Tradycją już się stało, że co dwa lata płoccy artyści spotykają się z publicznością w Płockiej Galerii Sztuki, aby zaprezentować swe twórcze osiągnięcia. Jak płoccy plastycy zinterpretowali temat „Co widać”?
Tym razem w piątkowy wieczór, 13 grudnia, mieliśmy okazję poznać 63 prace 17 artystów: Katarzyny Bąkowskiej-Roszkowskiej, Laury Dyczko, Doroty Goleniewskiej-Szelągowskiej, Anny Krzemińskiej, Wlodka Kwiatkowskiego, Anieli Ewy Lewandowskiej, Anny Macionek-Stańko, Zofii Samusik-Zaremby, Magdaleny Sikorskiej-Tokarskiej, Stanisława Staniewskiego, Andrew Stewarta, Eugeniusza Szelągowskiego, Marii Weigl-Wojnarowskiej, Anny Wojnarowskiej, Iwony Wyszatyckiej, Szymona Zaremby i zmarłego w 2013 roku Tadeusza Zaremby.
Jak płoccy plastycy zinterpretowali temat „Co widać”? Oczywiście przepuszczając to, co zupełnie widzialne, jak również to, czego nie zawsze jesteśmy w stanie dostrzec za pomocą zmysłów poprzez filtr swej artystycznej wrażliwości.
Okazuje się, że inspiracje płyną zewsząd. Dostarcza ich świat nieożywiony, domena przedmiotów, które mimo że powszechne, codzienne i zwykle nie przykuwają naszej uwagi, nie wzbudzają refleksji, mogą jednakże stać się podmiotem artystycznych inspiracji. Na ten aspekt rzeczywistości zwróciła uwagę Katarzyna Bąkowska-Roszkowska, upatrując piękna w prozaicznym świecie kartonowych pudeł. Te powszechnie stosowane opakowania już same w sobie zawierają niespożyte pokłady malarskiej atrakcyjności szczególnie wtedy, gdy z upływem czasu i pod wpływem degradujących je warunków zewnętrznych zatracają swą pierwotną formę i otrzymują status tylko z pozoru niepotrzebnych śmieci, ale poprzez akt malarskiego wyróżnienia stają się zupełnie nowymi bytami, często też przeobrażają się w ostoję dla wszechobecnej natury, stanowią mini enklawę przyrody.
To, że przedmioty codziennego użytku są doskonałym materiałem malarskiej dociekliwości wiedzą również doskonale Stanisław Staniewski i Magdalena Sikorska-Tokarska, bo przecież tkwią nieruchomo tak, jak je ułożyliśmy, nie poruszają się i nie marudzą. Pozwalają zatem, aby je niemal bez końca obserwować i poszukiwać ich piękna zaklętego w fakturze, barwach i formach.
Czasem powiada się – „mówić, jak do ściany” chcąc tym samym opisać, jak bardzo nasz interlokutor jest obojętny na nasze sugestie, ale Anna Wojnarowska postarała się o to, aby to właśnie ściana – ten nieczuły element naszych mieszkań odkrył przed nami swe „zamurowane” tajemnice.
Po części do świata przedmiotów nawiązała także w swych minimalistycznych monotypiach Laura Dyczko. Jeśli tylko dobrze się wpatrzymy, dostrzeżemy w pracach „Płock”, „Toruń”, „Solec Kujawski” plany miast leżących nad Wisłą, która malowniczo i nieprzewidywalnie wpływa na strukturę aglomeracji. Plany są przecież graficznym odwzorowaniem z lotu ptaka cywilizacyjnych przeobrażeń otaczającego nas świata, ale pod tym znakiem kryją się wszystkie aspekty naszego życia, bo miasto to nie tylko żelbetonowe osiedla, drogi i mosty; to również ludzka „kolonia” zasiedlająca ten sztuczny azyl, a także natura, która nigdy nie jest w odwrocie przywracając z każdą chwilą swój rytm i porządek – jednym słowem świat makro sprowadzony do skali mikro.
