Ktoś przed laty śpiewał: – To był naprawdę fajny dzień… I w istocie, rzeczywistość jakby od niechcenia nawiązała do tej zapomnianej frazy, bowiem pierwsza, naprawdę wiosenna sobota zapowiadała się wspaniale. Jurek pogwizdując przytaszczył zakupy, z rozmachem rzucił je na kuchenny stół i już po chwili z lubością zatopił się w przepastne zakamarki ukochanego fotela, rozwijając najnowszy numer „PetroNews”.
– Jak dobrze by było Zosiu, gdybyś upiekła moją ulubioną szarlotkę. Wiesz, że nikt nie potrafi zrobić jej lepiej od ciebie – niespodziewanie rozmarzył się Jurek, chytrze – jak mu się wydawało, komplementując małżonkę. – Oczywiście mój Drogi, ale w takim razie posprzątasz łazienkę – odparła Płockowiakowa, ukazując się swemu mężowi wyposażona w grube, groźnie wyglądające, żółte rękawice. – Ależ Kochanie, właśnie zrobiłem zakupy, a porządki też robisz…
– Najlepiej? – weszła mu w słowo żona. – Otóż uważam, że mocno pomniejszasz swoje możliwości, a sekret lśniącej muszli klozetowej oczywiście nie tkwi w pomazaniu jej mokrą gąbką, tylko solidnym przyłożeniu się do czyszczenia.
– I tu się z Tobą nie zgodzę. Mężczyźni brudu po prostu nie widzą, mają jakąś skazę na oczach, albo coś takiego, tymczasem kobiety zawsze dostrzegały więcej szczegółów, dlatego tradycyjnie zajmowały się praniem, sprzątaniem i gotowaniem, no i dziećmi. My w naturalny sposób tego nie potrafimy i zadziwiające, że do tej pory nikt tego naukowo tego fenomenu nie opisał. Raz na zawsze byłoby wiadomo, kto do czego się nadaje!
– Powiedz mi Jurek, właściwie w której epoce modelu rodziny utknąłeś? W XIX wieku, czy jeszcze wcześniej, w epoce kamienia łupanego – kobieta pilnować ogień! Myśliwy polować mięso! – zakpiła Zośka, naśladując toporne ruchy praprzodków.
– I proszę Cię, nie opowiadaj mi dowcipu, dlaczego kobiety mają małe stopy. Nie słyszałeś o emancypacji, o sprawiedliwym podziale ról społecznych, parytetach zawodowych, równouprawnieniu bez względu na kolor skóry, religię i płeć? To się nazywa humanizm. Akceptując te wartości całe, długie 12 lat temu weszliśmy do Unii.
Napór logicznej do bólu argumentacji Zośki sprawił, że Jurek bez słowa wyjął z rąk żony szczotkę do zadań „specjalnych” i z rezygnacją poczłapał do łazienki.
– Co za czasy! – niespodziewanie ocknął się i włączył się do rozmowy dziadek. – Baby noszą spodnie, chłopy wylegują się w salonach kosmetycznych… Dobrze, że jeszcze im się nie pomyliło, kto ma rodzić dzieci i w ogóle wiedzą, jak się je robi. Słyszałem, że co niektórzy mężczyźni zeszli do podziemia… czy też do metra…? A tak! – przypomniał sobie antenat – Są teraz metroseksualni!
– Wszystko Ci się dziadku pomyliło – nie wytrzymał zalewu niemiłosiernie wykoślawionych teorii antenata Przemek. – To właśnie ci z salonów kosmetycznych są metroseksualni, to znaczy nie akcentują cech wynikających bezpośrednio z płci, preferują dowolność ubioru, wyglądu i zachowań. Taka zupełna dowolność interpłciowa.
– Rany Julek! To kto w takim razie pójdzie na wojnę? Kto obroni biednego emeryta, kobiety i dzieci? – zafrasował się nie na żarty dziadek. – Widziałem dzisiaj w telewizji kobietę bosmana, a może bosmankę… na polskim okręcie wojennym. Na mojej wojnie to nie do pomyślenia! Baba nie służyła w armii, co najwyżej mogła iść za wojskiem, a teraz dowodzi żołnierzami, znaczy się majtkami! Eee… Znaczy się rekrutami! – zaplątał się antenat. – Jak sięgam pamięcią do mojej młodości, panny śpiewały przy fortepianie…
– Acha – domyśliła się Maggie – to chyba był taki prehistoryczny keyboard…
– konwersowały… – ciągnął dziadek.
– znaczy się – siedziały na jakimś czaciku – kombinowała wnuczka.
– szydełkowały…
– czyli, że co, rządziły!? – zwątpiła Maggie.
– piły herbatkę i czytały książki…
– Brrr…! – mimowolnie wstrząsnęła się Maggie, bynajmniej nie na wspomnienie gorącego naparu…
– siedziały w domu, czasem spacerowały, ale tylko w towarzystwie opiekunów…
– Dziadku, a kto im zrobił ten „szlaban” i w zasadzie za co?! Toż to jakaś masakra, nie wytrzymałabym nawet tygodnia! A propos, dziś wieczorem wychodzę, wiecie szykuje się mała „domóweczka”…
– Nie będziesz sama włóczyć się po mieście – oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu Jurek.
– Tym razem ja powiem co widziałam w „TiVi” – uroczyście rozpoczęła Maggie. – Dwie turystki pojechały do Urugwaju i je zamordowano. Teraz jedni mówią, że za bardzo ryzykowały, bo pojechały samotnie, a drudzy, że wcale nie, bo kobiecie niepotrzebny jest jakiś opiekun, ani jego zgoda, ma takie same prawo podróżować i przemieszczać się po świecie, jak mężczyzna – ogranicza je tylko męski szowinizm. Tatuś ty dyskryminujesz kobiety, zupełnie jak jakiś islamista radykalny!
– Teraz obowiązuje nas w Unii poprawność polityczna – tym razem dał o sobie znać Przemek. – Ludzi w zasadzie nie powinno się już dzielić na tradycyjne płci, nie ma też murzynów, są afroeuropejczycy, niepełnosprawnych – są sprawni inaczej, łysych – są tylko alternatywnie uczesani, grubych – ci z kolei są niemal szczupli…
– Tak – mruczał pod nosem ojciec – Bądź jak miś panda! I czarny i biały, a na dodatek jeszcze azjata!
– Słyszysz Jurek? – podchwyciła argumenty syna Zośka – Wszystko się rozwija, nawet nasz Kubuś może w przedszkolu bawić się lalkami, podobno w poszukiwaniu najbardziej odpowiadających mu ról społecznych.
– Lalkami bawią się już tylko dziewczyny – niezwykle poważnym tonem sprostował Kubuś.
– A co robią chłopcy? – zainteresował się ojciec.
– Niedawno śpiewaliśmy piosenki, potem malowaliśmy bombki, a teraz składamy samoloty…
– Takie z papieru? – upewniał się ojciec.
– Na razie… tak – odparł Kubuś po dłuższej chwili namysłu.
– Genialne… Nowy minister obrony coś wspominał o doposażeniu naszej armii, ale do tej pory nie zdawałem sobie sprawy ze skali tego projektu! – Jurek przez dłuższą chwilę nie mógł wyjść ze zdumienia.
– A właśnie, skoro już jesteśmy przy programach rządowych… – oficjalnym tonem rozpoczęła Maggie, która w tym momencie postanowiła wprowadzić swój żmudnie opracowywany „napoleoński plan”. – Nasz „goverment” uznał, że pokolenie „JPII”, do którego wy również należycie, zupełnie nie sprawdziło się w kwestii przyrostu naturalnego narodu. Uduchowione, a i owszem, natchnione i romantyczne, ale pożytku z tego niewiele, a nawet straty, biorąc pod uwagę stan ZUS-u, który za chwilę wyrżnie ryłem w glebę! Dlatego też zdecydowano się na bodźce finansowe, powierzając nam fundusze publiczne w postaci programu „500Plus” w przekonaniu, że wykorzystamy je z pożytkiem dla naszego kraju. Tak więc my, wasze dzieci, jesteśmy zarówno przyczyną wzrostu rodzinnego przychodu, jak też i głównymi beneficjentami rządowego projektu. W związku z powyższym domagamy się partnerskiego traktowania i znaczącej partycypacji w tym „cashu”, powiedzmy na początek… fifty – fifty…
Zośką zatrzęsło od stóp aż po rozległe wnętrze… Z trudem powstrzymując atak furii, wycedziła zupełnie obcym, metalicznym głosem:
– Przypominam ci moja córko, że ty byłaś pierwszym owocem mojej miłości do twojego tatusia, tak zatem program cię nie obejmuje i złamany grosz ci się nie należy! Zupełnie bez sensu stałaś się adwokatem w nie swojej sprawie. I żeby rozwiać wszelkie wątpliwości – kwitowała matka znacząco spoglądając na Jurka i jednocześnie diametralnie zmieniając swój punkt widzenia na sprawy w skali mikro i makro. – Razem z ojcem lubimy posłuchać europejskich nowinek, ale preferujemy polskie wartości i tradycyjny model rodziny oraz wychowania – rodzice rządzą, a dzieci ich słuchają. Czy to jasnee !!!? – retoryczne pytanie Zośki jeszcze długo krążyło w zakamarkach starówki…
…………………………………………………………………………………………………..
Zenek administrator właśnie czyścił rynnę, uważnie przysłuchując się płockowiakowej dyskusji, tak zatem zaakcentowane z wielką mocą, ostatnie zdanie Zośki omal nie zwaliło go z drabiny.
– Rewolucja rewolucją, i tak w tym wszystkim najważniejsze, komu cesarz potem zetnie głowę… A w ogóle, gdyby tak na sto procent, rygorystycznie przestrzegać tych wszystkich nowoczesnych zaleceń, reguł i standardów, pewnie nie dałoby się żyć, albo szybko okazałoby się, że cały nasz świat jest nielegalny…