Grzegorz Markowski wyszedł na scenę i po prostu… zaśpiewał. Swoją sceniczną osobowością i głosem pokazał, jak porywa się tłumy, jak zbiera się niesłabnący aplauz, jak to jest być niekwestionowaną gwiazdą polskiej sceny muzycznej.
Dawno płocki amfiteatr nie gościł w swoich progach takich tłumów, jak w sobotni wieczór, 27 czerwca. Nie dosyć, że wszystkie miejsca były zajęte, to jeszcze organizatorzy dostawiali krzesła, zwykłe, drewniane krzesła. Biorąc pod uwagę fakt, że amfiteatr posiada 3503 siedzące miejsca, można przypuszczać, że we wczorajszym koncercie z Grzegorzem Markowskim śpiewało prawie 3600 osób. A hit „Chcemy być sobą” brzmiał jak hymn.
Od pierwszych słów utworu ludzie śpiewali razem z solistą, właściwie Markowski nie musiał śpiewać, muzycy nie musieli grać… tłum śpiewał a’capella. Niesamowite zjawisko. Oczywiście, nie tylko w tym utworze publiczność przyłączała się do zespołu. Razem śpiewali też i inne hity Perfectu, jak „Autobiografia”, „Nie płacz Ewka”, „Niepokonani” czy „Nie mogę ci wiele dać”. I jeżeli ktoś taki jak Markowski śpiewa: „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść”, chciałoby się krzyczeć: – Panie Grzegorzu, tacy artyści nie mogą znikać ze sceny! Pan dla ludzi musi na niej być!
Perfect powstał 35 lat temu, a ci, którzy to pamiętają, wiedzą, że od razu zawładnął sercami młodych ludzi i błyskawicznie znalazł się na listach przebojów. Były to utwory, mówiące prawdę o życiu, wyciągające na światło dzienne zwyczajne problemy. Zmienił się ustrój, zmieniały się rządy, zmieniała się władza, zmienił się też skład zespołu i przybyło artystom lat. Natomiast nie zmieniło się jedno – przez 35 lat Polska nadal kocha zespół Perfect, co było wczoraj widać i słychać w płockim amfiteatrze.
Grzegorz Markowski pokazuje klasę samą w sobie, zachowując przy tym niebywałą skromność. To od niego powinny uczyć się pseudo-gwiazdy polskiej sceny muzycznej, jak zachowuje się prawdziwa Gwiazda (celowo używam dużej litery), bo Markowski, jak bardzo rzadko kto, zasługuje na to miano. Zresztą, cały zespół pokazał klasę i to, co potrafi. Każdy z muzyków miał okazję zaprezentować swoje możliwości. Solówka na perkusji w wykonaniu Piotra Szkudelskiego wywoła aplauz. Burzę oklasków zebrał również Piotr Urbanek, który nie tylko grał na swojej gitarze, ale również świetnie się przy tym bawił. Gościnnie wystąpił też Ryszard Sygitowicz, gitarzysta Perfectu w latach 1980-1981.
Fenomenem jest niesłabnąca popularność grupy, która przez te 35 lat miała swoje wzloty i upadki. Muzycy przychodzili i odchodzili z zespołu. Zostały przeboje, które wywołują dreszcz emocji w Polakach, i to nie tylko w tych w tzw. średnim wieku, ale i w ludziach zupełnie młodych – mnóstwo ich w sobotni wieczór było na widowni. To dowód na to, że Perfect ze swoimi utworami jest ponadczasowy.
– Dziękuję za wzruszeniem. Jesteście naszym krwiobiegiem – mówił ze sceny lider zespołu. – To wy jesteście Perfectem, a nie my – uśmiech nie schodził mu z twarzy, wypowiadając te słowa. Bo czy dla artysty, nie jest największą satysfakcją patrzeć jak kilka tysięcy ludzi śpiewa z nim i jest w tym miejscu i o tej godzinie tylko dla niego?
„Słuchaj mnie tam, pokonałem się sam, oto wyśnił się wielki mój sen. Tysięczny tłum spija słowa z mych ust kochają mnie” – chociaż to cytat z „Autobiografii”, która powstała w 1982 roku, słowa do niej napisał Bogdan Olewicz, a muzykę skomponował Zbigniew Hołdys, czyż to nie była wróżba dla Grzegorza Markowskiego?
Nadmieńmy, że Płock był na mapie trasy koncertowej Perfectu, zorganizowanej z okazji 35-lecia jego powstania. Hasło, pod jakim przebiegają koncerty, to „Wszystko ma swój czas” – jest to jeden z utworów z ostatniej płyty zespołu „DaDaDam”, wydanej w 2014 roku, która już ma status platynowej.
Nikt nie wiedział, że byli fani z Petersburga! :)