Co jakiś czas radni wprowadzają korekty w godzinach pracy aptek, nie tylko w nocy i święta. Przyzwyczailiśmy się, że na terenie miasta przynajmniej jedna apteka jest czynna. Grzegorz Lewicki stanowczo protestuje przeciwko temu reliktowi przeszłości.
– Państwo zawsze dopłacało do dyżurowania aptek. Po zmianach ustrojowych jednak przestało, a apteki dalej dyżurują. Apteka to nie jest misja, to działalność gospodarcza, do której państwo nie dopłaca ani złotówki. Czy państwo ustala godziny pracy notariuszy? Apteka to nie jest służba. Wspaniałomyślnie mówi się: „macie w nocy dyżurować”. Celem każdej działalności jest akumulacja zysku. Wygoda kupna o 4 rano testu ciążowego albo tabletek od bólu głowy powoduje, że ktoś musi dyżurować. Wizyta u lekarza kosztuje 100-200 zł. Magister farmacji dyżuruje całą noc. Nikogo nie obchodzi, ile zarabia magister farmacji. Wymaganie jest bezwzględne. Istnieje przekonanie, że apteki muszą dyżurować, bo tak było i tak ma być. W zachodnich krajach nikt nie dyżuruje. Aż się dziwię, że oni tak mało dbają o własne społeczeństwo – ironizował radny, który jest właścicielem jednej z aptek.
Radny dowodził też, że prawo, na podstawie którego zmusza się apteki do dyżurowania, nie istnieje.
– Państwo dokłada do wielu rzeczy. A może miasto chce dołożyć 200 złotych do jednego dyżuru? 365 dni x 200 zł to 73 tysiące. Duże pieniądze, ale nie dla miasta, którego budżet to 800 mln. Prawo nie nakazuje dyżurowania aptek. Społeczeństwo nie zostanie bez leków, jest pogotowie. Niestosowne jest nakładanie na apteki obowiązki dyżurowania, jest to nieopłacalne ekonomicznie – zakończył Grzegorz Lewicki.
Czy podobnie jak radny uważacie, że nocne dyżurowanie aptek to relikt przeszłości?