REKLAMA

REKLAMA

Szykują się zmiany w emeryturach – reforma, czy kontrrewolucja?

REKLAMA

Nie mam dobrych informacji dla emerytów, którzy pobierają z ZUS świadczenia wyższe od standardowych. Otóż rząd zmienia podejście do emerytury państwowej, odchodząc od jej funkcji kapitałowej w kierunku funkcji socjalnej – od tej pory ma ona oscylować wokół poziomu „najniższej gwarantowanej emerytury”, ulegając z każdym kolejnym rokiem „spłaszczeniu”.

Przeczytajrównież

Nie dalej jak we wrześniu informowaliśmy Państwa o konferencji, jaka miała miejsce w Towarzystwie Naukowym Płockim, poświęconej przeglądowi systemu emerytalnego. Owej lustracji dokonywał sam Zakład Ubezpieczeń Społecznych, poddając swe pomysły i innowacje społecznym konsultacjom, a relacja z 27 debat przeprowadzonych w całym kraju została zebrana w postaci tzw. Białej Księgi.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

W jakim celu ten zabieg? Aby po analizie Księgi Białej nasz ubezpieczeniowy potentat mógł przedstawić Ministrowi Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej listę swych pobożnych życzeń i przemyśleń, a spisanych w bestsellerze tym razem innego koloru – tzw. Księdze Zielonej. W tym miejscu ścieżka legislacyjna zdecydowanie przyspiesza, bowiem minister RPiPS przedstawia swe rekomendacje i propozycje Radzie Ministrów, a ta proponując parlamentowi rewizję prawnych uregulowań wpływa na dalsze koleje naszego losu…

Ta nieco pompatyczna procedura, podejmowana zgodnie z przepisami przez ZUS co 3 lata, ma uwiarygodnić zamysł, że proponowane zmiany następują przy udziale „czynnika społecznego”, czyli nas – beneficjentów systemu. Założenie jest o tyle pokrętne, że państwowy ubezpieczyciel występuje tu w roli „adwokata diabła”, będąc strukturalnie uzależnionym zarówno od aktualnej ekipy rządzącej, jak i od stanu państwowej kasy. Tym samym nie łudźmy się, że kiedyś niespodziewanie ZUS o nas tak zawalczy, że nie będziemy wiedzieli, co zrobić z pieniędzmi na emeryturze.

Tak zatem we wrześniu zakończyły się „białoksięgowe” konsultacje ZUS-u z nami, obywatelami, ale informacje, które powoli spływają z Ministerstwa RPiPS niejednemu już zmroziły krew w żyłach, bo niewątpliwie mogą budzić niepokój co do naszej bliższej lub też bardziej odległej przyszłości.

Oto szykuje się kolejna rewolucja w systemie emerytalnym i nie mam tu wcale na myśli prezydenckiego projektu obniżenia wieku emerytalnego; można nawet odnieść wrażenie, że ten projekt zostanie wykorzystany jako przysłowiowa przykrywka lub jak kto woli „marchewka” do przeprowadzenia, eufemistycznie rzecz ujmując, niepopularnych regulacji prawnych… Gdzie zatem schowano kij, jakie zmiany w systemie społecznego zabezpieczenia planuje rząd, aby zrekompensować tę prezydencką dobroć i spełnienie wyborczych obietnic, a także przy okazji poszukać oszczędności na realizację własnych „budżetożernych” projektów?

Na początek rozpocznijmy od z pozoru jeszcze jednej „marchewki”, która skrywa się pod nazwą „najniższa gwarantowana emerytura”. W tym miejscu czerwone warzywo się podwaja, bowiem rząd planuje, aby takową w wysokości 1000 złotych wprowadzić jako podstawę już w 2017 roku, czyli póki co nie mamy na co narzekać – na znaczącą podwyżkę może liczyć już w krótkiej perspektywie niemal 270 000 osób. Ponadto planuje się, by objąć świadczeniem w najniższej wysokości wszystkich, którzy wypracowali co najmniej 5 lat „składkowych”, tak zatem pula uprawnionych znacząco by się powiększyła. I nie możemy w tym miejscu również zapominać o całkiem pewnie sporej rzeszy Polaków, którzy dołączą do tego grona po planowanym w drugiej połowie przyszłego roku obniżeniu wieku emerytalnego. Gdzie zatem tkwi ten haczyk?

