REKLAMA

REKLAMA

Tomasz Kominek: Nigdy nie kusiło mnie, żeby wyjechać z Płocka

REKLAMA

Najmłodszy kandydat na prezydenta Płocka, który „ciasto z malinami je kilogramami”, kojarzony jest przede wszystkim z osiedlem Radziwie. Jak wyglądało to miejsce za czasów jego dzieciństwa? Dlaczego tak je pokochał? Co sprawiło, że tu założył rodzinę i zamierza zostać do końca dni?

Moje miejsce na ziemi…

Oficjalnie samorządowiec, dyrektor płockiej delegatury urzędu marszałkowskiego, radny i kandydat na prezydenta Płocka. A jaki jest Tomasz Kominek prywatnie? Na pewno bardzo związany z Płockiem.

Przeczytajrównież

– Pierwszy kurs, jaki miałem w swoim życiu po urodzeniu, prowadził do miejsca, w którym teraz mieszkam i mieszkali moi przodkowie – mówi płocki radny. – Jakiś czas mieszkałem w innym miejscu na Radziwiu, a teraz, można powiedzieć, wróciłem na ojcowiznę – śmieje się. – I tutaj zamierzam pozostać do końca moich dni – poważnieje.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Młody Tomek uczony był od dzieciństwa co oznacza ciężka praca. – Mama całe życie pracowała w szpitalu, tata większość swojego życia przepracował w policji, a do tego był społecznikiem, udzielał się w związkach zawodowych. To właśnie on zaszczepił mi tę nutę działania społecznego – przyznaje Tomasz Kominek.

Młody Tomek również więc udzielał się od najmłodszych lat w samorządzie szkolnym, później osiedlowym i miejskim.

– Świat młodego Tomka Kominka wyglądał nieco inaczej, niż świat moich dzieci. Pamiętam jeden, czarno-biały telewizor, a później kolorowy, który był tak wielki, że rodzinnie musieliśmy go wnosić do domu. Pamiętam też, jak były dwa czy trzy kanały i nie było takiej możliwości oglądania bajek, jak dziś dzieci mają. To był zupełnie inny świat, bez internetu – uśmiecha się do wspomnień.

Tomasz Kominek

Pomimo tych „braków” nasz rozmówca jest przekonany, że wówczas dzieci bardziej integrowały się ze sobą. – To jest fenomen. W tym samym miejscu, w którym dziś moje dzieci chodzą na spacer, na odnowiony plac Teligi, boisko i plac zabaw z bezpieczną nawierzchnią, z pięknymi bujaczkami, ja chodziłem na tzw. „piachy” i tam bawiliśmy się, integrując z całym osiedlem. Przyjaźnie wówczas zawarte przetrwały do dzisiaj – wyjaśnia.

Czy było to dzieciństwo szczęśliwe? – Zdecydowanie. Nie byliśmy wtedy obciążeni taką ilością informacji i kontrolą, jaka ma miejsce obecnie. Nie było telefonów komórkowych, a nasi rodzice czasem przez wiele godzin nie wiedzieli gdzie jesteśmy. To był przyjemny, bardzo ciekawy okres, mile go wspominam – przyznaje.

Radziwie wyglądało wówczas zupełnie inaczej. Szczególnie okiem młodego chłopaka, który nie miał pojęcia o problemach, jakie występowały na osiedlu. – Było dużo więcej dróg gruntowych, co pamiętam, bo codziennie chodziliśmy do szkoły pieszo. Najstarszy z kolegów, Krzysiek, brał wszystkich „małolatów” z całego osiedla, był przywódcą grupy, i prowadził nas do szkoły. Pamiętam, że chodziliśmy wzdłuż torowiska – mówi radny.

Integracja, lody i oranżada

Swoje osiedle wspomina jako bardzo otwarte, zintegrowane, gdzie wszyscy wszystkich znali.

– Bardzo wyraźnie pamiętam jedną rzecz. W tym miejscu, gdzie moi rodzice budowali dom, a miałem wówczas jakieś 6-7 lat, wszyscy, łącznie z moim tatą włączyli się w to, żeby na tym osiedlu, gdzie właściwie nie było dróg, ułożyć na drodze płyty. To chyba pierwsza rzecz związana z moją aktualną funkcją radnego miejskiego i osiedlowego, którą pamiętam. Tata i sąsiedzi jeździli do Warszawy, żeby te prowizoryczne drogi z płyt mogły powstać. I taka ciekawostka, że niektóre z tych dróg nadal są na Radziwiu wyłożone te płyty. A dodatkowo, nie wszędzie w Płocku, choć już minęło wiele lat, mieszańcy mają chociażby takie płyty, po których mogą w miarę suchą nogą dojechać czy dojść do domu… – przyznaje Tomasz Kominek.

