Piątkowy wieczór w płockim markecie. Ludzie robią zakupy po pracy, zmęczeni, spieszą się do domu. Spokojną atmosferę przerywają bluźnierstwa, coraz głośniejsze krzyki i w końcu szarpanina dwóch mężczyzn, których rozdzielić próbowały ich dzieci…
Normalny dzień, normalne zakupy, ale wspomnienia… tych nie uda się wymazać tak łatwo. Spacer pomiędzy sklepowymi półkami i rozmowę z córką przerywały nam co jakiś czas głośne bluźnierstwa pijanego mężczyzny, który wybrał się na zakupy z dziećmi. Te rozglądały się ukradkiem, jakby wstydząc się zachowania ojca.
W pewnym momencie do sklepu weszła grupa mężczyzn. Wytatuowana, głośna, pewna siebie. Nie dam sobie głowy uciąć, ale być może również pod wpływem alkoholu albo innych środków…
Ludzie czasem wyczuwają niebezpieczeństwo. Mnie w tym momencie dreszcz przeszedł po plecach. Odeszłam z córką, chcąc jak najszybciej skończyć zakupy. Z daleka dochodziły do mnie bluźnierstwa, które stawały się coraz głośniejsze. I stało się. Dwóch mężczyzn rzuciło się na siebie jak rozjuszone byki, nie zwracając zupełnie uwagi ani na rozrzucane produkty, ani na dzieci, które przerażone rzuciły się ojcu na pomoc.
– Tato, przestań, tato! – krzyczał mały chłopiec, wykrzywiając buzię w płaczu i przerażeniu. Rozglądał się wokół, ale nikt nie kwapił się do pomocy. Inne dzieci ciągnęły ojca za kurtkę, próbując go odciągnąć. W końcu dwóch znajomych jednego z mężczyzn odciągnęło kolegę na bok. Ojcu to nie wystarczyło, dalej odgrażał się, nie zważając na dzieci, które uwiesiły się go, chcąc najwidoczniej jak najszybciej wyjść ze sklepu. Drugi mężczyzna rzucił się do ucieczki, biegając między półkami. Gdy dobiegał do miejsca, w którym stałam, rzucił: – Myślisz, że się ciebie boję k…? Małe dziecko w wózku rozpłakało się głośno.
Przyznam szczerze – byłam oszołomiona tą sytuacją. Przerażona zachowaniem ojca, zdziwiona, że wśród tylu mężczyzn nikt nie rzucił się dzieciom na pomoc, zszokowana brutalnością dwóch dorosłych facetów, którzy zrobili sobie ze sklepu miejsce walki wręcz. Ale przede wszystkim nie mogę wyrzucić z głowy wzroku chłopca i jego zapłakanej twarzy…
Tak, wiem że takie sytuacje się zdarzają. Być może częściej niż mi się wydaje. Co innego jednak wiedzieć, że tak jest, a co innego zobaczyć na własne oczy…
Wyjście do sklepu teraz grozi więzieniem. Na ochronę sklepu/obiektu zatrudnia się niepełnosprawnych. W sytuacji jaka zaistniała , będąc świadkiem – reagujesz. Jako facet, zaznaczam facet a nie pi**da w rurkach.. Gościa inaczej nie usadzi jak obfity cios, może z koniecznością poprawienia. Po wszystkim, wpada policja, monitoring – jesteś oskarżony o pobicie. Wszystko jest na kamerach. Co z tego że w obronie czyjejś, od tego jest „ochrona” a Ty nie musiałeś użyć siły.
Witamy w Polsce.
To smutna prawda…
Dlaczego nie zadzwonila pani na policję? To też pani odpowiedzialność . Pijany, agresywny mężczyzna nie powinien zajmować się dziećmi. Dziwi panią postawa innych? Mnie dziwi pani. Nie, takie rzeczy nie powinny wydarzyć się w cywilizowanym świecie. Proszę w przyszłości nie oglądać się na innych, niebac tylko dzwonić pod 997 i mówić, że boi się pani zdrowie i życie dzieci. Przyjadą. Proszę pamiętać,w że dziecko nieobecni się samo. Nie świadom jak skończył się dla nich ten wieczór. Pani poszła do domu. Oni może do swojego piekła.
Skąd wiesz że nie zadzwoniła?
Pani Jolu, cała sytuacja (mówię o bójce) trwała 2-3 minuty. Sytuację widział również personel sklepu, którego poprosiłam o wezwanie ochrony. Ochrona natomiast wezwała policję, której zapewne udostępniła nagranie z monitoringu. Zanim przyjechała policja, mężczyzny dawno nie było już w sklepie.