W domu płocczanina pojawili się funkcjonariusze CBA z Wrocławia. Nie słuchając jego wyjaśnień, wywieźli go do aresztu w Częstochowie. Tam, płocczanin zasłabł, konieczne było wezwanie karetki pogotowia. Dopiero wówczas odkryto, że… aresztowano nie tego mężczyznę.
Czasem śmiejemy się, że ktoś nosi to samo imię i nazwisko co my. Na pewno do śmiechu nie było 52-letniemu Krzysztofowi L., który nazywa się tak samo, jak podejrzewany o oszustwo i korupcję płocczanin. Wrocławskie biuro CBA otrzymało od prokuratora nakaz zatrzymania Krzysztofa L. z Płocka, ale – jak się okazało – w Płocku są dwie osoby o tym imieniu i nazwisku. Szansa była 50/50, ale trafiono niewłaściwie. Do Częstochowy pojechał niewinny człowiek.
Jak podaje Gazeta Wrocławska, sprawa dotyczy śledztwa prowadzonego w Prokuraturze Okręgowej w Częstochowie, w związku z oszustwem i korupcją przy przebudowie drogi krajowej i budowie wiaduktu w tym mieście w latach 2012-2014. Wykonawcą tej inwestycji był duży, międzynarodowy koncern budowlany. 20 września zatrzymano pięć osób związanych z tą sprawą – trzech pracowników firmy wykonującej roboty budowlane oraz dwie osoby z firmy pełniącej funkcję inspektora nadzoru.
W wyniku śledztwa, prowadzonego od 2015 roku, ustalono, iż wartość robót zawyżono o 2,9 mln zł, w zamian za 250 tys. zł łapówki. Prokurator w Częstochowie przygotował zarzuty dla pięciu osób, zdecydowano też, że wszystkie zostaną zatrzymane w środę, 20 września, o godz. 6 rano.
Dziennikarze Gazety Wrocławskiej wyjaśniają, że szczegółowe informacje, dotyczące Krzysztofa L., w tym adres domowy, przekazał prokuratorowi funkcjonariusz z wrocławskiej delegatury CBA. A stało się tak, ponieważ to właśnie agenci z Wrocławia zajmują się sprawą tej korupcji.
Jak zwykle przy tego typu zatrzymaniach, do Krzysztofa L. przyjechało tzw. „grupa realizacyjna” – kilka osób w pełnym wyposażeniu. Otrzymali kopertę z danymi, a ich zadaniem było jedynie zatrzymać i przewieźć do prokuratury. Nikt więc nie słuchał wyjaśnień 52-letniego płocczanina, że nie wie o co chodzi i jest niewinny…
Krzysztofa L. zabrano więc siłą do samochodu i przewieziono do celi w Policyjnej Izbie Zatrzymań częstochowskiej Komendy Miejskiej. Mężczyzna poczuł się źle, wezwano do niego karetkę. Dopiero wtedy odkryto pomyłkę. Mężczyzna został zwolniony i odwieziony do Płocka, gdzie zatrzymano właściwą osobę i przedstawiano jej zarzuty udziału w korupcji.
Teraz w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym trwają wewnętrzne kontrole, które mają wyjaśnić, w jaki sposób doszło do pomyłki. Jak przypuszczają dziennikarze Gazety Wrocławskiej, zapewne agenci korzystali z systemu ewidencji ludności PESEL i wydrukowali informacje o pierwszym Krzysztofie L., który pojawił się w wyszukiwarce. To jednak tylko przypuszczenia. Z pewnością jednak niewinny płocczanin długo tej sprawy nie zapomni…
Jak nic odszkodowanie się należy.Tylko zapĺacą je z podatków ,które płacimy
Najlepsze życie jest po 50tce ? a jeszcze lepsze po dwóch setkach…. pozdrawiam ?
I teraz Pan Krzysztof, powinien dochodzić zadośćuczynienia, by bezmózgi zapłacili za poważny błąd.
Dokładnie o tym samym pomyślałam. Niech płacą za bezmyślność
Takie pomyłki nie mogą mieć miejsca. Przez pomyłkę to można za dużo soli do ziemniaków dodać, a nie ciągnąć niewinnego człowieka niewiadomo gdzie i robić mu cyrk przed sąsiadami, którzy będą nieść ploty, że mieszkają obok gangstera.
Niech walczy o porządne odszkodowanie finansowe.