Program „Interwencja” Polsatu zajął się kontrowersyjną sprawą, powiązaną z Płockiem. Właścicielka firmy z Katowic zleciła przewóz towaru płockiej firmie, która… zniknęła wraz z towarem.
Sprawa rozpoczęła się w 2011 roku, kiedy to firma Anny Kowalskiej zleciła małej firmie transportowej z Katowic przewiezienie 24 ton aluminium do Holandii. Współpracowały już wcześniej ze sobą, nigdy nie było problemów. Właścicielka firmy transportowej, Joanna Maślanka, poprzez swoją pracownicę, zleciła transport firmie z Płocka, która dla niej wcześniej wykonywała już innego rodzaju transporty.
Okazało się jednak, że zarówno numery rejestracyjne, jak i dowód osobisty czy prawo jazdy kierowcy były sfałszowane. Towar, po przejechaniu przez granicę, po prostu zniknął. Podobnie jak firma z Płocka, której telefony są nieaktywne, a w dawnej siedzibie śladu po nich nie ma.
Sprawa została zgłoszona na policję, ale została umorzona. Pani Joanna zwróciła się więc do swojego ubezpieczyciela o wypłatę odszkodowania. Towarzystwo ubezpieczeniowe jednak odmówiło, ponieważ na liście przewozowym wpisana była nazwa przewoźnika, a nie zleceniodawcy. I tu jest właśnie haczyk, bo zgodnie z przepisami, w liście przewozowym muszą być wpisane dane faktycznego przewoźnika, a nie zleceniodawcy. Ubezpieczenie natomiast pokrywa straty firmy, która jest wpisana w liście przewozowym…
Warto przy tym podkreślić, że list przewozowy trafia do pani Joanny dopiero po wykonaniu zlecenia, razem z fakturą. – Można oczywiście zażądać od przewoźnika, który wykonuje ten transport, żeby wpisał nas w tym liście przewozowym, ale to jest tylko jego dobra wola – tłumaczy Joanna Maślanka.
Co dalej? Pani Joanna pozwała do sądu Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo Hestia oraz firmę z Płocka, której zleciła transport aluminium. Ucieszyła się, kiedy w pierwszej instancji wygrała odszkodowanie z obiema firmami (każda miała zapłacić prawie 270 tysięcy złotych). Jej radość jednak nie trwała długo – ubezpieczyciel odwołał się od wyroku i ostatecznie nie musi płacić odszkodowania. Płacić musi firma z Płocka, ale tej nie można znaleźć, zresztą, z krótkiego śledztwa internetowego pani Joanny wynika, że za długi szukają jej również inne firmy w Polsce.
Na dzisiaj więc to pani Joanna musi spłacić ponad pół miliona złotych.
Cały program obejrzycie, klikając na zdjęcie poniżej.
A płocka policja umie złapać tylko babcię co handluje papierosami. Darmozjadów utrzymujemy za nasze pieniądze a to głupki i nieroby
Nie, nie umie :(
No standardowo z płockimi firmami się nie współpracuje to złodzieje, oszuści