W zeszłą sobotę wybraliśmy się (…) nad Sobótkę, lecz zanim tam dotarliśmy, przeszła nam wszelka ochota. Okazało się, że musieliśmy się zmagać z rozlicznymi „zasiekami”, które zostały rozstawione na czas płockich festiwali. Były dosłownie wszędzie – na schodach, jezdniach, chodnikach, ścieżkach rowerowych. Jakimś sposobem, omijając naokoło udało nam się wreszcie dotrzeć nad Sobótkę. (…) Poczułem się w tym mieście, jak mieszkaniec drugiej kategorii, któremu na dobrą sprawę nic się nie należy.
Nie wiem, czy wydrukujecie mój list, ale mimo wszystko spróbuję, przynajmniej trochę sobie ulżę. Już od kilku lat w sezonie letnim przypomina mi się scena z tego filmu. Wysoki płot oddzielający dwa światy, z jednej strony zwykłe osiedle z lat siedemdziesiątych, a z drugiej jakiś wymarzony Eden… I to wszystko egzystuje tak obok siebie mimochodem, bez kolizji i napięć, bo pewnie tak musi być… Lecz czy „odjechane” wizje Stanisława Barei można już bezpowrotnie wrzucić do jakiegoś socjalistycznego skansenu? Wydaje mi się, że w dużej mierze pewnie tak, ale nie do końca.
Chciałbym jednakże zacząć od tego, że nie śmierdzę kasą. Owszem, skończyłem studia, no i co z tego? Małe mieszkanko na wielkiej płycie, trójka dzieci i obydwoje z żoną na tzw. umowach śmieciowych, za ledwo co więcej niż tysiąc złotych miesięcznie. Mimo to się cieszymy, bo wielu naszych znajomych ma jeszcze mniej, często tylko jedna osoba w rodzinie ma jakąkolwiek pracę. Jakoś sobie radzimy, wiążemy koniec z końcem.
A tak na marginesie, nie nazywamy swojej pracy „śmieciową”, jesteśmy zadowoleni, że w ogóle ją mamy. Pewnie tylko ci, którzy mają etat mogą sobie pozwolić na taką pogardę dla ludzi, którzy nie mogą sobie zaplanować przyszłości, chociażby na kilka miesięcy do przodu. Obawiam się, że te całe szumne działania związków zawodowych, żeby zlikwidować umowy zlecenia skończą się tym, że po prostu stracę pracę. Stare przysłowie mówi, że syty biednego nie zrozumie…
W tej sytuacji, dobrej – złej, niech każdy to oceni po swojemu, zwyczajnie nie stać mnie na ekskluzywny dla mnie „wypas” w postaci wyjazdu na wakacje. Tkwię więc wraz z moją rodziną w Płocku i tutaj staramy się aktywnie organizować czas sobie oraz swoim dzieciom, które w końcu mają wakacje.
Jeszcze kilka lat temu nie było z tym większego problemu. Niezła „miejscówka” jaką jest Płock, pozwalała na to, żeby po prostu zejść ze schodów i wylądować nad Sobótką. Pogoda od co najmniej kilkunastu dni jak na zamówienie, a nawet jeszcze gorzej, bo przecież upały dają się we znaki wszystkim. Ciężko wytrzymać w małym wielkopłytowym „M”, zatem niezłym wyjściem byłoby spędzić czas na miejskim kąpielisku, jak to mówią za „free”.
W zeszłą sobotę wybraliśmy się więc nad Sobótkę, lecz zanim tam dotarliśmy, przeszła nam wszelka ochota. Okazało się, że musieliśmy się zmagać z rozlicznymi „zasiekami”, które zostały rozstawione na czas płockich festiwali. Były dosłownie wszędzie – na schodach, jezdniach, chodnikach, ścieżkach rowerowych. Jakimś sposobem, omijając naokoło udało nam się wreszcie dotrzeć nad Sobótkę. Mimo to chcę powiedzieć, że niesmak pozostał mi do tej pory. Poczułem się w tym mieście, jak mieszkaniec drugiej kategorii, któremu na dobrą sprawę nic się nie należy.
Jestem w stanie zrozumieć, że to całe prawie miesięczne zamieszanie każdego lata poprzez ogradzanie skarpy zasiekami, czy też płotami czemuś służy. Tak na dobrą sprawę, nie wiem czemu, ponieważ nikt do tej pory nie pokusił się o to, żeby poinformować mieszkańców, jakie korzyści dają nam te imprezy, czy ktokolwiek zrobił jakiś bilans – zyskujemy coś na tym, czy też tracimy. Ja sam nie jestem fanem takiej muzyki, cieszę się więc choćby z tego, że festiwalową gorączkę muszą ścierpieć inni, mieszkający na Starym Mieście.