Nie mam dobrych informacji dla emerytów, którzy pobierają z ZUS świadczenia wyższe od standardowych. Otóż rząd zmienia podejście do emerytury państwowej, odchodząc od jej funkcji kapitałowej w kierunku funkcji socjalnej – od tej pory ma ona oscylować wokół poziomu „najniższej gwarantowanej emerytury” ulegając z każdym, kolejnym rokiem „spłaszczeniu”.

Tak oto po latach wmawiania nam, że wpłacając składki na Fundusz Ubezpieczenia Społecznego zapewniamy sobie godziwą, a zarazem spokojną, bezstresową starość, znów stajemy się królikami doświadczalnymi systemu i to na dodatek za nasze, ciężko wypracowane pieniądze.

Na naszych oczach rozsypał się już w gruzy mit dobrodziejstwa Otwartych Funduszy Emerytalnych, wzorowanych na systemie wdrożonym 30 lat temu w Chile, które według pomysłodawców miały tworzyć nowoczesny model tego świadczenia. Koncepcja okazała się strukturalnym niewypałem, pochłaniającym od 1999 r. z państwowej kasy coraz to większe ilości środków finansowych, i co istotniejsze – zupełnie nie gwarantującym swym beneficjentom spodziewanych tantiem. W jakim celu zatem z takim uporem OFE wprowadzano i lansowano?

Eksperci jednoznacznie wskazują, że celem władzy było ograniczenie w perspektywie średnio- i długoterminowej wysokości emerytur z ZUS. Niestety, to celowe majstrowanie przy maszynie, będącej w ciągłym ruchu powiodło się, można powiedzieć – aż za bardzo. Jak się wylicza, emerytura ze „starego portfela” stanowi średnio około 60% ostatniej pobieranej pensji, tymczasem ta wypracowana w nowym, trójfilarowym, „chilijskim” systemie wyniesie jedynie około 22%, czasem w porywach do 30%!

Wszystko na to wskazuje, że w przyszłym roku OFE odejdą na dobre w zapomnienie. Planuje się dalszą dystrybucję środków finansowych, pozostających jeszcze w II filarze; 25% tych aktywów miałaby utworzyć Fundusz Rezerwy Demograficznej, który w przyszłości wspierałby wypłatę emerytur. Ta część środków zostanie zapisana w ZUS na indywidualnym subkoncie każdego ubezpieczonego. Tymczasem 75% oszczędności każdego uczestnika OFE miałyby trafić do III-ego, dobrowolnego filara na Indywidualne Konta Emerytalne (IKE) ubezpieczonych.




Skoro zatem nie będzie już OFE, to czy powstanie coś w zamian? Pracownicze Plany Kapitałowe to pomysł naszego „superpremiera” Mateusza Morawieckiego na załatanie systemowej dziury. PPK mają być powszechne i dobrowolne. Nasz pracodawca od pracowników w wieku 19-55 lat będzie odprowadzał pieniądze do specjalnego funduszu inwestycyjnego, a ten z kolei ma je zarówno gromadzić, jak też inwestować.

Zapytacie pewnie Państwo skąd te pieniądze? Jakżeby inaczej – z naszego wynagrodzenia, którego w wysokości 2% mielibyśmy się zrzec. Według założeń, możemy też zrezygnować z tej formy ubezpieczenia, ale zapisy do tego systemu będą odbywać się automatycznie. Czy jest to kolejny pomysł skazany na porażkę? W tej chwili, niestety, nikt nam nie zagwarantuje, czy po raz kolejny nie zostaniemy „nabici’ w przysłowiową butelkę.

Jednakże na tym nie koniec emerytalnych rewelacji. Oto ZUS zarekomendował takie rozwiązanie, aby osoby pobierające państwową emeryturę nie mogły dodatkowo na niej dorabiać, a tym samym zwiększać swego stażu pracy, co jednocześnie wpływa na podwyższenie ZUS-owskich świadczeń. Być może ktoś znów zapragnął zantagonizować Polaków, przypisać starszej części społeczeństwa postawy, powodowane niskimi pobudkami, takie jak pazerność, egoizm, czy też blokowanie młodym potencjalnych miejsc pracy.

Tymczasem jak się okazuje, na emeryturze dorabia raptem około 6% wszystkich beneficjentów ZUS i liczba ta z roku na rok stale się zmniejsza, tak zatem nie znajduję racjonalnych powodów uzasadniających przyjęcie tak restrykcyjnych rozwiązań. Być może ktoś zapomniał, że już od kilkudziesięciu lat żyjemy w demokratycznym kraju i na chwilę przyśnił mu się jakiś systemowy totalitaryzm rodem ze słusznie minionej epoki.

Z zapowiadanego obniżenia wieku emerytalnego nie ucieszą się rolnicy, bowiem projekt ustawy prezydenckiej oznacza dla nich podwyższenie nabywania uprawnień o 5 lat. Już w tej chwili chłopska „Solidarność” w obronie dotychczasowych przywilejów zapowiada masowe protesty.

Jednakże to nie koniec złych prognoz. Według zespołu ekonomistów Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej, obniżenie wieku emerytalnego wywoła już w krótkim czasie potężny deficyt budżetowy, a co za tym idzie, wyższe obciążenia podatkowe, aż o 7% spadnie PKB. Ucierpią również sami emeryci, szczególnie ci urodzeni na przełomie lat 70. i 80. – jak oceniają eksperci, aż 70% z nich może pobierać świadczenia na poziomie emerytury minimalnej.

Zmiana systemu emerytalnego z 1999 roku miała być według ich twórców reformą, gwarantującą spełnienie snu Polaków o dostatniej emeryturze, spędzanej „pod palmami” wzorem naszych sąsiadów zza zachodniej miedzy, tymczasem z szumnych zapowiedzi po kilkunastu latach jej obowiązywania pozostało niewiele, no może tylko stale powiększająca się pustka w państwowej kasie, sięgająca już 50 miliardów złotych.

Wiele wskazuje na to, że nowe koncepcje zmian wcale nie zapewnią społeczeństwu spokojnej starości. Zdecydowanie bliżej nam do kontrrewolucji w systemie, oferującej jedynie głodowe subwencje, udzielane dość powszechnie po równo w minimalnej wysokości. Oczywiście niezmiennie bulwersującym pozostaje fakt, że nasze państwo systematycznie od dziesięcioleci każe sobie płacić obowiązkowe daniny z naszych pensji, by potem prawie z łaski regulować wobec nas swe emerytalne zobowiązania.

Kolejne ekipy rządzące wciąż solidarnie zapominają, że na ludzkie zaufanie do systemu zabezpieczeń społecznych pracuje się dziesiątkami lat, ale potem, jeżeli się je osiągnie, to jest ono jednym z najważniejszych czynników, budujących rozwój różnego rodzaju instrumentów finansowych. Skoro bylibyśmy pewni, że nikt po raz któryś nas nie zawiedzie, nie oszuka, nie wyłudzi od nas ciężko zarobionych pieniędzy, to pewnie poświęcilibyśmy a konto dostatniego schyłku życia nie jedną, dobrowolną złotówkę.

Jak zatem w tej sytuacji należałoby odpowiedzieć na filozoficzne pytanie legendarnego producenta paprykarza: „Jak żyć?”. Chyba jedynie najsensowniej – już teraz – oszczędnie… A najpewniejszym funduszem, planem kapitałowym, kontem emerytalnym staje się znów w tej sytuacji własna, dobrze schowana skarpeta…

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU