Mecz z IFK Kristianstad miał być przełamaniem płockiej drużyny i powrotem na właściwe tory, ale zespół tego nie zrobił. Przez większość spotkania IFK było zdecydowanie lepsze, dlatego zasłużenie wygrało 25:24.
Pierwsza odsłona to wręcz dominacja IFK, które już od pierwszej akcji było przede wszystkim agresywniejsze i pewniejsze siebie. W 7. minucie gospodarze prowadzili 3:1, a w 17. minucie 10:4… Tego fragmentu po prostu nie należy komentować. IFK rządziło na parkiecie, a płocka ekipa oddawała masę piłek za darmo…
Gdy w 24. minucie Hallen pokonał Wicharego, różnica wyniosła aż siedem trafień – 13:6, kilka sekund później było już 14:7. Wtedy zapewne mało kto wierzył w Wisłę. Niestety, nic w tym dziwnego, najwierniejszy kibic miał prawo w tej sytuacji przestać wierzyć. Przed przerwą udało się nieco poprawić wynik. Do szatni to jednak IFK schodziło w zdecydowanie lepszych nastrojach, ponieważ to właśnie gospodarze prowadzili 15:10. W końcowych minutach zaznaczał się znacznie Marcin Wichary i to była pozytywna informacja dla fanów Wisły.
Orlen Wisła bardzo szybko wyszła z szatni i chyba nie było tam zbyt wiele konwersacji, a zapewne krótkie żołnierskie słowa! Jaki był tego efekt? Ktoś powie, że powalający i może tak myśleć. Jednak jeśli ktoś mecz oglądał, to widział, że Marcin Wichary zamurował bramkę i to dzięki niemu Wisła zdobywała sporo łatwych bramek. W pewnym momencie jednak coś zaskoczyło i od stanu 16:11 z minuty 33., zespół zaczął dobrze funkcjonować. Natomiast gdy w 37. minucie rywale prowadzili 17:14, było widać, że Wisła jest zdenerwowana i ma dość przegrywania.
Przez kolejne osiem minut płocka ekipa grała koncertowo! Pięć bramek zdobytych z rzędu i wyjście na prowadzenie 17:19 natchnęło wiarę w płockie serca! Niestety, te piętnaście minut, to było za mało, a gospodarze musieli się przebudzić. Po niezłej pierwszej odsłonie, było mało prawdopodobne, że dadzą sobie narzucić inną grę. Jedynie utrzymanie tempa z niezłego kwadransa tej części dałoby sukces, ale na to chyba Wisły jeszcze nie stać…
Rywale stopniowo wracali do swojej dobrej postawy i do 52. minuty był remis – 22:22. Następnie Wisła przypomniała sobie słabość z pierwszej części i przez kolejne siedem minut nie zdobyła bramki, a to właśnie były decydujące momenty meczu. Cóż, ostatecznie nie wyszło najgorzej, ponieważ porażka zakończyła się tylko jedną bramką 25:24…
Sobotni mecz był o wyjście i spokój na przyszłość, ale 19 listopada z tym samym rywalem w Orlen Arenie będzie mecz o „życie”, czyli awans lub nie do TOP16.
IFK Kristianstad – Orlen Wisła Płock 25:24 (15:10)
Wisła: Morawski, Wichary – Daszek 2, Duarte 4, Krajewski, Racotea, Obradović 2, Ghionea 2, T. Gębala, Ivić 3, M.Gębala, Żabić 2, Mihić 3, Toledo 6.
Marek Wojciechowski