Dokładnie pamięta także nieistniejące już przedszkole przy ul. Kolejowej 6. – Dziś ten budynek należy do prywatnego właściciela, który prawdopodobnie utworzy tam sklep wielkoformatowy. To niesamowite, jak ogromna jest różnica pomiędzy tym moim przedszkolem, a tym, do którego odprowadzam córkę – mówi z uśmiechem.

Z przedszkolem kojarzy mu się bardzo prywatne wspomnienie. – Moja nieżyjąca już babcia odbierała mnie z niego i zawsze po drodze zaglądaliśmy do sklepów, gdzie kupowała mi lody czy oranżadę – opowiada radny.




Inaczej wyglądało też boisko stadionu „Stoczniowiec”, na którym młody Tomek z kolegami grał w piłkę. – Obecnie brakuje tam budynku, który mi kojarzy się z zupełnie niesportowym wydarzeniem. Otóż to właśnie w tym dawnym budynku w szkole średniej mieliśmy połowinki, już nie pamiętam z czyjej inicjatywy – zamyśla się.

Nie da się ukryć, że do Radziwia ma szczególny sentyment. – Bo to piękne osiedle, chociaż dużo jeszcze musimy tu zrobić. Podobnie jak kiedyś, tak i teraz chodzę tu na spacery do lasu czy nad Wisłę wałami. Całe życie mieszkam obok stoczni. Zmieniło się teraz jedynie to, że kiedyś, gdy wybiła 15-15.30, ze stoczni odjeżdżało pewnie z kilkaset samochodów i autobusów, a stocznia tętniła życiem. Wszyscy, którzy tylko chcieli pracować, mogli tam pracę znaleźć. Głęboko wierzę, że moje dzieci doczekają takich czasów, gdy będą mogły powiedzieć odwrotnie, niż ja, czyli że za czasów ich dzieciństwa stocznia była nieco zapomniana, a teraz jest to ogromny zakład pracy – mówi z nadzieją nasz rozmówca.

Nigdy nie chciałem stąd wyjeżdżać

Czy kiedykolwiek kusiło go, żeby wyjechać do innego miasta? – Nigdy nie chciałem wyjeżdżać podbijać świat, Warszawę, Łódź czy inne miasta – stanowczo twierdzi Tomasz Kominek.

– Kończyłem III LO w Płocku, które bardzo miło wspominam, a do którego dojeżdżałem linią autobusową nr 8. Co ciekawe, wtedy nie było drugiego mostu, więc zawsze w piątki z liceum szybciej do domu docierałem pieszo, niż autobusem. Niezależnie od tego, czy była to wiosna czy zima, wracaliśmy z grupą wówczas pieszo, bo tak było zakorkowane miasto. Wychodziliśmy więc około 14 ze szkoły i już na 15.30 byliśmy w domu na Radziwiu – śmieje się.

Edukację kontynuował w PWSZ w Płocku na kierunku finanse i rachunkowość. – Dlatego dziś często opieram swoje działania na królowej nauk, matematyce – tłumaczy. W trakcie tych studiów, przyszło mu do głowy, żeby… rozpocząć drugi kierunek.

– Chyba jako jedyny przez dwa lata studiowałem dwa kierunki studiów dziennych naraz. Udawało mi się, dopóki nie natrafiłem na pewną panią, która nie rozumiała, że nie mogę chodzić na jej zajęcia, ponieważ pokrywały się z innymi. Zdałem wszystkie przedmioty, oprócz tego jednego… Mało więc brakowało, żebym ukończył dwa kierunki studiów dziennych jednocześnie – uśmiecha się.

Na studia magisterskie i podyplomowe wyjeżdżał już do Warszawy i do Łodzi. – Lubię Warszawę, ale tylko w takim kontekście, żeby tam pojechać, coś załatwić i wrócić do domu. Te wielkie miasta nie są dla mnie. Męczy mnie marnowanie czasu na stanie w korkach, jest to dla mnie nie do przyjęcia. Bardzo cenię sobie mieszkanie w Płocku, gdzie ludzie, mimo wszystko, są sobie bardziej przychylni. Płock jest idealnym miastem, nie za dużym, nie za małym – przyznaje szczerze.

Rodzina – mój azyl

Jak poznał swoją żonę? – To ciekawe – śmieje się. – Z Asią znam się większość życia, jeszcze z czasów liceum, choć żona chodziła do innej klasy. Poznaliśmy się przez kolegę z mojej klasy, który z Asią chodził do podstawówki. Wówczas jednak nie mieliśmy się ku sobie, choć poznałem ją na tyle, żeby wiedzieć, iż jest ona bardzo wrażliwa, lubiła się uczyć, za co otrzymywała nawet stypendia naukowe. A ponieważ ja także lubiłem się uczyć, generalnie byłem dość grzecznym chłopcem, reprezentowałem też szkołę w piłce siatkowej, znaleźliśmy wspólną płaszczyznę porozumienia – wyjaśnia.

Los sprawił, że – choć pani Asia miała inne plany – trafiła na studia do jednej grupy z Tomkiem. – Przez pierwszy rok studiów byliśmy jeszcze na „cześć”, ale już na drugim spróbowaliśmy być razem, i tak już zostało. Razem poszliśmy na studia magisterskie i podyplomowe, a jeszcze przed ślubem w 2010 roku zdecydowaliśmy, że będziemy odkładać środki na własny dom, oczywiście na Radziwiu, do czego bardzo ją namawiałem – wspomina.

W 2013 roku urodziła się ich córka, trzy lata później syn. Czym jest dla niego rodzina?

– Jako facet nie wyobrażam sobie, żebym funkcjonował bez rodziny. Kiedy wracam z chaosu i stresu, który towarzyszy mi w pracy, to chcę wrócić do domu, w którym jest Asia i są dzieci. Codziennie w tym pędzie życia chcę znaleźć chociaż chwilę na rozmowę z nimi. Niezmiernie drażni mnie, że, niestety, wielokrotnie obecnie wracam do domu, gdy dzieci już śpią i nie mogę z nimi zamienić nawet słowa.  Tej części swojej pracy nie lubię. Odpowiadając jednak na pytanie, rodzina to dla mnie azyl, spokój, moje miejsce na ziemi. Ale rodzinę też postrzegam w szerszym aspekcie, niezmiernie ważni są dla mnie rodzice i teściowie. Wiem jak bardzo nam pomagają, wiem, że moje dzieci czują się z nimi dobrze i cenię sobie nasze bardzo dobre relacje. Dobre kontakty mamy też z jedyną żyjącą babcią mojej żony, staramy się jak najczęściej jeździć do Zawidza, gdzie mieszka. Uważam, że to jest ogromna wartość, ta możliwość bycia ze sobą i wiele bym dał, żeby jak najdłużej tak zostało – mówi pan Tomasz.

Wiemy, że ma dom, spłodził syna, posadził też wiele drzew. Czego mu życzyć? – Zdrowia dla mnie i całej mojej rodziny. Nawet bym powiedział, że zdrowia przede wszystkim dla rodziny, ja sobie jakoś poradzę – uśmiecha się. – Myślę, że też miłości, także tej do ludzi. W moim życiu zawodowym, samorządowym i społecznym ta miłość również jest ważna. Jeśli się zmienię i zgubię, stracę pokorę, którą w sobie mam, jeśli zabraknie we mnie tej miłości do ludzi, którą mam, to będzie oznaczało, że czas najwyższy, żeby wycofać się z działalności społeczno-samorządowej – podsumowuje Tomasz Kominek.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 7

  1. Anonim says:

    Społecznik dobry gość

  2. Anonim says:

    Panie Tomku radziłbym się nie zadawać z oszustami i naciagaczami bo niedługo sprawiedliwość może rykoszetem dopaść i Pana. Mam na myśli znów znajomości. Pozdrawiam i szczęścia życzę.

  3. Marta Wituska says:

    wyjechałam z Płocka prawie 30 lat temu, moje rodzinne miasto zgubiło klimat. Jest zaniedbane, niewiele się zmienia. Są w Płocku dzielnice zapominane przez ludzi i włodarzy. Miejsc pracy niewiele. Atrakcyjność miasta średnia. Przykro mi, że tak niewiele mieszkańcy chcą dla siebie zrobić. Niech Państwo nie liczą na rządzących tylko na siebie, ale to trzeba przełamać podziały. Trzymam kciuki i życzę Państwu powodzenia.

  4. I tyle. says:

    Płock – miasteczko prywatne…

  5. kloss07@interia.eu says:

    Czas na młode pokolenie . Trzymam kciuki za Tomasza Kominka .

  6. Powodzenia says:

    Stare miasto liczy na Pana!

  7. Czas na zmianę!!! says:

    Młody kandydat ze świeżym spojerzeniem na sport, kulturę i sprawy społeczne. Nic dziwnego, że ludzie tak za nim idą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU