REKLAMA

REKLAMA

Wakacyjne podróże: Litwa, czyli sąsiedzi za drewnianym płotem?

REKLAMA

Przeczytajrównież

Pewnie niemal w czołówce kierunków podróży, które darzymy jakimś rodzajem bliżej nieokreślonej nieufności, znajduje się Litwa. Paradoks polega na tym, że przecież wspieraliśmy się i byliśmy sobie braćmi w doli i niedoli w obrębie jednego państwa przez ponad cztery stulecia! Co zatem sprawiło, że nasze drogi aż tak bardzo się rozeszły, a wzajemne relacje wyziębiły się do poziomu temperatury wiecznej zmarzliny?

Jakoś tak się utarło, że w maju, w związku z szeregiem przedłużonych weekendów tradycyjnie rozpoczyna się sezon na wycieczkowe wypady – te dalekie i te zupełnie bliskie. Tym samym włączamy nasze wszystkie zmysły, nasłuchujemy wieści, rozważamy, co można by zwiedzić i analizujemy, gdzie też jeszcze nas nie widzieli. I tu, obok dobrze nam znanych, czasem nawet zbyt oklepanych kierunków, pojawiają się również takie, których wcześniej w ogóle nie braliśmy pod uwagę, pewnie nawet ze szkodą dla siebie samych. Przyczyną tego stanu rzeczy są wielokrotnie niezbyt przychylne, ale rozpowszechnione i przyjęte przez nas za pewnik stereotypy dotyczące danego miejsca.

Pewnie niemal w czołówce kierunków podróży, które darzymy jakimś rodzajem bliżej nieokreślonej nieufności, znajduje się Litwa. Paradoks polega na tym, że przecież wspieraliśmy się i byliśmy sobie braćmi w doli i niedoli w obrębie jednego państwa przez ponad cztery stulecia! Co zatem sprawiło, że nasze drogi aż tak bardzo się rozeszły, a wzajemne relacje wyziębiły się do poziomu temperatury wiecznej zmarzliny?

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.
Fot. Waldemar Robak

Otóż zarówno Polska, jak też i Litwa straciły równocześnie swą niepodległość w wyniku rozbiorów, jednakże po ponad stu latach państwowego niebytu, u schyłku I wojny światowej obydwa narody zgłosiły aspiracje do odzyskania swej suwerenności. Szybko osią konfliktu stało się Wilno, kolebka polskiej kultury kresowej, miasto wtedy w 65% zamieszkiwane przez Polaków. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości znalazło się ono na jej terytorium, jednakże już w październiku 1920 roku pod pozorem buntu wojska do miasta wkroczył gen. Lucjan Żeligowski.

Niebawem rozgorzał konflikt zbrojny, bowiem Litwini nie chcieli się pogodzić z utratą środkowej części kraju, jednakże na mocy ustaleń Ligi Narodów w 1922 roku Wilno zostało przyłączone do Polski. Wzajemne animozje dały o sobie znać również w czasie kolejnej wojny. Po jej wybuchu Litwa przyjęła propozycję Związku Radzieckiego polegającą na tym, że w zamian za utrzymywanie na swym terytorium garnizonu Armii Czerwonej ziemia wileńska przejdzie w jej posiadanie.

Krótkotrwały był to zysk, bowiem już w 1940 roku nasz północny sąsiad stał się kolejną sowiecką republiką, mimo to antypatia do Polaków była tak mocno już zakorzeniona, że część Litwinów angażowała się w działalność przeciwko operującej na tych terenach Armii Krajowej. Konflikt pomiędzy narodami umarł śmiercią naturalną w wyniku nowych uregulowań terytorialnych po zakończeniu II wojny światowej. Wiele lat temu krążyła anegdota, iż granicę Polski z obwodem kaliningradzkim i Litwą wyznaczył sam Stalin stojąc przy mapie ściennej, bez namysłu, jednym pociągnięciem ołówka…

Ech, tylko pomarzyć, co by było, gdyby wódz komunizmu był o 20 centymetrów wyższy lub też gdyby dopiero co zatemperowano mu zupełnie nowiutkie i tym samym dłuższe narzędzie do rysowania…

Fot. Waldemar Robak

Po rozpadzie ZSRR niebawem odżyły przedwojenne animozje. Sprawą, która do tej pory budzi kontrowersje, pozostaje polityka kolejnych rządów Litwy wobec mniejszości polskiej; co rusz konfrontacyjny kurs wobec tamtejszej Polonii się zaostrza, potem znów ulega czasowemu złagodzeniu. Zabiegi dyplomatyczne po obu stronach granicy też najczęściej sytuacji nie normują, często dla zupełnie partykularnych, politycznych celów dolewa się tylko oliwy do ognia.

W tym miejscu nadszedł czas na postawienie zasadniczego pytania – czy na Litwę warto w ogóle jechać, zwiedzać, odpoczywać, pozostawiać tam ciężko zarobiony grosz?

Wychodząc z założenia, że jak się chce, to się wrogów znajdzie wszędzie, postanowiłem nie ulegać potocznym stereotypom. W czasie mojego kilkudniowego wypadu do kraju nad Niemnem miałem okazję spotkać się z kilkoma Litwinami, którzy orientowali się, skąd przyjechałem; ani w jednym momencie nie odniosłem wrażenia, że znalazłem się w niewłaściwym miejscu, nie jestem mile widziany, słowem „persona non grata”, na dodatek z wilczym biletem.




Fot. Waldemar Robak

Oczywiście nie wyciągałem – bo i po co? naszej wspólnej, skomplikowanej przeszłości, jednakże oni podobnie nie sięgali do zamierzchłych odmętów historii, nie wywlekali jakiegoś, domniemanego dziadka z Wermachtu. Jak mi się wydaje, są w swej ocenie rzeczy dosyć pragmatyczni, żyją teraźniejszością i nie szafują przy każdej okazji hasłami z pokroju „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Podsumowując, nie próbowaliśmy sprawdzać „wartości progowych” naszych dziejowych, wzajemnych „drzazg”, być może również nie wpadaliśmy sobie z byle powodu w ramiona, ale także nikt nie okazywał niczym nie uzasadnionej ostentacji, czy antypatii.

Tymczasem mitów o Litwie i o Litwinach narosło w potocznych opiniach dużo więcej. Tuż przed wyjazdem usłyszałem od znajomego – po co tam jedziesz? Na polowanie? Przecież tam są tylko drewniane chałupy, dziurawe, posowieckie drogi rozjeżdżone gąsienicami czołgów, watahy wilków, niedźwiedzie i stada reniferów!
Nie spróbowałem nawet mojego interlokutora jakoś zawzięcie przekonywać, bo szybko się zorientowałem, że skupił w sobie jak kondensator wszystkie potoczne wyobrażenia o naszych sąsiadach znad Niemna.

A Litwa ma nam wiele do zaoferowania i niejednego niedowiarka może pozytywnie zaskoczyć. Najbliższym kierunkiem naszych weekendowych wypadów są niewątpliwie Druskienniki – miasto, które w 1794 roku na mocy dekretu króla Augusta Poniatowskiego stało się uzdrowiskiem z powodu występowania licznych źródeł wód leczniczych. Jadąc do tego kurortu położonego ledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską mamy okazję podziwiać malownicze pejzaże Pojezierza Litewskiego – polodowcowe pagórki i doliny, łany zbóż i dostojne, nieprzebrane połacie starych lasów; mijając wsie niejednokrotnie spotkamy urokliwe drewniane domy zdobione przemyślnymi ornamentami, ale raczej nie natkniemy się na zgarbione babiny w regionalnych chustach na głowie oraz bosych, brodatych chłopów z kosami w przybrudzonych siermięgach. Ogólnie niewiele tu pozostało ze skansenu, skoro już dawno wiekowe, drewniane okna zastąpiono tymi z plastiku, a na dachach dumnie się prężą talerze telewizji satelitarnej i ogniwa słoneczne.

Fot. Waldemar Robak

W samych Druskiennikach możemy skorzystać z różnorakich zabiegów pielęgnacyjnych i leczniczych w licznych ośrodkach uzdrowiskowych, wyszaleć się w nowoczesnym Aquaparku, unieść się na wysokość 45 metrów nad meandrami Niemna kolejką linową, skorzystać dziesiątek kilometrów tras rowerowych, czy też nawet poszusować w krytym całorocznym parku narciarskim, a kiedy już na dobre poczujemy się zmęczeni, zawsze można pospacerować nad brzegami Niemna pośród pięknych starych drzew, które pamiętają niejedną historię. W uzdrowisku w latach dwudziestych ubiegłego wieku bywał często Józef Piłsudski, oficjalnie dla podreperowania zdrowia, choć wróbelki w koronach drzew dotąd ćwierkają, że z powodu pięknych oczu lekarki Eugenii Lewickiej.

Uzdrowisko położone pomiędzy Puszczą Augustowską, a Narodowym Parkiem Dzukijskim zaskoczy nas jeszcze jednym niezwykle cennym walorem – kryształowo czystym powietrzem, którego możemy się także do woli nawdychać płynąc statkiem zakolami Niemna do miejscowości Liszkowo, gdzie zachował się przepiękny, barokowy kościół św. Trójcy.

Fot. Waldemar Robak

Będąc na Litwie pewnie nie sposób nie odwiedzić Wilna, w którym do tej pory zachowało się sporo polskich śladów i wciąż jest największym skupiskiem naszych rodaków stanowiących tam prawie 17% populacji. Malkontenci twierdzą, że w stolicy Litwy niewiele jest do zwiedzenia poza kościołami, tylko że… wchodząc niemal do każdego z nich już od progu zachwyci nas czystość stylu, jakiś wewnętrzny ład, harmonia skłaniająca do zadumy.

Oczywiście byłoby nie sposób nie odwiedzić Sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz cmentarza na Rossie, gdzie spoczywają malarze, pisarze, profesorowie Uniwersytetu Wileńskiego, Joachim Lelewel, polscy żołnierze polegli w bojach o Wilno w latach 1919-1920 oraz żołnierze Armii Krajowej, którzy zginęli w 1944 roku podczas operacji „Ostra Brama”. Na cmentarzu znajduje się mauzoleum „Matka i serce syna”, gdzie pochowana została Maria z Bilewiczów Piłsudska i serce jej syna – Marszałka Józefa Piłsudskiego, spoczywające w kryształowej urnie.

Jednakże Wilno, jak niemal każda europejska stolica, tętni życiem, rozmachem, nowoczesnością, miasto dynamicznie się rozwija, szczególnie po przystąpieniu Litwy w 2015 roku do strefy euro. Rozglądając się wokół nie znajdziemy tu artefaktów siermiężnej, postsowieckiej przeszłości. Kilkanaście kilometrów od stolicy znajduje się majestatyczny, otoczony jeziorami, gotycki zamek w Trokach.

Fot. Waldemar Robak

Co jeszcze może nas zadziwić za naszą północną granicą? Zaskoczy nas niemal kliniczna czystość; na ulicach, na trawnikach, w parkach nie znajdziemy zalegających aluminiowych puszek, szkieł po rozbitych flaszkach, plastikowych opakowań, papierów, zapchanych koszów na śmieci. W lasach nie dostrzeżemy starych opon, nielegalnych wysypisk i porzuconych worków z odpadami. Na chodnikach miast nie znajdziemy nawet jednego kapsla lub niedopałka. Pojęcia nie mam, jak Litwini to osiągnęli, jednakże nie mam wątpliwości, że między innymi w ten sposób wyrażają również szacunek do swego kraju. Chociażby z tego powodu warto więc czasem wyjrzeć spoza własnych opłotków, bo nie bez kozery ludzie od dawna twierdzą, że podróże kształcą…

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU