REKLAMA

REKLAMA

Z pożółkłych szpalt Korespondenta Płockiego

REKLAMA

Przyszedł ten czas, aby sprawdzić, co też porabiali nasi antenaci w długie, październikowe wieczory. Wspominałem już chyba kiedyś, że nie mieli telewizorów, smartfonów i Internetu, a nawet radia… Jak zatem w takich warunkach nie poddać się jesiennej nostalgii?

Z pomocą przychodzili gawędziarze – z zamiłowania, a nawet rzekłbym z powołania, którzy przy kieliszeczku rozgrzewającej nalewki potrafili doskonale urozmaicić swym słuchaczom długie, spowite ciemnościami popołudnia. Niektórzy z nich zapragnęli nawet „rozszerzyć” swój zasięg działania, czarując swymi niesamowitymi opowieściami czytelników „Korespondenta”. Tak więc dziś odejdziemy od przyjętej konwencji koncentrując się jedynie na dwóch takich relacjach z głębokiej „prowincji” – pierwsza z nich pochodzi z nieodległego Duninowa:

Przeczytajrównież

Z gminy Duninowskiej donoszą nam:

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

„Śpieszymy donieść całej waszej i naszej okolicy o ujęciu bardzo niebezpiecznego złoczyńcy Józefa Latkowskiego, który przez ostatnich kilka lat był postrachem po obydwóch brzegach Wisły. Latkowski pochodził z Płocka, gdzie był mularzem. Skromny jednak zarobek, jaki to rzemiosło mu dawało, nie starczył mu na hulaszcze po szynkowniach życie; kradł więc, później napadał i rabował. Parę razy był więziony tak w Płocku, jak i w Prussach, parę też razy z więzienia uciec zdołał. Bywał zwykle uzbrojony w broń palną, a przed jej użyciem w razie potrzeby nie cofał się; słowem był to rabuś śmiały, zręczny, wytrawny i stąd bardzo niebezpieczny. W tych dniach stróż kancelaryjny gminy Duninów Józef Sokołowski, żołnierz dymissyonowany, wstąpił po drodze do karczmy Emilin. W izbie gościnnej zwrócili jego uwagę dwaj ludzie obcy, o powierzchowności budzącej podejrzenie. Nie namyślając się długo Sokołowski zapytuje się ich o nazwisko i paszport; zagadnięci zamiast dania odpowiedzi, korzystają z drzwi otwartych i niemi udają się w pole. Sokołowski obejrzał się po izbie i zawoławszy kilku włościan: „Hola bracia! Łapajmy rabusiów!” puścił się z nimi w pogoń. Latkowski, gdyż to on był, sadząc przez płoty i rowy sześć razy wypalił z rewolwera do Sokołowskiego, ale go chybił. Dzielny stróż gminny pomimo widocznego niebezpieczeństwa nie folgował rabusiowi i wraz z włościanami coraz bardziej się zbliżał. Wreszcie dzięki mnożącym się po drodze przeszkodom Latkowski i jego kompan Jakób Budke ujęci zostali i odstawieni do gminnego urzędu. Przy rewizyi znaleziono przy nich trzy rewolwery, naboje, różne narzędzia złodziejskie, zatrute serdelki i salceson, który służył im do trucia psów, nadto trucizną zaprawne pastylki, arszenik w proszku, zegarek srebrny, tabakierkę złotą, list adresowany do Julii Usterowicz i książkę do nabożeństwa p.t. „Ołtarzyk jako pamiątka z Częstochowy.”

Trzeba przyznać, nawiązując do kina, że była to iście niesamowita opowieść akcji, napięcie rośnie z każdym zdaniem w postępie geometrycznym. A tak swoją drogą… najzwyczajniejszy w świecie stróż gminnej kancelarii był wtedy panem na swym urzędzie; był świadom zarówno swej władzy, jak i ciążących na nim obowiązków i gotów był je wykonywać nawet z narażeniem własnego życia. Współczesny, przeciętny ochroniarz, choćby wyposażony w najbardziej nowoczesny sprzęt, raczej nie wytrzymałby pod tym względem porównania ze swym dziewiętnastowiecznym pierwowzorem… Być może nawet nie oparłby się zatrutym serdelkom.




Tymczasem przenieśmy się z Duninowa daleko, aż pod Mławę, do niewielkiego miasteczka Szreńsk. Trzeba tutaj przypomnieć, że Płock w 1878 roku był stolicą guberni, obejmującej dużą część północnego Mazowsza, położoną na prawym brzegu Wisły – od Lipna aż po Przasnysz i Mławę, tak zatem nasz kolejny „bajarz” w poczuciu lokalnego patriotyzmu zapragnął podzielić swą opowieścią – rzeką na łamach „Korespondenta” ze swymi krajanami:

