Bycie dawcą szpiku łączy się długotrwałym, kosztownym i bolesnym zabiegiem, który zagraża zdrowiu? Nic bardziej mylnego! Rozwiewamy wszystkie mity i wątpliwości dotyczące procesu oddawania szpiku kostnego.
Już jutro, w środę 10 kwietnia, w płockiej Politechnice Warszawskiej odbędzie się druga edycja „Dnia Dawcy Szpiku”, akcji organizowanej przez fundację DKMS i Koło Naukowe Inżynierii Środowiska i Samorząd Studentów PW. Dotychczas zarejestrowało się ponad 310 tys. potencjalnych dawców szpiku, lecz tylko 441 z nich podarowało szansę na nowe życie. To wciąż mało. Według statystyk w Polsce co godzinę stawiana jest komuś diagnoza nowotworu krwi (tzw. białaczka). W takiej sytuacji jedyną szansą na normalne życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek niemacierzystych od niespokrewnionego dawcy. Niestety ludzie boją się samego zabiegu i konsekwencji z nim związanych – jak się okazuje, niepotrzebnie.
Największe obawy
Według lekarzy tak mała liczba dawców w Polsce wynika przede wszystkim z niewiedzy. Osoby, które chcą pomóc innym boją się, że jednocześnie narażają własne zdrowie. Do świadomości ludzi przedostał się mylny stereotypowy obraz oddawania szpiku kostnego – poprzez dużą strzykawkę, zastrzyk w kręgosłup i paraliż. Większość osób, które chcą pomóc innym boi się, że ratując komuś życie, narażają swoje. Ludzie boją się także dużych kosztów. Niepotrzebnie. Bycie dawcą nie wiąże się z oddaniem czegoś kosztem nas samych – tak, jak to jest na przykład w momencie przeszczepu nerki. Sam zabieg jest w większości przypadków bezbolesny. A koszty? Wszelkie wydatki pokrywane są ze środków własnych Fundacji – zarówno te związane z dojazdem do kliniki, ewentualnego pobytu w hotelu, jak i kosztów opieki nad dziećmi, czy nieobecności w pracy w czasie zabiegu.
Jak wygląda zabieg?
Istnieją dwie metody pobrania. Pierwsza – poprzez pobranie komórek macierzystych z krwi obwodowej, druga – to pobranie szpiku z talerza kości biodrowej. O metodzie pobrania decyduje lekarz dokonujący przeszczepienia u pacjenta.
Przed zabiegiem dawca przechodzi kompleksowe badania, a biorca na pięć dni przed przeszczepem, dostaje chemioterapię, która ma spowodować obniżenie jego odporności do zera – po to, aby jego organizm przyjął komórki obce. Na tym etapie nie ma już odwrotu. Jeśli dawca wycofałby się z zabiegu lub z jakiegokolwiek powodu nie mogłoby dojść do pobrania, w efekcie życie pacjenta czekającego na szpik byłoby zagrożone. Na pięć dni przed pobraniem, dawca przyjmuje zastrzyki stymulujące produkcję komórek macierzystych szpiku, skąd przedostają się do krwi obwodowej, a następnie są z niej bezpośrednio pobierane. Zastrzyki robi samodzielnie, dwa razy na dobę. Robione są cienką, ok. centymetrową igłą.
Sam zabieg przebiega na drodze tzw. aferezy. Trwa on maksymalnie 4 godziny i jest bezbolesny – dawca siedzi bądź leży z igłami wbitymi w zgięcia łokciowe lub nadgarstek, natomiast maszyna przetacza krew separując komórki macierzyste. Dawca nie odczuwa żadnych skutków ubocznych.
Druga metoda, stosowana w zaledwie 20 procentach przypadków, to pobranie szpiku z talerza kości biodrowej. Ten zabieg wymaga dwudniowego pobytu w szpitalu, jest on wykonywany w pełnym znieczuleniu. W tym przypadku dawca przyjmowany jest na oddział w wieczór poprzedzający pobranie. Zabieg trwa maksymalnie godzinę. W jego trakcie dawca leży na brzuchu, a dwóch lekarzy równolegle pobiera szpik z talerza kości biodrowej. Następnego dnia po zabiegu dawca wypuszczany jest do domu. Szpik regeneruje się w ciągu dwóch tygodni.
Czy zabieg jest bezpieczny?
Fundacja DKMS zapewnia, że stan zdrowia dawcy cały czas znajduje się pod pełną kontrolą. Swoje komórki oddało ponad 33 tysiące dawców – każdy z tych zabiegów przeszedł pomyślnie i bez komplikacji. Ponadto, każdy z nich jest ubezpieczony przez pięć lat od momentu pobrania szpiku. Ubezpieczenie zostaje zawarte już w momencie rejestracji (na kwotę 50 tysięcy euro). W momencie pobrania komórek macierzystych, bądź szpiku, kwota ta rośnie do 150 tysięcy euro.
Co zrobić by zostać dawcą?
Dawcą może zostać każda osoba pełnoletnia, która jest w pełni zdrowa, ważąca minimum 50 kg o wskaźniku masy ciała (BMI) nie przekraczającym 40. Wszyscy, którzy chcą się zarejestrować powinni mieć ze sobą dokument tożsamości z numerem PESEL. W procesie rejestracyjnym wymagane jest pobranie 4 ml krwi, bądź wymazu z policzka. To procedura szybka i bezbolesna, lecz należy pamiętać o konsekwencjach. Zostanie potencjalnym dawcą to bardzo poważna decyzja, którą podejmujemy na całe życie. W każdej chwili zarejestrowana osoba może otrzymać telefon z informacją, że jest pacjent, któremu można uratować życie. Należy pamiętać bowiem o tym, że rejestrując się dołączamy do bazy dawców Fundacji. Nasze nazwisko figuruje wtedy w bazach w Polsce, jak i zagranicą. Właśnie dlatego ważne jest, by informować DKMS o wszelkich zmianach adresowych, czy też zdrowotnych. W przypadku kobiet w ciąży należy informować o ewentualnym terminie porodu. Pełną listę przeciwwskazań znajdziemy na oficjalnej stronie Fundacji DKMS.
Kurde, naprawdę fajny tekst! Chociaż ktoś podszedł do tematu serio. Aż się chyba jutro przejde na ta politechnike. Zawsze wierzyłam w te różne stereotypy, ale może rzeczywiście nie taki diabel straszny, jak go malują.
Będę brutalny w swojej opinii ale o to czy warto robić cokolwiek dla służby zdrowia tego kraju? Proponuje zapytać pacjentów np. onkologii. Którzy np. mają wizytę wyznaczoną … Za 1.5 roku. Zapytać tych którzy muszą płacić za lekarza okulistę krocie bo państwo im nie zapewnia nic z urzędu. Jeśli jest jak jest – oddawajmy szpik – ale żądajmy takich kwot które zrekompensują nam codzienne upokorzenia w innych sektorach służby zdrowia. Pomaganie za free temu systemowi bez przyszłości to wręczanie broni własnemu oprawcy.