Gdyby nie zbieg okoliczności, być może do tej pory pozostałby anonimowy. Mimo, że z początku był tylko rezerwowym, dziś nikt nie wyobraża sobie przedniego kwartetu atakujących Wisły Płock bez Arkadiusza Recy.
Mało brakowało, a urodzony w 1995 roku Reca piłkę kopałby tylko z kolegami na osiedlowym boisku. Będąc w piątej klasie szkoły podstawowej, bardzo dobrze trzymał się z kolegą, który grał w miejscowym ChKS-ie Kolejarzu Chojnice. Z czasem również chciał pójść w tym kierunku i trenować piłkę nożną.
Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż na horyzoncie pojawił się malutki problem – mama powiedziała mu, że może zapomnieć o jakichkolwiek treningach. Arek nie dał jednak za wygraną i na własną rękę udał się na jedne z zajęć – oczywiście bez wiedzy ani zgody matki.
Chyba nikt dziś nie ma wątpliwości, że pozornie lekkomyślna decyzja, okazała się strzałem w dziesiątkę. Po pierwszym dniu trener powiedział Recy, że całkiem dobrze się prezentuje i zapytał o chęć pozostania w klubie. Młody chłopiec długo się nie zastanawiał i od razu przytaknął. Wiązało to się jednak z tym, że musiał wyspowiadać się mamie z ostatniego występku i zarazem próbować skutecznie nakłonić ją, by pozwoliła mu rozpocząć treningi w ChKS-ie. Tłumaczył jej, że będzie dojeżdżać z kolegą autobusem albo rowerem, a poza tym, mógłby ich też podwozić ojciec wspomnianego przyjaciela. W końcu jakoś się zgodziła. Cóż, dziękujemy i pozdrawiamy!
Z czasem cały zespół Kolejarza został przeniesiony do Chojniczanki Chojnice – najpierw jej juniorów, a następnie rezerw. Reca w pierwszej drużynie zaliczył jednak tylko jeden epizod – w 2012 roku trener Mirosław Hajdo wpuścił go na 15 minut w meczu II ligi z Turem Turek. Po przyjściu Mariusza Pawlaka, trenował co prawda z pierwszą kadrą, ale z czasem doszedł do wniosku, że musi odejść, by móc grać i dalej się rozwijać.
Początkowe wątpliwości co do odejścia, rozwiali starsi i bardziej doświadczeni koledzy, którzy gorąco doradzali mu wypożyczenie do niższej ligi. Ostatecznie udał się do trzecioligowego Korala Dębica. Z miejsca stał się czołową postacią drużyny i sezon 2012/2013 skończył z pięcioma bramkami na koncie.
Po udanym okresie, trafił na testy do Olimpii Grudziądz, lecz finalnie nie zaoferowano mu kontraktu. Wtedy do gry wkroczyła osoba, której Arek może bardzo dużo zawdzięczać. Skrzydłowy otrzymał bowiem telefon od Tomasza Kafarskiego, ówczesnego szkoleniowca Floty Świnoujście. Ten spytał młodego piłkarza o chęć sprawdzenia się w jego drużynie. Reca podjął rękawicę i wystąpił w trzech sparingach.
W pierwszym, jak sam przyznaje, nie spisał się najlepiej, bowiem nie miał nawet czasu na odpoczynek po dwunastogodzinnej podróży do Wałbrzycha. W dwóch kolejnych było już lepiej i szkoleniowiec postanowił go u siebie zatrzymać. Przeskok z trzeciej do pierwszej ligi nie okazał się dla Arka przeszkodą nie do przeskoczenia, choć oczywiście nie zawsze wszystko mu wychodziło. Wtedy jednak pomocną dłoń wystawiał mu Kafarski, który cierpliwie i spokojnie tłumaczył, co młody zawodnik musi poprawić w swojej grze.
Reca szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Floty i zagrał we wszystkich meczach. Jak wiadomo, pod koniec sezonu zapadła decyzja o wycofaniu się z rozgrywek klubu ze Świnoujścia, przez co piłkarz został „z kartą na ręku”. Wisła nie mogła przegapić takiej okazji.
8 czerwca Reca oficjalnie został pierwszym letnim nabytkiem Nafciarzy. Być może trener Marcin Kaczmarek chciał w szczególny sposób wykorzystać jego warunki fizyczne i fakt, że jest lewonożny, bowiem wystawiał go na… boku obrony. W sparingach prezentował się całkiem przyzwoicie, dzięki czemu znalazł się w podstawowym składzie na inaugurację sezonu 2015/2016. Wisła podejmowała wówczas w Pucharze Polski Drutex-Bytovię Bytów. Nieoczekiwanie coś się jednak zacięło – zupełnie jakby nie poradził sobie presją, czy też zwykłą tremą. Efektem tego była potoczna „wędka”, jaką dostał w przerwie meczu. Pisząc prościej – po zejściu do szatni nie pojawił się już na boisku.
W kolejnym meczu wszedł jeszcze z ławki z Zagłębiem Sosnowiec i… można powiedzieć, że słuch o nim zaginął. Pytany o tamten okres szczerze przyznaje, że wspomniana zmiana w przerwie dała mu dużo do myślenia. Pokazała, że chcąc coś osiągnąć, musi wziąć się za siebie. W nagrodę dostał od losu jeszcze jedną szansę.
Choć przez kilka kolejnych kolejek trener zupełnie na niego nie stawiał, z czasem… został do tego zmuszony. Przed spotkaniem z Sandecją Nowy Sącz powołanie do reprezentacji Polski U-20 otrzymał Patryk Stępiński, więc tamtego wieczoru zastąpić go musiał inny młodzieżowiec. Wybór padł właśnie na Arka, który został wtedy wystawiony na swojej nominalnej pozycji lewego skrzydłowego. Pierwszą połowę miał jednak dość niemrawą, zresztą jak cała drużyna. Ale to, co się działo potem… Istne show! Arek z uśmiechem wspomina, że sam do tej pory nie bardzo rozumie co się tam tak naprawdę wydarzyło. Najpierw wspaniały rajd, a później efektowny lob…
Reca dwukrotnie, w niezwykle efektownym stylu, pokonał bramkarza przeciwników i walnie przyczynił się do zdobycia trzech punktów przez Wisłę. A podkreślić należy, że był to dla Wisły dopiero początek dobrej passy, po niemrawym początku sezonu.
Od tamtego spotkania było już tylko lepiej. Notując kolejne bramki i asysty otrzymał wymarzone powołanie do tej samej młodzieżówki, do której wezwany został wcześniej Stępiński. Dopełnieniem fantastycznego półrocza było zwycięstwo w głosowaniu kibiców na najlepszego piłkarza Wisły Płock jesienią 2015 roku. Co ciekawe, z czasem wspiął się o jeszcze jeden stopień. Został pierwszym od wielu lat piłkarzem Wisły, który dostał powołanie do najstarszej młodzieżówki. Na mecze reprezentacji Polski do lat 21, będącej bezpośrednim zapleczem dorosłej kadry, postanowił powołać go Marcin Dorna.
Podczas ostatniego okienka transferowego, z każdym dniem zainteresowanie jego osobą coraz bardziej rosło. Mimo to, Reca pozostał w Wiśle. Priorytetem jest dla niego wywalczenie z nią awansu do Ekstraklasy. Wszyscy kibice z pewnością mają nadzieję, że jeszcze nie raz będzie im dane zobaczyć salta, których nauczył się gdy nie grał jeszcze w piłkę. Akrobacje stały się bowiem jego znakiem firmowym po umieszczeniu piłki w siatce rywala.
Arkadiusz Stelmach