W poniedziałkowy, świąteczny wieczór dwóch rowerzystów napotkało psa, który prawdopodobnie ma złamaną łapę. Płocczanie zadzwonili po straż miejską, która zgodnie z uchwałą Rady Miasta Płocka jest jedną z instytucji zajmujących się bezdomnymi zwierzętami. Według ich relacji, dyżurny straży miejskiej zapowiedział, że patrol może przyjechać jedynie na koszt osoby zgłaszającej. Sprawdziliśmy te informacje.
O zdarzeniu dowiedzieliśmy się 15 sierpnia w nocy, z wpisu na portalu społecznościowym.
– W pobliżu przystanku Kopernika w stronę Podolszyc kręci się dosyć duży, spokojny pies ze złamaną nogą – napisali Bartek i Kuba. – Jest koloru czarnego, boi się ludzi. Jeszcze trochę i potrąci go samochód. Niestety, jesteśmy na rowerze, nie mamy samochodów, więc nie jesteśmy w stanie sobie poradzić z tą sytuacją. Dzwoniliśmy na straż miejską – ta stwierdziła, że mogą przyjechać na nasz koszt… Prosimy o udostępnianie i szybką interwencję osób o dobrym sercu, bo tu liczą się minuty! – apelowali.
Sprawą zainteresowało się sporo osób, które w nocy, z latarkami, pojechały na miejsce, żeby szukać rannego psa. Wśród nich była pani Dorota, która interweniowała również w płockiej straży miejskiej oraz w Lecznicy Weterynaryjnej „Chiron” (miasto ma z tą lecznicą podpisaną umowę, dotyczącą leczenia psów bezdomnych).
Niestety, w tym czasie pies uciekł. – Po moim telefonie do straży, dyżurny straży miejskiej zadzwonił do Chirona i kazał pani weterynarz jechać i szukać psa, po czym dumny z siebie zadzwonił do mnie, że już wszystko załatwił – opowiada pani Dorota. – Pani weterynarz była w ciężkim szoku, z jakiej racji ma jeździć. Na szczęście zebrało się sporo osób, które przez 2 godziny chodziły i przeczesywały teren, niestety, bez skutku – mówi zdenerwowana kobieta.
We wtorek od rana wznowiono poszukiwania rannego zwierzaka. Okazało się, że ma on właściciela i – z powodu uszkodzonej siatki w ogrodzeniu – dość często wymyka się z podwórka.
Postanowiliśmy wyjaśnić, dlaczego straż miejska nie chciała przyjechać na miejsce i zawieźć chorego psa do weterynarza. Zgodnie z „Programem opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobiegania bezdomności zwierząt na terenie Gminy – Miasto Płock w roku 2016″, uchwalonym w marcu br., bezdomne zwierzęta może do schroniska przewieźć straż miejska, policja lub mieszkańcy.
1. Zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom realizują:
1) Schronisko, poprzez przyjmowanie bezdomnych zwierząt, dostarczonych przez Straż Miejską, Policję oraz mieszkańców,
2) Wydział Kształtowania Środowiska, poprzez wskazanie gospodarstwa rolnego w celu zapewnienia miejsca dla zwierząt gospodarskich,
3) organizacje pozarządowe, poprzez realizację zadań publicznych obejmujących opiekę nad zwierzętami bezdomnymi.
Z regulaminu wynika też, że „(…)zapewnienie całodobowej opieki weterynaryjnej w przypadkach zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt realizują:
1) Schronisko poprzez zapewnienie dyżuru lekarza weterynarii w Schronisku. Funkcjonowanie Schroniska określa jego regulamin.
2) W pozostałych przypadkach zapewnienie całodobowej opieki weterynaryjnej w przypadkach zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt bezdomnych oraz zwierząt wolno żyjących (dzikich) realizuje Lecznica Weterynaryjna „Chiron” ul. Otolińska 10, z którą Gmina-Miasto Płock zawarła stosowną umowę”.
– Nie ma możliwości, żeby ktoś płacił za podjęcie interwencji przez Straż Miejską – zdecydowanie zaprzecza Jolanta Głowacka, rzeczniczka płockiej straży miejskiej. – I dotyczy to każdego rodzaju zgłoszenia. W całym kraju nikt nie płaci za podjęcie interwencji przez służby mundurowe i wszyscy to wiedzą – dodaje.
Jolanta Głowacka wyjaśnia, że 15 sierpnia dyżurny Straży Miejskiej prowadził cały czas korespondencję telefoniczna między panią, która przedstawiła się jako przedstawicielka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami a lekarzem weterynarii z Lecznicy Weterynaryjnej Chiron (pani Dorota prostuje, że nie chodziło o nią, do straży miejskiej dzwoniły w sumie trzy osoby, w tym m.in. również przedstawicielka TOZ). – Nie jest jednak prawdą, co zarzuciła pani z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami dyżurnemu Straży Miejskiej, że kazał pani doktor z Lecznicy wsiąść w samochód i szukać po mieście psa, którego dotyczyło poniedziałkowe zgłoszenie. Osobiście rozmawiałam z panią doktor, która stwierdziła, że jest to nadinterpretacja tej pani – tłumaczy rzeczniczka straży miejskiej.
Zgodnie z przepisami, straż miejska ma obowiązek przyjechać do bezdomnego psa by sprawdzić, czy pies był zaczipowany. Dlaczego tego nie zrobiono? – Nie było możliwości, żeby patrol podjechał na miejsce zgłoszenia i je potwierdził, ponieważ od około 20 minut wykonywał inne czynności, których nie mógł przerwać. Podejmowana interwencja przez strażników dotyczyła działań prewencyjnych – wyjaśnia rzeczniczka. – To prawda, że mamy urządzenie do sprawdzenia czipa u psa. I strażnicy, korzystają z tego urządzenia. Warunek jest tylko taki, że pies musi być spokojny, musi pozwolić do siebie dojść strażnikowi. Wielokrotnie korzystaliśmy z tego urządzenia i korzystamy – zapewnia.
Jednocześnie zwraca uwagę, że Straż Miejska nie odławia i sama nie przewozi zwierząt do schroniska, ponieważ nie ma i nigdy nie miała samochodu do tego typu transportu. – Odławianiem zwierząt zajmuje się przeszkolony pracownik schroniska. Przewożąc zwierzę, trzeba zapewnić mu bezpieczny transport choćby np. w specjalnej klatce. Jest rzeczą nierealną i niedopuszczalną, żebyśmy np. psa zamknęli w bagażniku i tak go transportowali do schroniska – mówi Jolanta Głowacka.
Jak przekonuje, strażnicy miejscy przewożą samochodami służbowymi tylko ludzi. – Gdybyśmy naszymi autami przewieźli zwierzęta, to po każdym takim transporcie należałoby pojazd zdezynfekować. Wiąże się to oczywiście z kosztami i wyeliminowaniem auta na co najmniej dwa dni z użytkowania. Nie możemy sobie na to pozwolić, musimy zapewnić płynność w codziennej służbie – argumentuje rzeczniczka.
Tłumaczy także, iż kierowca w schronisku, który może zabrać takiego bezpańskiego psa, ma dyżur tylko do godz. 20. – Nie możemy przetrzymywać na terenie straży miejskiej bezpańskich psów, ze względu na nasze psy służbowe, które nie mogą się niczym zarazić czy mieć kontakt z bezpańskimi psami. Nawet lekarze weterynarii nie zalecają jakiegokolwiek kontaktu psom należącym do służb mundurowych z innymi czworonogami, co do których nie ma pewności, że są zdrowe – wyjaśnia.
Po naszej interwencji, pani Dorota napisała do nas 16 sierpnia w nocy, że znów jest ten sam problem – znalazła małego kotka ze złamaną łapką i strażnicy nie chcą przyjechać.
– Rozmowa taka nie została nagrana przez rejestrator, dlatego trudno mi się do tego odnieść – mówi Jolanta Głowacka. – Straż Miejska nie przyjedzie na takie wezwanie z kilku powodów. Koty to zwierzęta wolno żyjące. Podobnie jak psa nie przetransportujemy go do naszej siedziby przy ul. Otolińskiej, nie udzielimy mu żadnej pomocy medycznej, bo nie jesteśmy w stanie. Na stronie internetowej TOZ Koło w Płocku są odpowiednie numery telefonów do osób, które mogą pomóc w takiej sytuacji.
Jolanta Głowacka podkreśla jednak, że płocka Straż Miejska chwali sobie współpracę z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami oraz prezes TOZ, panią Marią Szygoską.