REKLAMA

REKLAMA

Z okna Płockowiaków: Płockowiakowie ludwiczkują

REKLAMA

To był utarty, okrzepły już przez lata i starannie kultywowany rytuał Płockowiaków. Nikt już nie pamiętał, kiedy zrobili to po raz pierwszy, najistotniejsze, że nikt również nie czuł szczególnej opresji uczestnicząc w cotygodniowym obrządku. Tak było też i w tę upalną, lipcową niedzielę.

Przeczytajrównież

– Gorąco tu jak w piekle, nie ma czym oddychać. – rzuciła Płockowiakowa niechętnie spoglądając na cztery kąty rodzinnego domostwa. – Chodźmy już pod „Ludwiczka”!

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Kilka chwil później cała gromadka siedziała już na ławeczce pod pomnikiem Krzywickiego. Ukochali to miejsce, tu co niedzielę toczyły się dyskusje, spory lub też zwykle, niewinne pogawędki – tu znajdował się płockowiakowy Hyde Park.

– Nasza Wisła przegrała 1:2 z Piastem Gliwice – skwitował beznamiętnie Jurek. – Szkoda, nawet nieźle nam szło, ale w tej Ekstraklasie pewnie trudno będzie o dobre wyniki. Bylebyśmy utrzymali się poza strefą spadkową, bo wrócimy znów do pierwszej ligi.
– Przepraszam to gdzie my właściwie jesteśmy? Przecież niedawno mówiłeś, że jesteśmy mistrzami? – zadziwiła się Zośka.

Jurek wyprzedzająco zrozumiał sens wątpliwości targających małżonką. – Pierwsza liga jest w zasadzie drugą ligą, a Ekstraklasa to taka pierwsza liga, tylko inaczej się nazywa. W zeszłym sezonie zdobyliśmy mistrzostwo pierwszej ligi, czyli de facto tej drugiej i awansowaliśmy do Ekstraklasy – najwyższej ligi rozgrywkowej – cierpliwie wyjaśniał zawiłe meandry polskiego futbolu Jurek.

– Nic dziwnego, że te chłopaki się czasem pogubią i już nie wiedzą, gdzie kopią tę piłkę, jak ktoś im tak w głowie namieszał – podsumowała ze zrozumieniem Płockowiakowa. – To przecież jakiś kryzys tożsamości może wywołać. Mnie się to nie podoba. W tej poprzedniej lidze byliśmy mistrzami, zawsze to coś, a tu? Może będziemy w środku, może w samym ogonie, czy nie można z tej Ekstraklasy jakoś zrezygnować, napisać jakiejś petycji?

– Mamusiu, te drzewa nie zostały jeszcze rozpakowane! – najmłodszy syn Płockowiaków skierował skutecznie uwagę starszych na inne tory, wskazując na owinięte folią pnie kasztanowców.
– Ta folia to specjalna pułapka na Szrotówka kasztanowcowiaczka – wyjaśnił rzeczowo Przemek, nie zważając na to, że tylko jeszcze gorzej „namieszał” bratu w małej głowie.
– Pewnie to jakiś bajkowy skrzat… – naprędce dedukował Kubuś.
– Nie! Szkodnik! Larwa! – odparł na odczepnego i bez namysłu Przemek.
– Nasza sąsiadka? Tak mówi mamusia o tej pani z trzeciego piętra – przedszkolak nie porzucił prób ustalenia stanu faktycznego, przy okazji bezceremonialnie demaskując opinie swej rodzicielki w kwestii osób zamieszkujących na różnych poziomach wokół tego samego kwadratu podwórka.

– No, proszę – rozpoczął ironizując Jurek. – Widząc, jak pod Ambroziakową niemiłosiernie uginają się w korytarzu nasze drewniane, wysłużone schody, nie sądziłem, że aż tyle ma wspólnego z motylem…
– Z fałszywej larwy nie będzie motyla! – skwitowała Zośka. – Czy nie wiecie, co to za muzyka? – tym razem ona sprawnie zmieniła przedmiot dyskusji nasłuchując czasem skocznych, a czasem dostojnych melodii płynących gdzieś zza Wieży Zegarowej. – Może to jakiś kolejny festiwal?
– Prawda! To przecież Światowe Dni Młodzieży i na dodatek Dni Historii Płocka – wszystko przy katedrze. Jak co roku będzie miasteczko średniowieczne, walki rycerskie, a nawet wybór „Płocczanina Roku” i chrzest Polski – olśniło Jurka.
– Święta Anielko! Czy z tym poprzednim było coś nie tak? To do tej pory byliśmy poganami? I zrobiliśmy nie po bożemu tyle dzieci?! – przeraziła się nie na żarty Zośka.
– Ależ skąd! To tylko inscenizacja, takie przedstawienie. Lepiej chodźmy zobaczyć, co się tam dzieje – zaproponował Jurek.

Wszyscy przystali bez oporu i zaciekawieni ruszyli w stronę katedry, tylko dziadek Rysiek słodko pochrapywał w swym fotelu na kółkach. Kiedy ich oczom ukazało się średniowieczne obozowisko, Kubuś włączył swą „maszynkę do zadawania pytań”.




– Czy rycerze, skoro mieszkają w namiotach, to tacy starzy harcerze? Jak się strzela z miecza? Czy zakonnice też są średniowieczne? – nie sposób było powstrzymać lawiny ciekawości, którą wyrzucał z siebie małoletni Płockowiak.

Tymczasem dziadek Rysiek w tym momencie przeciągle ziewnął, a potem słysząc chóralne śpiewy i zgromadzenie duchownych przetarł oczy i natychmiast zbaraniał, a potem pobożnie wzniósł ręce do nieba:
– O Święci Pańscy! Przyznaję, że grzeszyłem myślą, mową i uczynkiem… Najbardziej to ja lubiłem uczynkiem, jak tylko jakaś panna ten… tego.. i nadarzała się ku temu okazja, choć ostatnio siły już nie te, co kiedyś… Więcej swych grzechów nie pamiętam, bo mam potwierdzoną przez NFZ sklerozę! – zakończył brawurowo przed domniemanym Sądem Bożym antenat.
– Niech ojciec się uspokoi – wciąż jest z nami, a tu ludzie przygotowują się na przyjazd papieża! – Zośka próbowała przywrócić dziadka do właściwego poziomu świadomości, ale ten jak na złość zobaczył po chwili walkę rycerską.

– Do ataku! Bić psubrata Germańca! Na Berlin! – gorąco dopingował zmagających się wojów.
– Dziadek, cicho! I daj spokój tym biednym Niemcom. Oni już i tak mają za swoje!
– Na pewno za to, że wywołali wojny – domyślił się dziadek.
– Wręcz przeciwnie – za to, że na kolejną nie poszli… – skwitował Jurek. – Teraz nie mogą się zdecydować, czy lepiej być homofobem, czy z duszą na ramieniu przemykać chyłkiem po własnych ulicach… No, chodźmy już pod „Ludwiczka”, dziadek narobił takiego zamieszania, że jeszcze nas wezmą za jakieś multikulti…

– A właściwie gdzie się podziała Maggie? – zaniepokoiła się Płockowiakowa odruchowo licząc swoje stadko, jak pani z przedszkola.
– O! Jest tam! Tańczy razem z pielgrzymami! – Przemek odnalazł siostrę w grupie obcokrajowców.
– Córka nam dorośleje, żeby tylko nie wstąpiła do zakonu – Zośka od rozpierającej ją dumy szybko przeszła w stadium matczynych obaw.
– E… To jej nie grozi. Po prostu jest na odwyku – skwitował Przemek – Przecież ją znacie, bez imprezki ani rusz, a tu jak rozpoczęły się wakacje, wszyscy gdzieś powyjeżdżali i żadnej – choćby najmniejszej domóweczki na horyzoncie. Myślała, że się trochę pocieszy na Reeggaelandzie, ale wróciła naburmuszona i tylko mruczała coś pod nosem, że „drętwo i smętnie”. Potem liczyła na Audioriver, ale jak się dowiedziała, ile kosztują karnety wstępu, to najpierw ją na długo zatkało, a potem stwierdziła, że woli z MP3 popląsać na naszym zakurzonym podwórku, niż za trzy stówy lansować się w nie mniej brudnym piasku na plaży. Może „zaczepi” tylko o Disco nad Wisłą, bo jak skwitowała – przynajmniej ta impreza nie zrujnuje jej ubogiego, nastoletniego budżetu…

Po chwili pojawiła się i sama „nawrócona’. – Słuchajcie! Mam nowych przyjaciół, będziemy tańczyć i chwalić Pana dzień i noc!
– W nocy wykluczone! – nie straciła rewolucyjnej czujności matka.
– Cóż… Warto było spróbować…
…………………………………………………………………………………………………..
Skrzętnie ukryty w krzakach okalających pomnik Ludwika Krzywickiego rozmowie przysłuchiwał się ze wzmożoną uwagą Zenek administrator.

– Dzieciaki… – rzucił szeptem sentencjonalnie. – Raz – plus, raz – minus! Tyle w nich energii, że mogłyby wytwarzać prąd i zasilić nim niejedno miasto. A kto znajdzie sposób, żeby ją w sensowny sposób wykorzystać, dostanie pewnie niejednego Nobla… Ale sam Pan wiesz o tym doskonale – zakończył zwracając ostatnimi słowy się do wielkiego płocczanina…

 

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU