Jak piszą przyjaciele Pani Prezes na stronie internetowej Fundacji: „Magda do końca walczyła z chorobą. Nawet na chwilę się nie poddała. Zmagała się z rakiem od 8 lat. Przeżyła znacznie więcej niż wówczas rokowano. Przeżyła znacznie lepiej niż większość zdrowych ludzi. Potrafiła żyć pełnią życia i cieszyć się nim. Dzieliła się swoim optymizmem i radością życia”.
Ja znałam ją tylko z mediow, jej działalności i niesamowicie odważnej kampanii „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”. Ale temat nowotworów jest mi bliski – ponad rok temu pożegnaliśmy teścia, który trzy lata walczył z rakiem, z chorobą nowotworową walczy również mój tata. Leczony jest chemioterapią domową, lekiem o nazwie Leukeran.
Leku brak
Do tej pory kupowaliśmy ten lek, płacąc za niego pełną kwotę (nie znalazł się na liście leków refundowanych). Kwota około dwudziestu paru złotych była do przejścia, więc pomimo potrzebnej dużej ilości opakowań, mogliśmy zapewnić tacie leczenie. Jednak około miesiąc temu leku zabrakło. Obdzwanialiśmy wszystkie apteki, w całej Polsce. Cudem udało się nam znaleźć cztery opakowania, więc przesyłaliśmy recepty z jednego miasta do drugiego, z jednego na drugi koniec kraju.
Niedawno na stronie Ministerstwa Zdrowia pojawił się komunikat o przywróceniu dostępności leku. „Z informacji uzyskanych od firmy Aspen zajmującej się produkcją leków: Leukeran i Alkeran wynika, że w obecnej chwili finalizowane są rozmowy z dystrybutorem leków na polski rynek, firmą SymPhar. Dostawy obu tych leków spodziewane są do 15 czerwca 2012 roku, a następnie niezwłocznie rozpocznie się proces dystrybucji” – czytamy na stronie Ministerstwa.
Lek jest, ale…
I faktycznie, zadzwoniła do mnie pani z apteki, w której zamówiłam lek miesiąc temu: – Jest lek! Ucieszyłam się, że wreszcie skończył się problem, ale na wszelki wypadek spytałam o aktualną cenę Leukeranu. – Cena? No chyba sie nie zmieniła? Zaraz sprawdzę w hurtowni – obiecała przemiła pani.
Po chwili oddzwoniła. – Nawet nie wiem jak to pani powiedzieć… Faktycznie lek podrożał… Będzie kosztował około 370 złotych… – słyszałam przejęcie w jej głosie. Szybko przeliczyłam – na jedną serię chemioterapii potrzebne są trzy opakowania, to ponad tysiąc złotych! Lek w ciągu miesiąca podrożał o ponad tysiąc trzysta procent!
Przypomniały mi się słowa Magdaleny Prokopowicz, wypowiedziane w trakcie wywiadu w TokFm, w którym wspominała o problemie z dostępnością do leków onkologicznych:
„Z perspektywy osoby zdrowej, która siedzi za biurkiem, która ani razu nie przeszła przez korytarz Centrum Onkologii jest to mały problem. Dla mnie to niewyobrażalne. Tyle się mówi o jakości życia osób chorych na raka, tymczasem tej jakości nie ma w ogóle. To jest walka o leki, które się należą. Nie wiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby dopuścić do takiej sytuacji. Minister zdrowia powinien założyć kapelusz i przejść się korytarzem, tak jak pacjent, zobaczyć co to znaczy, a potem na końcu dowiedzieć się, że nie ma leku. Wszyscy wiemy, że w przypadku choroby onkologicznej czas jest kluczowy. Jeśli nie ma leku na czas, pacjenta może bardzo szybko nie być” [m.tokfm.pl].
Pani Magdo, miała pani stuprocentową rację!