Ale szaleństwo festiwali dotyka pośrednio każdego z nas. Dla wielu płocczan ulica Rybaki była do tej pory wygodną drogą na dojazd do pracy, bowiem omijała śródmiejskie korki. Od Reggaelandu to się zmieniło, bowiem została skutecznie zamknięta z powodu planowanych imprez. Niech mi ktoś wyjaśni, z jakiego powodu blokuje się newralgiczny przejazd przez miasto już na tydzień przed festiwalem, czy nie można go otworzyć w dni robocze, komu to zagraża, a komu to służy?
A na dodatek dzieje się to w sytuacji, kiedy skutecznie rozkopano z powodu remontu niemal całą ulicę Kazimierza Wielkiego – jeszcze nie oddano do użytku i długo pewnie to się nie stanie, odcinka od ulicy Jasnej do Dobrzyńskiej, a już rozjechano odcinek od Nowosielskiego do Okrzei. Komuś chyba należy się dyplom z logistyki… Oczywiście, traktuję to jak gorzki żart, bo chyba nie tylko ja mam wrażenie, że zaplanowane imprezy w lecie muszą się odbyć, żeby zapisać je jako PR-owski sukces. Czy dla nas – mam poważne wątpliwości. Czy dla promocji? Nie wiem. Czy dla przyjezdnych? Też nie wiem. Do tej pory nikt nie starał się mnie i innych płocczan do tego całego zamieszania przekonać.
Przepraszam bardzo, ale póki co nie czuję się wyróżniony z tego powodu, że każdego lata przewala i szlaja się po mieście tłum rozwydrzonych nastolatków, traktując miasto jak prywatny biwak, na którym co dusza zapragnie – można wypić, naćpać się do woli, a jak szczęście dopisze to i „pobzykać”, na dodatek w rytmie ulubionej muzy.
Jeżeli ktoś chciałby dalej upierać się przy tym, jakież to korzyści odnosimy, organizując rok w rok festiwale, warto posłuchać co wiedzą o Płocku ludzie z innych miast. Moja praca polega na podróżowaniu z jednego końca Polski na drugi i tak w kółko przez cały miesiąc. Jeżeli ktoś słyszy, że jestem z Płocka, to po pierwsze kojarzy miasto z Petrochemią, nawet nie Orlenem, potem myli z Kłodzkiem, a czasem się zdarzy, że ktoś inny, bardziej oświecony, pamięta o katedrze, Wiśle i skarpie… O żadnych festiwalach nikt do tej pory nie wspomniał!
A na koniec jeszcze jedno. Zaobserwowałem jak wiele samochodów z rejestracjami z obcych miast parkuje w sezonie letnim w pobliżu starówki. Ludzie nie przyjeżdżają tu nie tylko na festiwale, ale również po to, żeby Płock pozwiedzać. Mają urlopy, też pewnie nie mają pieniędzy na ekstra wyjazdy, więc jadą i oglądają. Co im w tym czasie oferujemy?
Od niedawna jeden z najpiękniejszych zakątków miasta – pasaż spacerowy od Fary po hotel Starzyńskiego również skutecznie i bezsensownie został na stałe ogrodzony tandetnym płotem – to właśnie przygotowaliśmy dla chyba najbardziej wymagającej kategorii turystów.
Rozumiem, że imprezy masowe rządzą się swoimi prawami, ale nikt mi nie wmówi, że przeszkodą nie do pokonania jest zdemontowanie na czas pomiędzy imprezami kilkudziesięciometrowego odcinka modułowego ogrodzenia w newralgicznych miejscach.
Ale tyle zachodu, komu by się chciało to zrobić, albo nawet o tym pomyśleć…
Cóż… Tak jak sami siebie traktujemy, tak potem o nas mówią i piszą, ale jeszcze częściej pomijają milczeniem i zapominają…
Czytelnik
Jak ktoś chce ponażekać zawsze ponarzeka . Nad sobótkę można dojść . Jechać koniecznie od strony mostu ? Można z drugiej strony – festwale są chwilę . Osobiście mnie ta muzyka nie interesuje , ale mówienie że zarabia garstka tych samych osób jest … niedorzeczne . Setki osób w Płocku podnajmowało swoje mieszkania , trawniki itp uczestnikom festiwalu . Te pieniądze wydadzą TU – byćmoże reperując sprzęt agd , w osiedlowym sklepie itp . Mnie osobiście bardziej przeszkadzają samochody jeżdżące obok sobótki przez cały sezon – z tego powodu przestałam biegać nad Sobótką . Jedna strona ok się biega przy parku – ale wdychać spaliny i kurz z drugiej strony … już jest mniej miło . Pozdr
Ja tam tej promocji nie widzę. Teraz mieszkam w Łodzi i nikt nie ma pojęcia gdzie jest Płock. W Łodzi!!!
Sporo osób słyszało o Audioriver ale nikt nie kojarzy tego z Płockiem. Gdzieś jest.
Poza tym mój kolega ma na starym mieście serwis AGD. Nie ma żadnego zysku z tej hordy poza posikaną witryną. Zarabia ciągle te same 5 osób które ma hotele i restauracje.
Nie jest tak?
Tak bo każdy festiwalowicz przywozi na plecach pralkę albo mikrofalę :) serwisy AGD ogólnie kiepsko się mają bo czasami taniej kupić nowe niż naprawiać ;)
@MONIA w Płocku nie ma co robić?! Radzę wybrać się do innego miasta na krotki czas, np. moje Skierniewice- wtedy zrozumiesz, co to znaczy nie mieć co robić w mieście.
Często jeżdżę do innych miast i praktycznie w każdym miałam co robić. Od poniedziałku do czwartku! Gdzie w Płocku wtedy kompletnie nic się nie dzieje :)
Panie „Propagandowy” – nie zauważyłam w tym liście socjotechnik, a jedynie inne spojrzenie na festiwal, do czego czytelnik – jako płocczanin – ma prawo. Zapewniam również, że jest to zdanie czytelnika, a nie redaktorów PetroNews.
Przy okazji, do „Stefana” – każdy wpis, odnoszący się personalnie do mnie i zawierający pomówienia, będzie oznaczany jako spam i zgłaszany na policję. Pomimo, że komentarz został wysłany z sieci proxy, administrator ma obowiązek przekazać nam prawdziwy numer IP. Jeśli chodzi o nazwę adresu e-mail, świadczy wyłącznie o kulturze osobistej, a właściwie kompletnym braku owej kultury u trolla, który ukrył się jak tchórz za pseudonimem.
Pani Agnieszko, wystarczy przeczytać pierwszy akapit aby czytelnikowi polecić maść na Ból… wiadomo czego. Oh jaki on biedny nieszcześliwy… nad sobótkę chciał iść i w swoim mieście kiedy jego jedyna droga jaką zna jest nagle niedostepna, i co? i trgedia ohh jak sie dostać nad kanałek., jak tu dojść?! halo policja?! taksówka? helikopter? PetroNews… co to za NIUS? bo koleś trafić nie może? bo co? 30 tys osb przyjeżdża do naszego miasta, dobrze sie bawi, zostawia kase, opinnia idzie w świat, a wy co? drukujecie list pokrzywodzonego czytelnika 340 dni w roku ma dostep do plaży. Jest festwial, biletowany i to nie za małe pieniądze, wiec organizator ROZSTAWIA ZASIEKI aby nie dostał się tam ktoś kto nie ma biletu. takie prawo. Czy mieszkańcy Łeby, Władysławowa czy Mielna narzekają na turystów w wakacje? a no nie! bo oni na tym zarabiają. udostepniają pokoje, i żyją z tego. Wiec jako gazeta bądzie obiektywni i może napiszcie o PLUSACH tego festiwalu a nie tylko HEJT i HEJT. Pokażcie no relacje? gdzie artykuł o tym jak ludzie się bawią?
Mega Propagandowy List widać że był przez kogoś kto wie co to socjotechniki różnego kalibru.. Pewnie może nawet przez redaktorów tego całego PetroNews…. :/
ja bez problemu dotarłam na Sobótkę gdy rozstawiali się przed festiwalem.
spokojnie dotarłam i ze wzgórza jak i samochodem od strony Szpitala.
nie wiem jak to bylo bliżej imprezy czy zamkneli wjazd, ale wydaje mi się ze z Wielkiej Płyty na Sobótkę nie jest daleko wiec nie widzie problem pójścia tam na piechotę.
Zupełnie nie zgadzam się z powyższym listem.
W Płocku nigdy nic się nie dzieje, a kiedy w wakacje zorganizują trzy festiwale, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem to ktoś musi się doczepić nawet ogrodzenia, które moim zdaniem w niczym nie przeszkadza.
Muszę niestety przyznać, że gdyby nie te festiwale, a zwłaszcza Polish hip hop festival oraz Audioriver – nie miałabym co w tym mieście robić. Jest to świetna możliwość spędzenia czasu słuchając dobrej muzyki i poznając mnóstwo nowych osób. Jeżeli natomiast komuś przeszkadza ogrodzenie to polecam wybrać się na spacer w inne miejsce. Pozdrawiam!
spojzcie na regulamin impreza niby dla pelnoletnich ale jednak nie malolaty tez moga wejsc na nia ciekawe czy jak kupuja alkohol to tez prosza o zgode rodzica????
Bardzo dobrze moim zdaniem, że są osoby powyżej 16 lat ,gdyż tez mają prawo do zabawy… trochę szacunku :)