„Korespondencya ze Szreńska: Od dawna już myślałem, żeby słów kilka do was skreślić z naszej okolicy, lecz aż do tego czasu dobre moje chęci ziścić się nie mogły, bo i prawdę powiedziawszy nie było o czem pisać – zwykłe „po staremu” się powtarzało. – Cóż więc teraz słychać w waszej okolicy?
– Stare dzieje – odpowiadam – ale na tem nie koniec. Dawniej u nas milczenie tylko panowało, a teraz coraz gwarniej i weselej jest w naszem miasteczku. I w rzeczy samej, co dziesięć lat temu o Szreńsku powiedzieć by można? To uboga, zabłocona mieścina – każdy powiadał. A teraz? Proszę się przyjrzeć jak ta mieścina poszła w górę i jak się ciągle rozwija. Dawniej nie mieliśmy ani jednego doktora, a teraz Chwała Bogu jest ich trzech, jeden homeopata i czterech felczerów. Oprócz tego znajduje się apteka i poczta; ważna robota, jaka teraz się dokonywa to wybrukowanie rynku; mieliśmy wprawdzie nadzieję, że wszystkie uliczki z błota wiosennego i jesiennego podźwignięte zostaną, ale przecież do końca świata daleko, to może i one wybrukowane zostaną. (…) Szreńsk ma troszkę pretensyi do starożytności. W środku miasta stoi wysoki, okazały, jak tradycya powiada krzyżacki kościół św. Wojciecha, w którym znajdują się obszerne groby do chowania nieboszczyków. Powiadają, że jeszcze do tego czasu znajduje się tam osobliwsza trumna, która już nie jedną setkę lat przetrwała, a najmniejszego śladu zepsucia na sobie nie nosi. W niej spoczywa jakaś kobieta, jej ciało jest tak miękkie, jak wata, włosy czarne, lśniące do jedwabiu podobne. Niektóre osoby bardzo są ciekawe zobaczyć tę ciekawą matronę. Lecz po największej części ich dobre chęci nie mogą się spełnić, na opowiadaniach poprzestać muszą – w braku odwagi…
– Ja bym, chciała te groby zobaczyć, ale niech nam Pan towarzyszy – mówiła pewna osoba z Płocka w Szreńsku czas wakacyjny spędzająca.
– Z największą przyjemnością – odpowiedziałem – ale nie moją będzie winą, jeżeli się Pani strachów nabawi.
– O, ja się strachów nie boję, jestem odważną.
– Wierzę temu… ale jak się wejdzie do tych grobów, to świeca często sama gaśnie i ciemność taka opanowywa, że na klika kroków nic nie widać. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tem, jak się do tych grobów dostać. Schodów nie ma więc się drabina spuszcza albo też trzeba użyć kosza i w nim przejażdżkę powietrzną odbyć. Osoba, która się decyduje na taką podróż, powinna umieć coś z gimnastyki, gdyż w przeciwnym razie po straceniu równowagi, kosz się przechyla i upadek na twardą ziemię następuje i to zapewne kości śmiałków dla tej eskapady bieleją na dnie tego lochu.
Po takim wyjaśnieniu rzeczy amatorzy tracą chęć do zobaczenia nieboszczyków i li tylko na opowieściach poprzestają. Za kościołem płynie mała rzeczka Mławką nazywana. Na niej stoi most ozdobny, prowadzący do okazałego niegdyś zamku. Powiadają powszechnie, że teraźniejszy zamek jest ledwie cząstką dawniejszego gmachu, z którego tylko prawe skrzydło pozostało; na dowód swego twierdzenia ukazują resztki murów i głębokie fossy, które do tego czasu widzieć się dają. Ma być także jakieś podziemne przejście od zamku do kościoła pod rzeką, ale od dawna nikt tam nie zaglądał, bo w znacznej części gruzy i ziemia zasypały. Do zamku prowadzi aleja pięknych drzew. Trzeba tylko ławki postawić i ziemię ubić, by piasek oczu nie zasypywał, a będziemy mieli ogród spacerowy podobny do tego, który przed Rządem Gubernialnym w Płocku się znajduje. Tu oko może się napawać widokiem kobierców łąk zielonych dookoła rozpostartych, tu słowiki i ptactwo wszelkie chętnie gości, tu, szczególniej w dzień Sabatu tłumy miłośników przyrody spacerują.(…)O trzy mile od Szreńska, koło Mławy przechodzi Kolej Nadwiślańska, która w umysłach wielu przedstawia się jako złotodajna Kalifornia, dostarczająca bogactw nieprzebranych. Są tacy, którzy wyprzedają swoje majątki i szturmem chcą jaką posadę zdobyć.
– No i cóż mości Andrzeju – zapytałem pewnego młodzieńca szreńskiego, który jeno dniem i nocą tylko o kolei rozmyślał i rozprawiał, – kiedy to posadę znajdziesz, przynajmniej na jakiego tam naczelnika?
-Toć ja o tem z Komisazem gadałem i wnet bym się kiele tego uwinął, ale już nie pojadę na kolej, bo mi się trafia dobry ożenek.
Przed kilkoma tygodniami w naszem mieście stał się wypadek, z pewnych względów na uwagę zasługujący; dał on bowiem poznać jaką to własność posiada pieniądz, a mianowicie, że nie tylko leczy rany ciała, ale i bóle sercowe łagodzi. Tak było: oboje się kochali i chociaż nic nie mieli, patrząc na swe zdrowe ręce, spodziewali się kiedyś w przyszłości skarbów rotszyldowskich dorobić. Matka przyszłego zięcia życzliwem okiem spoglądała na zawiązać się mające stadło małżeńskie i w każdej chwili była gotową udzielić swego małżeństwa młodej parze. Ale z drugiej strony zagrażało wielkie niebezpieczeństwo; brat narzeczonej stał na przeszkodzie, nie chcąc się w żaden sposób zgodzić, aby jego siostra za tego wyszła, który się jemu nie spodobał. W takich razach rzeczy biorą się na seryo. Kiedy przymilania, potem prośby i błagania, wreszcie groźby i postrachy na twardem sercu brata żadnego skutku nie wywarły, stanęła narada złożona z matki i dwojga narzeczonych. Po niedługich szeptach rozeszły się strony z uśmiechami na twarzy, z radością w oku. Pani matka zawyrokowała mówiąc do narzeczonego, że ty się nie z nim, ale z nią żenisz, więc jak dasz na zapowiedzi, to już się nic nie odmieni i on musi, chcąc nie chcąc, na wszystko przystać. Tymczasem ów brat nienawistny niczego nie zaniedbywał, aby strony powaśnić, lecz kiedy widzi, że to mu się nie udaje, nagle zwija swe szyki nieprzyjacielskie, sam rękę podaje do pojednania i przyrzeka nie czynić żadnych przeszkód.
Jednego dnia okazując w szczególniejszy sposób szczere przywiązanie do narzeczonego, rzecze doń – wynijdźmy w pole. Młodzieniec chcąc się również okazać dobrze usposobiony względem swego niedawnego przeciwnika, z uprzejmością przyjął zaprojektowaną przechadzkę. Zaledwie kilka wiorst uszli od miasta owi pojednani nieprzyjaciele, nagle rozlega się jakiś hałas w powietrzu i z różnych stron – to ze zboża, to z lasu, wypadają zaczajone hufce nieprzyjaciół, łączą się pod dowództwem owego brata pojednanego i napadają na bezbronnego.
Nec Hercules contra plures – pod przemagającą siłą upadła ofiara. Jako nielitościwi kaci, rzucili się zmówieni na powalonego na ziemię. Wkrótce krzyk się rozległ, a potem ucichł i tylko z daleka słychać było jęk przytłumiony. Cóż tam się stało, zapytacie? Oto narzeczonemu aby nie krzyczał, piasku w usta nasypali i tak strasznie obili, że głowa w kilku miejscach była pokaleczoną i ślady krwi na ziemi pozostały. Krwawej zemsty dokonano bez litości. Na drugi dzień można widzieć było jakąś osobę podwiązaną, uporczywie do drzwi doktorów pukającą. Kiedy drzwi się wreszcie otworzyły, wszedł ów podwiązany i po półgodzinie znowu wyszedł na ulicę, w ręku jakiś papier troskliwie trzymając. Była to lekarska obdukcya poranionego. Na trzeci dzień sprawa o gwałtowne napadnięcie i pobicie na stół sędziowski wniesioną została. Mówiono po całym Szreńsku, a nawet takie powagi jak wójt i pisarze gminni, że wszyscy należący do tej sprawy na lat kilka do więzienia się dostaną. Jak to do więzienia? I to jeszcze obywatele Szreńska, młodzieńcy – artyści od obuwia, hebla i młota? Strach opanował serca winowajców, postanowili wysłać parlamentarza do obozu nieprzyjacielskiego. Poselstwo chociaż z początku było wątpliwem, w końcu jednak dobrze się powiodło. Na zgodę ofiarowano 60 rubli z warunkiem zrzeczenia się dochodzenia sądowego i odpuszczenia narzeczonej. Ta sumka wzburzyła uczucia poranionego, serce jego zaczęło bić niespokojnie. Na jednej szali położył doznaną krzywdę, przyszłą żonę, a z nią spokój i szczęście domowe, a na drugiej szalce położył owe 60 rubelków… I cóż przeważyło ? Pieniądze, niestety! A narzeczona? Ona innego dostanie – wyperswadował sobie narzeczony. O! Cóż to za cudowny plaster te 60 rubli, które bez porady lekarza, bez apteki, bez chirurgicznych narzędzi, wszelkie rany duszy, serca i ciała zagoiły!”

Tak zatem w naszej relacji z październikowych szpalt Korespondenta mieliśmy wszystko, niczym w dobrej powieści sensacyjnej – nieprzejednanych stróżów prawa i podstępnych łotrów, pojedynki na rewolwery, arszenik, tajemnicze lochy, nieboszczyków, miłość i nienawiść, ból i krew na piasku, a nawet niespodziewane zwroty akcji… Aż strach pomyśleć, co też czeka na nas za miesiąc…

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU