REKLAMA

REKLAMA

Twarzą w twarz: Jakie jest zadłużenie Płocka?

REKLAMA

W dzisiejszym odcinku kontynuujemy rozmowę na temat budżetu na 2018 rok. Jak duże jest zadłużenie Płocka? Czy jest na bezpiecznym poziomie? Po co nam kredyt refinansowany na budowę nabrzeża? O tym rozmawialiśmy z radną Wioletta Kulpą i skarbnikiem Wojciechem Ostrowskim.

Przeczytajrównież

Czy zadłużenie Płocka jest bezpieczne?

Jednym z większych zarzutów wobec poprzedniego prezydenta było zadłużenie Płocka. Z dostępnych informacji wynika, że Mirosław Milewski zaciągnął kredyty w wysokości 136,5 mln zł, pozostawił Płock z długiem 224,2 mln zł (skarbnik Płocka sprostował te kwoty – ale o tym za chwilę). Tymczasem obecnie zadłużenie Płocka zbliżyło się do 500 mln zł. Teraz Płock ma jeszcze zaciągnąć długoterminowy kredyt na kwotę ok. 150 mln zł w Europejskim Banku Inwestycyjnym (EBI). Jaka jest opinia zaproszonych gości na temat zadłużenia Płocka?

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

– Do tego zadłużenia proponowałabym doliczyć jeszcze zadłużenie spółek miejskich – zauważyła radna Wioletta Kulpa. – Jest to około 150 mln zł – dodała, podsumowując, że łącznie zadłużenie Płocka sięga 800 mln zł.

Przypomniała, że w 2017 plasowaliśmy się już na 13. miejscu najbardziej zadłużonych miast w Polsce. – Faktycznie poprzednik prezydenta był krytykowany za zadłużenie Płocka, ale trzeba podkreślić, że pieniędzy tych nie wydawał na podwyżki wynagrodzeń czy drobne inwestycje, ale zrealizowany został most, drogi dojazdowe, amfiteatr, Orlen Arena… To również były znaczne wydatki w budżecie miasta. Nie można więc zgodzić się z retoryką obecnego prezydenta, że dopiero jak on nastał, to zaczął rozkwitać samorząd – podkreśliła radna.

Stwierdziła, iż czas pokazał, że aktualny prezydent w dużej mierze posiłkuje się kredytami. – Perspektywa to nie jest tylko rok bieżący, w którym prezydent ze względu na wybory chce przecinać jak najwięcej wstęg. Te inwestycje powinny być równomiernie rozłożone na cztery lata prezydentury – zaznaczyła.

Wioletta Kulpa wyjaśniła, że przez taką politykę obecnie inwestycje są przeciągane w czasie, niedoszacowane, nie uwzględniane są warunki pogodowe. – Mamy taką sytuację, że w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym do 2020 roku te wydatki inwestycyjne są znikome. Rolą prezydenta jest myślenie dalsze, niż dany rok czy jego kadencja – przekonywała przewodnicząca klubu Prawa i Sprawiedliwości.

Fot. Michał Siedlecki

Ostrzegała, że nie wiadomo czy środki unijne nadal będą dostępne i w jakiej wysokości, a środki miasta na inwestycje będą mocno ograniczone.

Skarbnik Wojciech Ostrowski sprostował, że zadłużenie Płocka w okresie kadencji Mirosława Milewskiego wzrosło (a nie wyniosło) o 224 mln zł, natomiast dług Płocka na koniec jego kadencji to 312 mln zł. – Dwie kadencje obecnego prezydenta, to, nawet uwzględniając planowane zadłużenie, wzrost o 220 mln zł, czyli kilka milionów mniej, niż za jego poprzednika – precyzował.

Zastrzegł, że nie neguje, iż Mirosław Milewski wydawał pieniądze jak najbardziej racjonalnie. Podkreślił również, iż Europejski Bank Inwestycyjny udziela kredytów wyłącznie tym jednostkom samorządowym, które mają dobrą kondycję.

– Jest to zadłużenie, które kosztuje nas znacznie mniej, niż w bankach komercyjnych. Przy długu 100 mln zł, jest to około 1 mln zł odsetek mniej – tłumaczył, dodając, że dobra kondycja miasta została potwierdzona przez agencję Fitch, która podniosła rating Płocka do BBB+.

– Sądzę, że ocena, której dokonują zewnętrzni oceniający pokazuje, że sytuacja w Płocku jest z punktu widzenia finansowego na właściwym torze. Zgadzam się jednak, że w pewnym momencie musi nastąpić zatrzymanie tego zadłużania, bo kiedyś trzeba zacząć je spłacać – przyznał Wojciech Ostrowski.

Odniósł się też do zarzutu kumulowania inwestycji w jednym roku. Tłumaczył, że wydatki były rozłożone na lata 2016-2018, jednak konkursy unijne przeciągnęły się, w związku z czym nie można było tych inwestycji wykonać. – To jest podstawowy powód, że rok 2018 jest taki napompowany – zaznaczył. Przypomniał, że w 2017 roku zostały wykonane inwestycje za ok. 180 mln zł, a w tym roku ma być realizacja za ok. 340 mln zł.

Mamy duży budżet, to po co kredyty?

– Tylko jeszcze jedna uwaga. Wszędzie pan prezydent, i pan też, chwalicie się najwyższym budżetem 1,1 mld zł, ale z drugiej strony cały czas zadłużamy się. To jest chyba jeden z najwyższych długów, jakie zaciagniemy w tym roku. Dlaczego te liczby są niespójne? Z jednej strony chwalimy się tak znacznym budżetem po stronie dochodowej, a jednak cały czas posiłkujemy się kredytami – zauważyła radna.

Fot. Michał Siedlecki

Podkreśliła, że wcześniej nie było tak dużych podatków z PKN Orlen, jak teraz, co spowodowało, iż miasto może wykonywać tak duże inwestycje. – Nie planuje się do końca tak dobrze realizacji inwestycji. Ze względu na ich kumulację, są problemy z wykonawcami, których na rynku brakuje – dodała.

– Myślę, że opóźnienia w realizacji inwestycji w 5 procentach zdarzały się pewnie za czasów każdego z prezydentów. Nie jest to proste, żeby wszystkie inwestycje kończyć w terminie. Zawsze znajdą się powody, dla których trzeba zakończenie inwestycji przesunąć. Oczywiście, trzeba te zjawiska minimalizować, ale nigdy w stu procentach tego nie unikniemy – przekonywał Wojciech Ostrowski. Wyjaśnił, że nie uwzględniając środków unijnych, Płock wydaje co roku około 100 mln zł środków własnych.

– Nie rozumiem też tych słów „chwalimy się budżetem”. Owszem, przekroczyliśmy miliard złotych, ale bądźmy uczciwi. Gdybyśmy nie mieli środków unijnych, 145 mln zł, to nie przekroczylibyśmy miliarda złotych – przyznał skarbnik.

Niemniej jednak, prezydent Płocka podczas konferencji prasowych nawiązuje do działań poprzednika, a informację o budżecie przekazuje jako swój sukces.




– Ja nie sądzę, żeby chodziło o sukces, tylko że jest taki budżet. Sukcesem jest to, że udało się pozyskać takie środki unijne, bo myślę, że pozyskanie w jednym roku środków unijnych wyższych, niż w ciągu ośmiu lat można uznać za sukces. Ale ja też od razu mówię, że to w żaden sposób nie umniejsza tego, iż poprzednik miał inną perspektywę, inaczej to działało i pozyskał tyle środków, ile mógł – podkreślił Wojciech Ostrowski.

Fot. Michał Siedlecki

Jednak to, o czym mówiła radna Wioletta Kulpa, że nasz dług się zwiększa, wystarczy przełożyć na to, jak zwykły człowiek gospodaruje pieniędzmi. Gdyby ktoś zaproponował nam, że możemy mieszkać w domu za milion złotych, pod warunkiem, że zaciągniemy kredyt na 200 tys. zł, to nie chcielibyśmy, bo nas na to nie stać. I nie ma potrzeby, żeby żyć w domu za milion, jeśli w tym czasie nie zapewnimy domownikom jedzenia czy ubrań. Podobnie w Płocku – zadłużamy się na wielkie inwestycje, a zabraknie pieniędzy na wykonanie dróg osiedlowych czy skanalizowanie tej części miasta, która nadal korzysta z przydomowych szamb.

– To zależy jakie ma pani zarobki i na ile jest pani w stanie to spłacić. Jeżeli chodzi o miasto Płock, to agencja ratingowa Fitch sprawdza przyszłość, nigdy nie bazuje na przeszłości. I wszyscy oceniają, że Płock jest w stanie spłacić to zadłużenie, które ma – przekonywał skarbnik. – Spłacić, a czy rozwijać się miasto będzie w stanie w następnych latach? – spytała przewodnicząca klubu PiS. – Jeśli przeznaczamy w kolejnych latach, zgodnie z Wieloletnim Planem Finansowym, około 40 mln zł na inwestycje, to jaka to jest skala? – zauważyła Wioletta Kulpa.

Podkreśliła również, że skoro 145 mln zł na inwestycje to środki unijne, a 135 mln zł pochodzi z kredytu, to właściwie cały budżet na inwestycje jest sfinansowany ze środków zewnętrznych. – Spłacamy jeszcze 37 mln zł kredytu, zaciągniętego wcześniej – wtrącił skarbnik. – Mówimy więc o 145 mln zł środków unijnych, ok. 100 mln zł kredytu i ok. 100 mln środków własnych – wyjaśnił.

Fot. Michał Siedlecki

– Ale de facto kredytujemy się i niezależnie od tego czy to jest EBI, czy to jest inny bank, to jest kredyt, który należy spłacić. A mnie chodzi o perspektywę rozwoju miasta w następnych latach, która, niestety, nie kształtuje się kolorowo, wręcz przeciwnie – stwierdziła radna.

– Pani mówi o tym, żeby nie wykonywać teraz części inwestycji, tylko wykonać je w przyszłości. A ja mówię, że jestem ostatnią osobą, która chętnie podejmuje decyzję o zadłużaniu. Natomiast mając możliwość wzięcia 145 mln zł i dołożenia do tego 100 mln zł kredytu po to, żeby wykonać inwestycje ze środków unijnych, akurat w tym przypadku uważam, że jest to bardzo racjonalne – przekonywał Wojciech Ostrowski.

Skąd pieniądze na nabrzeże i… pumptrack?

Miasto faktycznie planuje wiele inwestycji na, jakby nie patrzeć, rok wyborczy. Między innymi wykonana ma zostać największa część remontu nabrzeża. Łącznie planujemy na to wydać blisko 37 mln zł, w tym roku zaplanowano niespełna 25 mln zł, natomiast w 2019 roku 11 mln zł. Na dziś cały budżet tego zadania finansowany jest ze środków własnych Płocka, jednak później może zostać refinansowany kredytem z EBI do wysokości 50% poniesionych nakładów inwestycyjnych. Z czego wynika ten plan? Jeśli już poniesiemy taki wysiłek finansowy, to po co nam kredyt, w którym będziemy spłacać również odsetki?

Fot. Michał Siedlecki

– Środki własne, o których mowa, to środki nieunijne – wyjaśnił skarbnik. – Są w nich jednak środki kredytowe. Wydajemy więc pieniądze własne, natomiast jeśli wystąpi sytuacja, że będziemy musieli zaciągać kredyt w rachunku bieżącym z EBI, a w tym roku na pewno wystąpi, wówczas do rozliczenia kredytu z EBI podstawiamy połowę wszystkich inwestycji, wydatkowanych z naszych własnych środków – dość zawile przedstawił Wojciech Ostrowski.

– Ja bardziej chciałabym wiedzieć, dlaczego nie otrzymaliśmy dofinansowania ze środków unijnych na remont nabrzeża. Z tego co słyszałam, mieliśmy najgorzej oceniony wniosek – wtrąciła radna. – Ja słyszałem, że po odwołaniu jesteśmy pierwsi na liście oczekującej – odpowiedział skarbnik. – Ale czemu nie otrzymaliśmy od razu, skoro te wnioski mamy tak super przygotowane? – dociekała Wioletta Kulpa. – Mnie męczy jedna rzecz, że prezydent przed realizacją danej rzeczy, organizuje konferencję i wszystkim ogłasza, że coś zdobywa, coś realizuje, a później nagle się okazuje, że tego nie ma. To po co było ogłaszać, że będziemy mieli środki unijne na tę inwestycję? – pytała.

– Nigdy nie słyszałem, że będziemy mieli, słyszałem, że będziemy się starać je uzyskać i mamy duże prawdopodobieństwo ich uzyskania – stwierdził Wojciech Ostrowski. Dodał, że podobnie było w przypadku obwodnicy, której realizacja rozpoczęła się bez podpisanej umowy na środki unijne i ma nadzieję, że podobnie będzie w przypadku nabrzeża.

Wioletta Kulpa zauważyła, że dziwi się, iż planowane jest oddawanie inwestycji w okresie zimowym, jeśli wiadomo, że termin nie będzie dotrzymany. – Nawiązuje Pani pewnie do drugiej nitki obwodnicy, w której termin zakończenia zakładany był do końca listopada. Z reguły jest to okres, w którym jeszcze w naszym klimacie można było pracować. Ten rok spowodował, że to nie zima, a opady deszczu opóźniły prace – tłumaczył skarbnik, wywołując uśmiech radnej. – Sorry, taki mamy klimat – zażartowała.

Fot. Michał Siedlecki

Wykorzystując obecność skarbnika Płocka, ponowiliśmy pytanie, które wysłaliśmy do Urzędu Miasta Płocka 20 stycznia, a na które nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Pytanie dotyczyło budowy pumptracku. Koszt tej inwestycji, zgodnie z przetargiem, miał wynieść niespełna 500 tys. zł. Dotychczas, zgodnie z dostępnymi danymi – przeznaczono na budowę 496.437,82 zł za obydwa etapy (pumptrack, bieżnie rolkowe i późniejsze dbanie o zieleń). W budżecie Płocka na 2018 rok zapisana jest łączna kwota na to zadanie w wysokości 746 tys. zł, w tym blisko 216 tys. zł do wydatkowania w bieżącym roku. Wynika z tego, że dotychczas wydano już na tę inwestycję 530.278,02 zł. Skąd te rozbieżności?

– Nie odpowiem pani, bo nie znam każdej inwestycji. Pamiętam kwoty dużych inwestycji, natomiast mniejszych nie jestem w stanie zapamiętać. Chętnie odpowiem jak sprawdzę – zapewnił Wojciech Ostrowski.

Radna podkreśliła, że jest to inwestycja, która dość długo jest realizowana, bo pierwotnie miała być wykonana w 2016 roku. – Mówimy o tym, że jest wszystko w porządku, a jeśli są kłopoty przy małych inwestycjach, to jak wyglądają pozostałe? Pytanie, czy inne firmy stając do tego przetargu i oferując wyższe kwoty, nie zostały potraktowane niewłaściwie? – podsumowała Wioletta Kulpa.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 4

  1. XX says:

    Pytanie do Pani Violetty . Jaki by koszt porzucenia planów budowy linii tramwajowej.
    Zbudujcie ją. wygracie Wybory.

  2. Pragmatyk says:

    Przy takim artykule, aż się prosi tabela w której znajdują się budżety i poziomy zadłużenia zarówno miasta, jak i spółek miejskich innych miast. W tym porównywalnych ludnościowo.

  3. xx says:

    Olsztyn zbudował linię tramwajowa za pieniądze Unii.W Płocku zniszczono zaawansowane prace w tym kierunku i zapchano miasto.
    To było złe posunięcie i mści i będzie cale dziesięciolecia.

    • Ciszej na tą tramwajową trumną says:

      PR-rowskie zagrywki wokół budowy tramwaju trwały dobre kilka lat. I nie przeszkadzał im fakt iż z roku na rok coraz bardziej oczywiste było to, że nie ma najmniejszych szans na unijne dofinansowanie tego projektu. Mimo to projekt był na siłę kontynuowany, nie licząc się z tym że 400mln zł z kasy miasta pójdzie na coś o wątpliwej przydatności. Bo o ile dobrze zorganizowany transport zbiorowy jest miastu niezbędny jak powietrze, to wydawanie 400 mln na coś co można załatwić za 5-10% tej sumy wzmacniając istniejące linie autobusowe – zakrawa na chocholi taniec. Oczywiście wydawanie z kredytu, bo jakże inaczej.
      Tak przy okazji: gdyby już się upierać na taki kredyt – można by wyremontować i przebudować całe Stare Miasto – zanim się zawali czy rozpadnie. I pewnie z połowę tej kwoty by zostało. Gdyby zostało – wystarczyłoby na 1000 mieszkań na wynajem.
      Co w mieście jest bardziej potrzebne: tramwaj, czy praca dla ludzi, atrakcyjna starówka, dostęp do tanich mieszkań? Co lepiej i skuteczniej zatrzyma tą falę emigracji z miasta?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU