Miesiąc lipiec ma swoje przynależne mu atrybuty – tak jak dziś, również półtora wieku temu prym temu, co się działo w Płocku nadawały wakacje, czasem wyjątkowo upalne dni, jak też i znany już wówczas, choć pewnie tak nie nazywany „sezon ogórkowy”. Dziś naszą uwagę zapewne przykuje „zalany” koń, grzeszna Kasia, bawełniane prezerwatywy, rozpustni wyszogrodzianie, chorobliwe zboczenia, siedmiogłowy smok… i jeszcze wiele innych ciekawostek z życia naszych przodków.
Na początek poświęćmy chwilę młodzieży, bo to przecież ona przede wszystkim korzystała z wakacyjnej sielanki, choć… 140 lat temu nie było to wcale takie oczywiste. Otóż wakacje rozpoczynały się dopiero z końcem czerwca i według naszych standardów, były naprawdę zasłużone, bowiem okupione ciężką harówą nad książkami, o czym świadczy poniższa notatka:
„Na początku roku szkolnego 1876/7 w miejscowem gymnazyum (dzisiejsza Małachowianka – przyp. aut.) było w ogóle uczniów 473; w ciągu roku przybyło 10, ubyło 24; pozostało więc do czasu rozpoczęcia promocyjnych i ostatecznych egzaminów 459. Z tej liczby otrzymało promocję do klas wyższych 303; patenta dojrzałości 10; naznaczono dodatkowy egzamin po wakacjach 23 uczniom; pozostawiono na drugi rok w tejże samej klasie (sic!) 102; uwolniono na własne żądanie 2, z powodu zaś małego postępu w naukach i innych przyczyn 19. Sprawowanie się uczniów było w ogóle dobre, mało bowiem było wykroczeń, wychodzących z granic zwykłej dziecinnej swawoli, nie wielu przeto było takich, którzy otrzymali sprawowanie niezupełnie dobre (2)”
I gdy jeszcze gimnazjaliści nie zdążyli na dobre poczuć wakacyjnej beztroski, ciało pedagogiczne już z zapałem szykowało nowe, szkolne udręki:
„Egzamina wstępne. Dyrektor gymnazyum męzkiego w Płocku podaje niniejszym do wiadomości, że egzamina wstępne na rok 1877/8 rozpoczną się 16 Sierpnia i odbywać się będą codziennie z wyłączeniem niedziel i dni świątecznych do 26 Sierpnia; lekcye rozpoczną się 27 Sierpnia.”
A skoro weszliśmy na grunt edukacji to okazało się, że to co aktualnie rozpala umysły i budzi żywe kontrowersje, czyli reforma edukacji – najzupełniej nie jest niczym nowym, ponieważ podejmowano się tego karkołomnego zadania również w tamtych czasach:
„Z pism rosyjskich dowiadujemy się, że w planie nauk gymnazyów i progymnazyów klasycznych, uznano za niezbędne poczynić pewne zmiany, głównie tyczące się wykładu języków starożytnych. I tak bardziej skomplikowane części gramatyki łacińskiej i greckiej będą przeniesione z kursu niższych do kursu wyższych klas, przy czem dla ułatwienia uczniowie klas IV w końcu roku poddawani będą egzaminowi ustnemu i pisemnemu z odbytego czteroklasowego kursu.”
Skoro egzaminy ustne i pisemne były w tamtych czasach ułatwieniem… aż strach pomyśleć, co mogłoby być utrudnieniem. Pozostając jeszcze w obszarze poszerzania wiedzy, jak Państwo pamiętacie, „starożytni” płocczanie nadzwyczaj chętnie poszukiwali informacji historycznych, etnograficznych i kulturoznawczych dotyczących naszego regionu:
„Przypominamy czytelnikom Korespondenta Płockiego niektóre przysłowia w dziele X. Włodka „O naukach wyzwolonych” z 1780 roku wydrukowane, jednakże mało znane, a dla swojej charakterystyki mieszkańców różnych okolic Mazowsza bardzo ciekawe. Otóż według tych przysłów „Płocczanie prędzej uderzą niż połajają; Sierpianie mało mówiący ale zapalczywi; Raciążanie szczodrzy ale okrutni; Przasnyszanie burczą ale nie biją; Rawianie do kufla i do korda; Łomżanie przyjaźni ale pijacy; Gostynianie gospodarze ale nie żołnierze; Wyszogrodzanie łagodni ale rozpustni; Sochaczewianie przyjaźni ale wielomówni; Ciechanowiacy ludzcy ale nie rzetelni; Warszawianie z sercem otwartem lecz rękami skurczonemi; Zakroczymianie dobrych chęci, złego skutku; Gąbinianie rozsądni ale skąpi.”
Nie możemy jednakże zapominać, że w te upalne dni do Płocka wciąż dochodziły odgłosy trwającej rosyjsko – tureckiej wojny, o czym Korespondent Płocki skrupulatnie informował, szczególnie jeśli informacje tyczyły się bitewnych wiktorii:
„Bukareszt. 29 czerwca. Pod Zimnicą 29 czerwca wzniesiono most, lecz w skutek prądu przeprawiono się na łodziach i promach. Syn Wielkiego Księcia Mikołaja pierwszy przeprawił się przez rzekę i wstąpił na terytorium Bułgarskie, przy czem okazał tyle męstwa, że Najjaśniejszy Pan ozdobił go Krzyżem św. Jerzego. Rossyanie są w Czernowodzie i zajęli okolice. Od Tulczy do Hirsowy Turcy pobici. Wielcy książęta i główna kwatera znajduje się Sistowie.”
Co to znaczy znaleźć się we właściwym czasie i odpowiednim miejscu! Facet przepłynął łódką rzekę (sam na pewno nie wiosłował) i od razu zasłużył na order – toż był lepszy niż załoga „Rudego” razem wzięta! Tymczasem inni już nie mieli takiego szczęścia, bo zamiast medali tam, gdzie nie trzeba dostali kulkę:
„Ekstra pociąg nadzwyczajny. „Nowiny” donoszą, że towarzystwo krzyża czerwonego wystąpiło z prośbą do Zarządu kolei żelaznej warszawsko – wiedeńskiej o wysłanie pociągu nadzwyczajnego aż nad sam Dunaj w celu zabrania stamtąd do Warszawy pewnej partyi rannych. Ekstra pociąg ten ma wyjść z Warszawy podobno w tygodniu bieżącym. Składać ma się on z 22 wagonów klassy trzeciej.”
Powróćmy jednakże do samego grodu. Otóż miasto wciąż się rozwijało i modernizowało, a zapobiegliwi mieszkańcy obserwowali te przemiany ze zdwojoną uwagą, czasem wtrącając swoje trzy grosze:
„Z ukończeniem bruku i oparkanieniem za pomocą drucianego parkanu nowo założony skwer na Starym Rynku można uważać za skończony. Nowo zasadzone drzewka wbrew naszym przypuszczeniom przyjęły się i dziś pokryte są gęstym liściem. Doszła nas nawet wiadomość, że jeden z właścicieli aptek ma zamiar wystawić piękną piętrową altanę, w której mieściłaby się mleczarnia i napoje gazowe. Mała ta, a spodziewać się należy i gustowna budowla wieleby wpłynęła na ożywienie i upiększenie samego ogródka, a przechodniom wyświadczyłaby niemałą dogodność.”
„W bieżącym miesiącu niektóre ulice naszego miasta ulegają przedrukowaniu; bruk obecny różni się od dawnego, kamienie tą razą używane są daleko mniejszej objętości i dla tego większe wypada koniecznie rozbijać na mniejsze; następnie miejsca pozostające pomiędzy grubemi kamieniami wypełnia się szabrem, a po wierzchu żwirem. Bruk ten wprawdzie jest kosztowniejszy od dawniej będącego w użyciu, jest jednak daleko trwalszym, a jazda po nim daleko równiejszą. We wszystkich miastach Cesarstwa bruk ten już dawno został zaprowadzonym, a wszędzie okazał się bardzo praktycznym i stosunkowo do trwałości – daleko tańszym.”
„Chodniki asfaltowe są niezaprzeczalnie jedną z wygód Płocka, który pod tym względem przewyższa inne miasta prowincjonalne, ale z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę, że skoro wszystko na świecie podlega zniszczeniu, zaś asfaltom do tej pory nie można było zapewnić nieśmiertelności, psują się bardzo często i one powinny być rok rocznie starannie naprawiane, jeżeli mają w zupełności odpowiadać swemu celowi. Mamy nadzieję, że Zarząd miasta, który już tyle okazał troskliwości w upiększaniu i melioracji jego, zwrócić uwagę zechce szczególniej na chodnik pomiędzy ulicą Grodzką, a Starym Rynkiem prawie zupełnie wytarty, wskutek przejazdu wozów żelazem wyładowanych z ulicy Jerozolimskiej. Należałoby koniecznie zająć się naprawą tego miejsca i innych równie uszkodzonych, jeżeli chodniki rzeczywiście mają służyć wygodzie publiczności i ułatwieniu cyrkulacji.”
„Licząc na krótkość dzisiejszych nocy, dzierżawcy rogatek od niejakiego czasu zaprzestali zupełnie je oświetlać. Bez kwestyi, jest to dla nich oszczędność, ale dla przejeżdżających wielka niedogodność, bo najprzód – nie widząc światła konie mogą łatwo uderzyć w szlaban i uledz skaleczeniu; po wtóre zaś, podróżni płacąc „rogatkowe” muszą zejść z bryczki i przy słabym świetle w oknie dzierżawcy odszukiwać drobną monetę – jeśli nie chcą zdać się na wiarę odbierającego. Czyżby przepisy policyjne nie nakazywały rogatek należycie oświetlać?”
Już chyba wspomniałem, że upał tego roku wyjątkowo doskwierał? Z tego też powodu pomysłowi płocczanie próbowali na wszelkie sposoby ulżyć sobie w letnich dolegliwościach i ku pożytkowi społecznemu rozpowszechniać zdrowy styl życia:
„Prysznicowe kąpiele. Obecnie dokuczliwe upały szczególnie się nadają do kuracyi kąpielowej. Bardzo też na czasie doktór Łuczkiewicz rekomenduje ten tak piękny środek leczniczy. Większa część cierpień i pomniejszych dolegliwości wyradza się wskutek pogwałcenia sprawy życiowej ciała przez zbyteczny spoczynek dobrowolny, powodując ociężałość i leniwość cyrkulacyi krwi. Następstwem bezpośredniem i niewątpliwem onego jest ogólne zniedołężnienie – przechodzące z rodziców na dzieci z całą falangą różnorodnych towarzyszących mu zboczeń chorobliwych. Bez wątpienia przypisać mu też należy powiększenie się liczby osób chorujących na nerwy. Zabawy publiczne, którym tak chętnie oddają się Szwajcarzy, Niemcy, Anglicy, towarzystwa gimnastyczne, kluby łyżwiarskie, zapasy siłaczów – ostatecznym celem mają pobudzenie sprawy życiowej organizmu i cyrkulacyi krwi, uszlachetnienie jej przez oddychanie świeżem powietrzem i pobudzenie jej do produkcji w ciele.(…) Kąpiele prysznicowe są również dzielnym środkiem wzmożenia cyrkulacyi krwi i mają jeszcze tę zaletę, że można ich używać małemi dozami z odpowiednim traktowaniem siły i rodzaju natrysku i z małemi kosztami. Kąpiele tego rodzaju są zalecane przez doktorów tak wielkiej liczbie osób, że dziwić się należy, iż nikt nie pomyśli o urządzeniu małego saloniku w naszem mieście, gdzie można by za niewielką opłatą ochłodzić się i wzmocnić tak łatwym i skutecznym sposobem. Koszt niewielki – wygoda i pożytek ogromny, zyski także mogą być znaczne.”
Skutecznym remedium na pobudzenie „cyrkulacyi krwi” były niewątpliwie przechadzki, być może przeciwko ówczesnej, carskiej władzy w płocczanach rodził się w tym czasie obywatelski bunt, ponieważ po Płocku dzień w dzień ostentacyjnie przemieszczały się tłumy „spacerowiczów”:
„Jednym z przyjemniejszych sposobów przepędzenia czasu zbywającego od codziennych zatrudnień w porze kanikularnej jest bez wątpienia spacer, tak do miejscowości poza miastem, jak i do ogrodów wewnątrz miasta położonych, a których dzięki Bogu nam nie brak. Najprzyjemniejszym jednakże ze wszystkich ogrodów w Płocku jest ten za Tumem położony – ze świeżem powietrzem od Wisły i cudnemi widokami na wszystkie strony – tak pięknemi, że gdyby podobne leżały nad Elbą, Renem, Rodanem, czy Sekwaną przekonany jestem, że umyślnie jeździlibyśmy oglądać je – nie zważając na koszta. Otóż ogród ten przystępny jest w tej porze jedynie dla mężczyzn – panie muszą odmówić sobie przyjemności odwiedzania go, albowiem wprost naprzeciw ogrodu obrano sobie miejsce dla kąpieli… otwartych! Wielka to niesprawiedliwość dozwalać przyjemności niektórym kosztem większości. Zwracamy się więc w imieniu ogółu do tych, od których to zależy, ażeby przeznaczono inną miejscowość na kąpiele otwarte, gdyż dzisiejsza najzupełniej jest nieodpowiednią i nie może nie oddziaływać szkodliwie nawet na moralność, dla której uczucie wstydu zawsze skuteczną jest tarczą.”
Tymczasem rzeczona tarcza okazała się zupełnie dziurawa, a nasze babki doznawały w kąpieli coraz to większych obstrukcji:
„Swawola młodzieży naszej sprawia, że wkrótce kąpiele wiślane staną się niemożebne dla kobiet. Ulubioną obecnie zabawą pewnych młodych ludzi jest podpływanie pod ściany koszów kąpielowych kobiecych i zaglądanie do nich przez czeluście. Postępowanie oddajemy pod Sąd opinii publicznej, jakkolwiek wyznajemy, iż wolelibyśmy winowajców tych oddać pod sąd posiadający w ręku bardziej realne środki wymiaru sprawiedliwości.”
Jednakże moralność bywała zagrożona nie tylko przez widok męskiej golizny, czy też skłonności młodzianów do niewybrednych zabaw; czasem nadzwyczajne wypadki mroziły w żyłach płocczan wcześniej pobudzoną spacerami, czy też podglądactwem krew:
„Sprawcy napadu na Pana Ujazdowskiego w lesie do Raciąża należącym, o czem donosiliśmy w numerze nr 51 naszego pisma, przez straż ziemską zostali pochwyceni. Aresztowani zostali cygan Głowacki, przy którym znaleziono pistolet, oraz dwóch miejscowych włościan. Dziedzic Krzeczanowa W. Kunkel udzieleniem pomocy ułatwił przytrzymanie zbrodniarzy.”
„Poszukiwany od lat kilku mieszkaniec tutejszego miasta, zajmujący się robotami przy murarzach, Józef Latkowski z wrodzoną sobie zręcznością potrafił się długi czas ukrywać przed ścigającą go sprawiedliwością, chronił się już to po Prusach, już to w tutejszej Guberni, już to w sąsiednim powiecie Gostyńskim, siejąc wszędzie postrach pomiędzy lękliwą, wiejską ludnością, obawiającą się zemsty doświadczonego zbrodniarza. Lecz jak mówi przysłowie, do czasu dzban wodę nosi i Latkowski popełniwszy mnóstwo napadów, grabieży, gwałtów i kradzieży w zeszłym miesiącu, dzięki energii Naczelnika powiatu Gostyńskiego, we wsi Ludwikowo w tymże powiecie przez ziemskiego strażnika przytrzymany został i dziś zostaje w rękach sprawiedliwości. W chwili aresztowania uzbrojony był w dwururny, nabity pistolet.”
A na koniec, skoro to lipiec pozostawiłem świeżutkie, wygrzane w słońcu i pachnące niezłą blagą „ogórki”:
„Ważna nowość – niezawodna i radykalna prezerwatywa od zaziębienia! Trwałe i tanie koszulki siatkowe, uznane za hygeniczne przez Urząd Lekarski miasta Warszawy, nieocenione dla osób zostających w szybkim ruchu zmuszonych przechodzić szybko z jednej temperatury w drugą. Wyłączna sprzedaż odbywa się w Salonie Galanteryjnym przyborów toaletowych i potrzeb do robót kobiecych STANISŁAWA BENSEF w Warszawie.”
„W przeszłym tygodniu fornal po sprzedaży zboża na nowym rynku zaprowadził konie do stawu będącego przy posesyi Pana Jasińskiego w celu ich napojenia; druga para wyprzężona i pasąca się przy wozie, naśladując tę pierwszą, sama weszła do wody. Jeden z tych dwóch ostatnich koni brodząc po wodzie zaplątał we wlokącą się za nim uprząż i mimo pomocy ze strony fornala – zalał się. Dziwny to naprawdę przypadek, aby w mieście, tuż obok rynku koń utonął!”
„Straszne zjawisko w początku bieżącego Lipca zwabiło w lasy należące do dóbr Ligowo tysiące ciekawych – pod sosną średniej grubości słyszano powtarzające się często stękanie, podobne do bolesnego jęku człowieka. „Pod sosną jęczy” – powiedział ktoś pierwszy, „pod sosną” – szeptano sobie do ucha, a wieść szybko się rozniosła, siejąc postrach wśród przesądnej tłuszczy. W przekonaniu obecnych nie ulegało wątpliwości żadnej, że to było stękanie; szło tylko o to, do czyjej błądzącej duszy należał ten głos złowieszczy, ponury, bolesny, pokutniczy? ”To na pewno grzeszna Kasia pokutuje tu za swe występki” – mówiły stare kobiety, a nawet jej głos poznawały. Starzy ludzie dowodzili – „To na pewno ten szlachcic, który kiedyś nieprawnie przywłaszczył sobie ten sam kawałek ziemi” – „ To na pewno zbójca Kacprowicz, którego przed kilkunastu laty Niemcy Gozdowscy kwaśnem mlekiem otruli” – dowodzili inni. Poważny pewien staruszek pomodlił się cicho i przystąpiwszy do sosny zawołał: „Duszo pokutująca! Ktokolwiek jesteś, powiedz czego potrzebujesz!” Traf zrządził, że stękanie rozległo się głosem donioślejszym, niż zwykle i biednego starca przy zmianie frontu i ogólnej rejteradzie mało tłumy nie zadeptały. Pewna poważna osoba wynurzyła zdanie, że to ogromny smok o siedmiu łbach, o jakim Kochanowski w swej pieśni wspomina, wylągł się pod sosną i nie może się z niej wydobyć. A więc smok! Smok! – jednoznacznie wołano z przestrachem i Bóg wie, do czego by przyszło, gdyby nie przytomność chłopca wiejskiego, który nie uprzedzając o swym zamyśle sam włazi na sosnę, bada każdą gałązkę i wreszcie znajduje smolny sęk, o który przy najmniejszym wiatru powiewie tarła się gałąź, a tarcie to wydawało mniemany jęk, obcina więc stracha i znika nadprzyrodzone zjawisko!”
Tak to właśnie było… A co my, współcześni odkryjemy tegorocznego lata – krwiożercze jaskółki, krokodyla w Sobótce, czy też złotego rycerza, przechadzającego się nocą po Tumach? Koniecznie trzeba pobudzić inwencję, uruchomić wyobraźnię, nie możemy przecież być gorsi od swych antenatów…