Mówi się, że nasze miasto fotografami stoi; tym razem w piątkowy wieczór mieliśmy niepowtarzalną okazję spotkać się z niekwestionowaną legendą tej dziedziny twórczości – Tadeuszem Rolke, który otworzył swą wystawę „Lekcja pamięci”.
Tadeusz Rolke urodził się 24 maja 1929 roku w Warszawie. Jego notkę biograficzną należałoby rozpocząć od stwierdzenia, że już jako kilkunastoletni chłopiec doskonale wiedział, że fotografia stanie się jego zajęciem i pasją na całe życie. Jego najwcześniejsze, zachowane zdjęcia zostały wykonane w 1944 roku.
Gdy wybuchło powstanie warszawskie wziął udział w walkach na Sadybie jako członek Szarych Szeregów. Potem po klęsce powstania został wysłany na przymusowe roboty do Niemiec. Matka wyniosła z płonącej stolicy jego ukochany aparat fotograficzny Zeiss Ikon Baby Box Tengor zdając sobie sprawę z tego, jak wiele znaczy on dla jej syna.
Po zakończeniu wojny Tadeusz Rolke podjął studia z historii sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, lecz w 1951 roku przerwało je aresztowanie, został bowiem posądzony o przynależność do organizacji wrogiej dla ustroju komunistycznego. Wkrótce skazano go na 7 lat więzienia, na wolność wyszedł dopiero po dwóch latach w wyniku warunkowego zwolnienia. Wtedy jego młodzieńcza namiętność powoli zaczęła stawać się profesją. Nie mógł jako „wróg ludu” podjąć przerwanych studiów, zatem zatrudnił się w zakładach optycznych, gdzie po godzinach pracy mógł korzystać z ciemni i uczyć się wymarzonego rzemiosła, a jednocześnie budować swe fotograficzne portfolio.
Wkrótce okazało się, że jego wysiłek nie poszedł na marne. Uznanie środowiska fotograficznego zyskał już w 1957 roku za zdjęcie „Madonny cygańskiej” zgłoszone na Ogólnopolską Wystawę Fotografiki. W latach 50-tych zaczął współpracować z redakcjami „Świata Młodych”, „Stolicą”, a jeszcze później ze „Światem” i „Polską”, tworząc dla tych tytułów wiele okładek i fotoreportaży.
Na zlecenie wydawnictw portretował wtedy dziesiątki ówczesnych, znanych postaci ze świata kultury m.in. Tadeusza Kantora, Alinę Szapocznikow, Henryka Stażewskiego, Andrzeja Wajdę, Zbigniewa Cybulskiego, Beatę Tyszkiewicz, Małgorzatę Braunek, Ewę Demarczyk, Kalinę Jędrusik, Wiesława Bartoszewskiego. Jednocześnie w latach 60-tych rozpoczął pracę dla „Mody Polskiej” i „Przekroju” współpracując z najlepszymi projektantami modowymi – Jerzym Antkowiakiem, Barbarą Hoff i Grażyną Hase.
Jak wspomina: „.. pokazywaliśmy ubrania, które potem nosiły tysiące Polek. (…) Nasza praca zmieniała obraz polskiej ulicy.”
Pod koniec lat sześćdziesiątych atmosfera w kraju stała się nie do zniesienia – wypadki z 1968 roku, antysemicka nagonka, a przede wszystkim brak możliwości zawodowego rozwoju skłoniły Tadeusza Rolke do trudnych, życiowych decyzji. Kiedy w 1970 roku wyjechał na stypendium do Niemiec, pozostał już tam na kolejne 10 lat. Za Żelazną Kurtyną nie miał już etatu, stał się wolnym strzelcem, podejmował się różnych fotograficznych zajęć – od zdjęć reklamowych po fotoreportaże dla renomowanych niemieckich tytułów. Przy okazji powstawały również doskonałe cykle fotograficzne, chociażby „Velgen” obrazujący życie w terapeutycznej komunie hippisów, czy też „Fischmarkt” o targu rybnym w Hamburgu.
Na początku lat 80-tych Polska w związku z wydarzeniami politycznymi cieszyła się nieustającym zainteresowaniem zachodnich mediów, dlatego też Tadeusz Rolke coraz częściej bywał w starym kraju, realizując reportaże dla europejskich magazynów, wreszcie pozostał tu na stałe. Później na wiele lat stał się nieformalnym korespondentem pisma „Art”, realizując materiały na temat polskiej sztuki współczesnej. Pod koniec lat 80-tych swe zainteresowania zwrócił w kierunku tematyki żydowskiej. Od tej pory powstało wiele przejmujących cykli – „Żywym i umarłym”, „Tu byliśmy”, „Sąsiadka”, jak również „Lekcja pamięci” prezentowana obecnie w Domu Darmstadt.
W swym dorobku artystycznym Tadeusz Rolke ma na swym koncie ponad 100 wystaw indywidualnych i grupowych w kraju i za granicą. Wydał również kilka albumów. W 2009 roku został odznaczony złotym medalem Gloria Artis.
W czasie wernisażu prekursor polskiego fotoreportażu tak opowiadał o swej wystawie:
„Jeżeli chodzi o moje fotografie, to trzeba tu powiedzieć jedno zdanie – na początku było słowo… Słowo napisane przez Mirosława Tryczyka, który parę lat temu napisał książkę „Miasta śmierci”. Ja tę książkę przeczytałem jednym tchem i postanowiłem w ramach moich możliwości i medium, które uprawiam, wejść w dialog z tą książką o tych strasznych zbrodniach, które nastąpiły w 16 miastach opisanych przez autora książki. Wpadłem na pomysł, aby zrobić z każdego z tych miast jedno zdjęcie. Podzieliłem się z tym pomysłem z moim przyjacielem Markiem Gryglem – kuratorem tej wystawy, którego wydaje mi się, zaraziłem swoją koniecznością działania. (…)
W pierwszym momencie, kiedy tylko mogliśmy, wsiedliśmy w samochód, mając przy sobie listę tych miejscowości. Nadeszła zima, zdjęcia robiliśmy przy 20 stopniach mrozu, bo mnie jakby paliło sumienie, musiałem złożyć hołd pomordowanym. Starałem się trzymać aparat nisko nad ziemią, pomyślałem o tych nieszczęsnych, mordowanych ludziach, którzy byli zabijani siekierami, topieni, szargani; oni umierali blisko ziemi, leżeli na niej i w ten sposób nawiązałem do ich tragicznej śmierci. Mój aparat patrzał tak, jak oni – od dołu. Kiedyś nazwano mnie „strażnikiem pamięci”. Jest to powiedzenie bardzo pretensjonalne, ale ja nie wstydzę się tego określenia, bo rzeczywiście chodzi o to, abyśmy wszyscy mniej lub bardziej nimi byli.(…)
Chciałbym, aby przez takie fotografie szczególnie młode pokolenie wiedziało jak było i jak okropnie to było. Po wczorajszych wiadomościach okazuje się, że faszyzm, skrajne poglądy i nietolerancja jak najbardziej funkcjonują w cywilizowanej, zachodniej Europie. To jest przerażające.”
Wydaje się, że dodatkowy komentarz jest w tym przypadku zbędny, dodam jedynie że fotografie z cyklu „Lekcja pamięci” są wstrząsające, zawierają w sobie ogromne pokłady ładunku emocjonalnego, docierają do najbardziej zatwardziałych serc, dlatego też warto wciąż stawać po stronie humanizmu i bronić jego wartości.
Specjalnie dla czytelników Petronews Tadeusz Rolke udzielił wywiadu w czasie wernisażu. Zapytaliśmy o jego życiową i zawodową drogę, a także o wskazówki dla młodych fotografów.
Waldemar Robak: Nasze miasto posiada swój panteon fotografów, między innymi Aleksandra Macieszę – miłośnika i teoretyka fotografii, czy też Stefana Themersona, który tworzył zręby europejskiej awangardy. Nawiązując do tej ostatniej postaci, czy nigdy nie ciągnęło Pana w stronę eksperymentu lub też poszukiwań zupełnie nowych środków wyrazu?
Tadeusz Rolke: Zacząłem jako dokumentalista i w zasadzie takim pozostałem. Z wielkim szacunkiem oglądałem prace ówczesnej awangardy, abstrakcje Szlabsa, Beksińskiego i innych, ale to nie była moja wyobraźnia. Na początku pracowałem w „Tygodniku Ilustrowanym”, a tam był potrzebny czarno – biały fotoreportaż. Potem wyszedłem z tej formuły i zacząłem robić pejzaż, modę, zdjęcia aranżowane, ale fotoreportaż pozostał jedną z moich podstawowych dziedzin. W odróżnieniu od moich kolegów, którzy robili fotoreportaż przez całe życie, ja wyszedłem szerzej, nie wiem czy dalej, ale na pewno szerzej.
W.R. Pana zdjęcia z lat 1950 – 60 są do bólu szczere, autentyczne, niczego nie kamuflują, często obnażają siermiężne, peerelowskie realia życia. Zastanawiam się zatem, jak Pan radził sobie z wymaganiami wydawnictw i wszechobecną cenzurą?
T.R.: Ja się tym nie przejmowałem, bardzo rzadko zdarzała się interwencja. Nie pracowałem w agencji, tylko w tygodniku, a tu była większa tolerancja, niż w wysokonakładowych dziennikach. Tygodnik miał dużo mniejszy nakład, tu było łatwiej i tylko parę razy powiedziano mi, że któreś ze zdjęć nie „weszło” do druku. Nie czułem z tego powodu wielkiej szkody, nie odbierałem w ten sposób, że mnie prześladują. Po prostu robiłem swoje. Oczywiście co do części fotografii z góry było wiadomo, że się nie mają szans na publikację, jak choćby moje znane zdjęcie, ukazujące portret Marksa i robotników stojących do niego tyłem.
W.R Jakie wskazówki mógłby Pan podsunąć wszystkim „młodym wilkom”, którzy wchodzą w reportaż i street photo. W jaki sposób powinni poszukiwać tego legendarnego, decydującego momentu w kadrze?
T.R.: Talent i refleks, żeby zdążyć, zanim scena przeminie. Teraz wszystko robi automat, wszędzie jest autofokus. Myśmy musieli nastawić ostrość, blendę, a tutaj akurat już przeszła ta scena. W Hamburgu zrobiłem obszerny cykl fotografii „Fishmarkt”, który może posłużyć jako dobry materiał dla socjologów i do nauki fotografii. Obraz tamtego, zadowolonego społeczeństwa. Kiedy ostatnio jeszcze raz przeglądałem te zdjęcia, to uderzyło mnie, że jest to kolekcja fotografii szczęśliwych ludzi.
W.R.: Co Pana zaskoczyło, kiedy po długiej nieobecności w 1980 roku powrócił Pan do kraju, jak postrzegał Pan tę rzeczywistość?
T.R.: Słabiutko. Zaczynało się od klatki schodowej, gdzie nikt nie odpowiadał na moje „Dzień dobry”, nie mówiąc o tłoku w windzie, w tramwaju. To byli inni ludzie, zamknięci w sobie, milczący.
W.R. Powracając do humanistycznych wartości wystawy „Lekcja pamięci” – co według Pana obecnie może być filarem, ostoją naszego, społecznego rozwoju?
T.R.: Według mnie jest nią sztuka wizualna, teatr, nauka i wolność, którą nosimy w sobie.
W.R.: Dziękuję za rozmowę.
Wystawa Tadeusza Rolke „Lekcja pamięci” będzie czynna do 27 marca br.