardziej odpowiednią, jaką reżyser Chanoch Ze’evi mógł dobrać, aby dotrzeć do widza.
Poznajemy z dużego ekranu dzieci i wnuki największych zbrodniarzy wojennych. Opowiadają oni historie swoich rodzin i to, jak na ich życiu zaważyły wydarzenia związane z Holokaustem. To niekończące się tragedie, które 66 (film powstał w 2011 roku) lat po II Wojnie Światowej wciąż nie mają swojego zakończenia.
– Swoje nazwisko odczuwałam zawsze jako niezwykły ciężar – mówi Bettina Goering, wnuczka zbrodniarza wojennego. – To okropne, że odziedziczyłam taki spadek. Obydwoje z bratem zdecydowaliśmy się na zabieg sterylizacji, aby nie produkować kolejnych Goeringów – kontynuuje ze łzami w oczach.
Historia Bettiny i innych bohaterów filmu to właściwie niekończąca się trauma tych ludzi, dźwigających ciężar historii, którą zgotowali im ich najbliżsi poprzez przyjaźń i współpracę z Adolfem Hitlerem. On sam dzieci nie miał, ale tacy zbrodniarze jak Hermann Goering – inicjator eksterminacji europejskich Żydów, Heinrich Himmler – szef SS i Gestapo, Rudolf Hoess – komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, Amon Goth – sadystyczny komendant obozu koncentracyjnego w Plaszowie oraz likwidator gett żydowskich w Krakowie i Tarnowie, sportretowany w znanym filmie fabularnym „Lista Schindlera” czy Hans Frank, generalny gubernator w Polsce, odpowiedzialny za powstawanie gett oraz obozów śmierci. Oni mieli rodziny, z którymi często mieszkali w swoich willach, oddzielonymi tylko murem od obozów koncentracyjnych, w których ginęły miliony niewinnych ludzi.
Z fotografii pokazywanych przez Rainera Hoessa, wnuka Rudolfa Hoessa, widzowie dowiadują się jak sielankowe życie wiedli zbrodniarze. – Matka kazała nam myć truskawki zrywane w ogrodzie, tak mówił nam ojciec, bo ciągle na nich było pełno białego osadu – słyszymy z ekranu słowa Rainera. – Dziadek z rodziną mieszkał w Auschwitz – opowiada wnuk Hoessa.
Poznajemy także przemiłą Katrin – stryjeczną wnuczkę Heinricha Himmlera, która – rzucając na szalę swoje życie rodzinne – wyszła za mąż za Izraelczyka, który stracił rodzinę w Holokauście.
– Świadomość tego, że miało się kogoś takiego w rodzinie człowieka, przygniata – wyznaje Karina. – Wstydziłam się swojego pochodzenia, a po ślubie, z czym nie mogę sobie poradzić, część niemieckiej rodziny się mnie wyrzekła.
Niklas Frank, syn Hansa Franka i na dodatek chrześniak Hitlera, jeździ po niemieckich szkołach i ostrzega uczniów przed niebezpieczeństwem neonazizmu. – Całe swoje życie szukam czegoś dobrego, co zrobił ojciec, może kogoś uratował – słyszymy w jednej z opowieści. – Nie znajduję potwierdzenia na to w żadnych dokumentach. Miałem silną potrzebę odnalezienia w swoim ojcu czegoś dobrego, ale zawsze wyłania się z niego typowy niemiecki potwór – kończy smutno.
Obnażenie tych kilku historii pokazuje z jaką mocą Holokaust zakorzeniony jest w narodach, którego dotknął. Film trwa prawie 60 minut. Składa się z krótkich opowieści, które odsłaniają kulisy życia całych rodzin, za którymi ciągnie się zła historia, a nazwiska pozostawione im w spadku są jak stygmaty…
fot. Muzeum Mazowieckie w Płocku