Wciąż nie słabną echa głośnego skandalu, jaki rozpętał się jakiś czas temu wokół hucznego przyjęcia na tarasie Prefektury Stolicy Apostolskiej, zorganizowanego 27 kwietnia podczas uroczystości pierwszej podwójnej kanonizacji papieży w XXI wieku: Jana Pawła II i Jana XXIII.
I to właśnie ów skandal sprawił, iż podjąłem decyzję o wyciągnięciu z szuflady fotoreportażu, który tego dnia przyszło mi zrealizować na ulicach Watykanu, a który ze względu na pewne poważne wątpliwości, nie miał nigdy ujrzeć światła dziennego.
Podczas gdy zaproszeni na dachową imprezę goście, w atmosferze wykwintności i snobizmu, mieli okazję podziwiać roztaczający się w dole przepiękny widok na plac przed bazyliką św. Piotra, ściśnięty na ulicy tłum tysięcy wiernych, chcących uczestniczyć w uroczystości kanonizacyjnej, często doświadczał zgoła innych, acz równie niezapomnianych wrażeń. Zwłaszcza w okolicach Via della Conciliazione, która z Zamku Anioła wiedzie prosto do miejsca, gdzie papież Franciszek odprawiał tego dnia, jakże znaczącą dla katolickiego świata, mszę świętą.
Ulice, znajdujące się w najbliższym sąsiedztwie centrum Stolicy Piotrowej zapełniały się pielgrzymami z całego świata, stopniowo, acz po brzegi, przez całą noc. Czuć było atmosferę religijnego skupienia, zadumy, a zarazem ogromnej radości i rozpierającej dumy, że już za kilka godzin bliski sercu milionów Polaków papież dołączy do grona świętych Kościoła katolickiego.
Czar, niestety, szybko prysł, gdy po ponad półtoragodzinnym opóźnieniu od programowego otwarcia bramek, zaczęto wreszcie rano wpuszczać wiernych przez wąskie gardło alei, gdzie kończy się Via della Conciliazione, a wyrastają monumentalne filary, okalające Piazza San Pietro. Tłum nagle stał się bardzo ożywiony, wręcz nerwowy. W ogromnym ścisku trudno było obrócić się wokół własnej osi, aby móc dostrzec współtowarzyszy pielgrzymki. Zdjęta z chodnika noga nie miała szans na powrót w to samo miejsce. Ktoś inny stawiał już swoją. O przykucnięciu ze zmęczenia choćby na krótką chwilę, czy udaniu się za potrzebą, nie było nawet mowy. Brak jakiegokolwiek pola manewru w potwornej ciasnocie powodował, że ludzie tracili przytomność, płakali. Im bliżej bramek wejściowych, tym droga stawała się węższa, a sytuacja bardziej dramatyczna. Nozdrza wypełniały się gęstym, dusznym powietrzem i kurzem z rozkopywanych gazet, rozrzuconych całymi stertami wzdłuż drogi. Zaczęło dochodzić do drobnych sprzeczek i rękoczynów. Ktoś krzyknął, że właśnie został popchnięty czy ugryziony, ktoś inny wrzasnął: – Aiuto! Medico! Bo kolejny człowiek przekroczył granice swej wytrzymałości i padł zemdlony lub zwisał z opuszczoną głową, jeśli w potwornym ścisku nie dane mu było nawet osunąć się na ziemię.
Jadąc do Rzymu planowałem przygotować fotoreportaż, dokumentujący emocje ludzkie, wartości chrześcijańskie, posłannictwo wiary, dobroć i miłosierdzie. Jednym słowem wachlarz uczuć, jakie spodziewałem się zarejestrować podczas tak znamiennego wydarzenia, jakim jest wśród społeczności katolickiej kanonizacja papieża Polaka. Plan, mam nadzieję, udało mi się zrealizować, choć, niestety, sam wachlarz raczył ukazać mi się w o wiele szerszym spektrum, niż się tego po przybyłych do Stolicy Apostolskiej pielgrzymach kiedykolwiek spodziewałem.
Adek Jasiński