Festyn „Rodzinne pożegnanie wakacji”. Takie plakaty zostały porozwieszane na klatkach schodowych bloków w pobliżu Orlen Areny. Brzmiało niewinnie – malowanie buziek dzieci, konkursy z nagrodami, koncert hiphopowy. Idąc tam, nie spodziewałam się wyznania mordercy i pokazu uzdrowienia.
Piknik zorganizował Kościół chrześcijański „Jezus żyje”. Z plakatów można było wywnioskować, że impreza jest dla rodzin z dziećmi. Owszem, na dole widniała informacja, że usłyszymy również wypowiedź znanego z programów w TVP1 ex-gangstera Artura Cerońskiego, jednak szczerze mówiąc, nie zwróciłam na nią większej uwagi.
Przechodząc obok, przyciągnęły mnie słowa, które szerokim echem niosły się przy Orlen Arenie. Wytatuowany mężczyzna z mikrofonem w ręku opowiadał o morderstwie, pobycie w więzieniu, handlu narkotykami… Przed nim biegały dzieci z pomalowanymi twarzami, trzymające w ręku różnokolorowe flagi. Kilka – kilkanaście osób siedziało na ławkach i słuchało wspomnień, jak się okazało, pastora.
– W 1990 roku na „osiemnastce” u kolegi pobiłem na śmierć człowieka. Miałem wtedy 17 i pół roku – opowiadał Artur Ceroński. Dzięki ojcu, który wszystkie zarobione pieniądze przeznaczył na najlepszych adwokatów, zarzut morderstwa zmieniono na pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Dostał 10 lat, które zmieniono na 8. Wyszedł po 3 na zwolnienie warunkowe. Ale to nie koniec jego problemów z prawem. Postanowił zarabiać pieniądze, duże pieniądze. Zaczął handlować narkotykami. Dorobił się majątku. – Miałem ogromne pieniądze, zaczęły się balangi, a monogamia była dla mnie dziedziną chemii – wyznał były gangster.
– W naszym kraju nie należy obawiać się robić przekrętów. Za kradzież w sklepie można dostać 10 lat więzienia, tyle samo za wyłudzenia miliona – przekonywał. Pieniądze nie pomogły mu jednak w uniknięciu kolejnej odsiadki, tym razem za napad na bank. Biorąc pod uwagę poprzedni wyrok, mógł spodziewać się jakichś 15 lat więzienia. Aby tego uniknąć, samookaleczał się – poprosił kolegów o złamanie mu szczęki, potem w rany wstrzykiwał różne rzeczy. Urósł guz, lekarze podejrzewali nowotwór, dzięki czemu wyszedł na wolność.
Nie na długo. Po raz trzeci trafił do więzienia i wtedy trafiła do jego rąk Biblia. Jak twierdzi, był to dla niego przełom. – Zrozumiałem, że Bóg kocha nawet takiego łobuza jak ja – mówił Ceroński. – A Jezus umarł za to, żeby moje grzechy zostały wybaczone. Zaczął się modlić, a po wyjściu z więzienia został pastorem Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej. Ma żonę i dzieci. 40-latek twierdzi, że nie ma już żadnych kompleksów, nie obchodzi go co inni o nim sądzą. Chce za to głosić prawdę o tym, że każdy człowiek może zmienić swoje życie. – Ja, były gangster i morderca wybieram się do nieba – podsumował.
Powiem szczerze – wyznanie i sposób mówienia Artura Cerońskiego zainteresowały mnie na tyle, że z zaciekawieniem wysłuchałam całości. Ale miałam nieodparte wrażenie, że nie jest to spotkanie, które powinno odbyć się w czasie pikniku rodzinnego. Obok maluchy miały malowane buzie, kiedy pastor mówił o handlu i przyjmowaniu narkotyków, morderstwie czy pobycie w więzieniu. Wyznania byłego gangstera byłyby świetne na spotkaniu z młodzieżą czy osobami uzależnionymi, z problemami. W trakcie „pikniku rodzinnego” po prostu raziły.
Druga część spotkania jeszcze bardziej pogłębiła moje wrażenie. Artur Ceroński modlił się z osobami, które „potrzebują uzdrowienia”, co przypominało mi cudowne ozdrowienia, znane z amerykańskiej telewizji. Być może jestem odosobniona w swoich odczuciach, ale według mnie to kościół jest odpowiednim do tego miejscem, a nie parking przy centrum sportowo-widowiskowym, przy dźwiękach śpiewającego obok rapera Arciego. I jeszcze raz – na pewno nie w otoczeniu małych dzieci, którym nikt nie tłumaczył, co wokół się dzieje.