Drugiego dnia było już lepiej. Przede wszystkim zmieniła się pogoda, co miało wpływ na to, że plażę odwiedziło wiele rodzin, również z bardzo małymi dziećmi. Od pierwszego koncertu ludzie bawili się tak, jakby chcieli nadrobić „straty” z dnia poprzedniego.
O ile w piątek bez problemu można było kupić coś do jedzenia, czy ewentualnie pamiątkę, o tyle w sobotę praktycznie wszędzie były kolejki. Ludzie tańczyli i podrygiwali w każdym wolnym miejscu. Cykl koncertów tego dnia rozpoczął Bungostan, następnie zagrali Roots Rockets, Tabu i Kamil Bednarek, którego występ był bardzo energetyczny. Wśród publiczności spotkaliśmy wielu płocczan, którzy specjalnie kupili bilety tylko na koncert artysty. Trzeba przyznać, że ten młody wykonawca ma swoich fanów, którzy bawili się świetnie przy największych hitach Kamila.
Zaraz po nim na scenie zagościł zespół z Japonii – Tokyo Ska Paradise Orchestra, równie charyzmatyczni. Jednak wśród fanów reggae spotkaliśmy się z różnymi opiniami na ich temat. – Są świetni – mówiła nam Karolina. – A mnie to raczej przypomina muzykę rozrywkową – tłumaczył nam z kolei Maciek.
Podczas tego koncertu, organizatorzy zaplanowali „wybuch” jubileuszowego konfetti, które stworzyło niesamowity efekt ze światłami, padającymi ze sceny. Później na scenie zagościł Popcaan, a na koniec zagrali Mellow Mood. Jeżeli komuś było za ciasno przed główną sceną, mógł przejść parę metrów dalej, gdzie w specjalnie przygotowanym namiocie Soundsystem Circus grały zespoły soundsystemowe. Tam też nie brakowało ludzi, głównie młodych, którzy nastawiali się na trochę inne brzmienie jamajskich rytmów. Podczas dwóch festiwalowych dni, koncerty pod namiotem trwały do białego rana.
– Jestem bardzo zadowolony z festiwalu, jest dużo ludzi, a to najważniejsze. Nasz festiwal nabiera coraz większego rozmachu, i czegóż chcieć więcej – mówił nam rozpromieniony Artur Wiśniewski w sobotni wieczór, tuż po pokrojeniu urodzinowego festiwalowego tortu.
Jak można podsumować 10. edycję jednego z naszych sztandarowych festiwali, które przyciągają do Płocka tłumy turystów? W tym roku na pierwszy „rzut oka” nadwiślańskie nabrzeże nie kipiało fanami jamajskich rytmów. Co prawda, dyrektor POKiS, Artur Wiśniewski przyznał na konferencji prasowej, że: – W tym roku padł rekord, jeśli chodzi o przedsprzedaż biletów, bo sprzedaliśmy ich ponad 4 tysiące.
Jednak w piątkowy wieczór i noc nie odczuwało się nawet takiej liczby, choć faktem jest, że pogoda, o której wcześniej pisaliśmy, była raczej jesienna. A może nie było też wiodącej gwiazdy, która przyciągnęłaby fanów nad Wisłę. Za to w sobotę plaża przy scenie nabrała jakby drugiego oddechu… Zdecydowaną gwiazdą tego wieczoru był młody Kamil Bednarek. Po jego występie zebrał się tłum przy wejściu do strefy VIP, gdzie artysta rozdawał autografy.
Festiwale są naszą wizytówką, a zabawa na koncercie Bednarka wyraźnie wskazuje na to, że aby tę wizytówkę zapisać dobrymi zgłoskami, należy zapraszać artystów znanych i z tak zwanym „wyrobionym” nazwiskiem.
Poza sceną też trwał festiwal i to, na co najbardziej narzekali festiwalowicze, otarło się o prozę życia… nieustanną kolejkę do toalet. – Jestem trzeci raz na Reggaelandzie, lubię Płock, ale dobija mnie jedno. Czy wy nie macie tu toy-toyów? – pytał nas miłośnik reggae spod Poznania. Generalnie, dopiero sobotnia atmosfera przypominała nasz stary, dobry festiwal, tak pod względem atmosfery, jak i dobrze bawiących się festiwalowiczów.