Nieodmiennie pięknem otaczającej przyrody zafascynowana jest Dorota Goleniewska-Szelągowska. Jej nasycone kolorem i światłem płótna tętnią życiem przyrody, niemal słyszy się brzęczenie uwijających się wśród kwiatów owadów, czuje się wonne zapachy ziół. Tymczasem jeśli zapytamy Eugeniusza Szelągowskiego o to, co widać, nieodmiennie odpowie, że przede wszystkim ukazuje się naszym oczom rozległy polski krajobraz, pełen światła oraz intensywnego koloru, rozedrganego powietrza i melancholii ostatnich, przydrożnych kapliczek.
W stronę klasycznego pejzażu podążył Andrew Stewart, szczególnie urzekł mnie krajobraz z płockim spichlerzem; niby tak znany nam wszystkim motyw dzięki świeżości spojrzenia zyskał zupełnie nową, „niepocztówkową” oprawę.
Serca wielu uczestników wernisażu podbiły delikatne, ulotne pejzaże Iwony Wyszatyckiej wykonane techniką akwareli, a także płótna Anny Macionek-Stańko, w których natura w refleksach wody, czy też liściach trzciny sama buduje rytmy podążające niemal w stronę widzenia abstrakcyjnego.
Tymczasem z obrazów Marii Weigl-Wojnarowskiej spoglądają na nas uważnie i z zaciekawieniem końskie oczy, jakby to one chciały się dowiedzieć, co widać. Portrety koni emanują nierealnością, iście bajkowym nastrojem, odnosi się wrażenie, że zwierzęta doskonale orientują się w sytuacji i czekają tylko na dogodną okazję, aby się z nami porozumieć. Do atmosfery magii, a może snu jawie nawiązują również nastrojowe, monochromatyczne tkaniny Anieli Ewy Lewandowskiej.
Nie wszyscy jednak płoccy artyści skoncentrowali swe zainteresowanie na tym, co dostrzegalne i odbierane zmysłami, poszukując metafizycznych aspektów naszego życia. Dla Anny Krzemińskiej artystyczna kreacja może stać się wędrówką w stronę wewnętrznej równowagi, mistycznego sacrum, tymczasem Włodziemierz Kwiatkowski przekonuje swymi trójwymiarowymi obrazami, iż percepcja zmysłowa jest nadzwyczaj powierzchowna i złudna, obarczona błędem stereotypów, których powszechnie używamy do „czytania” rzeczywistości, a przecież świat jest magiczny, wielowątkowy i oprócz tego to, co namacalne, zawiera całe mnóstwo niedostrzegalnych kontekstów.
Transcendentalne konotacje zawierają w sobie misterne prace na papierze Zofii Samusik-Zaremby. Bieg każdej chwili zapisuje się w przesypującym się piasku klepsydry, w słojach drzewa, w trwaniu i przemijaniu, ale jak utrwalić nasze myśli, przeżycia, emocje, doznania? Być może za pomocą artystycznej introspekcji.
Pytania natury egzystencjalnej zadaje Szymon Zaremba w cyklu dyptyków „Przemiany”, włączając do tych rozważań własne prace oraz swego syna Macieja i zmarłego w 2013 roku ojca – Tadeusza Zaremby. Jest to malarska próba zmierzenia się z problemem upływu czasu w stosunku do wartości stałej, jaką według artysty jest pierwotny instynkt malarski, nieodparta potrzeba ekspresji plastycznej.
Na koniec należałoby zadać pytanie o to, „co widać” w płockim środowisku artystycznym i jak to piątkowe resume wypadło? Sądząc po tłumnie przybyłej na wernisaż publiczności nadzwyczaj okazale, a odnosząc się do stanu kondycji płockich artystów to niewątpliwie jest w nich moc, wciąż są „twórczo nakręceni”, możemy zatem pewnie w ciągu najbliższych miesięcy spodziewać się kolejnych interesujących realizacji.
Wystawa została objęta honorowym patronatem Prezydenta Miasta Płocka Andrzeja Nowakowskiego. Będzie można ją oglądać do 19 stycznia 2019 roku, ale warto przy tej okazji skorzystać z imprez towarzyszących tej wystawie:
- 17 grudnia, godz. 16.30 – w cenie biletu oprowadzanie z przewodnikiem po wystawie płockiego środowiska artystycznego „Co widać”, który przybliży kontekst prezentowanych dzieł oraz odpowie na pytania.
- 9 stycznia, godz. 10.30 – spotkanie z artystką i pedagogiem Marią Weigl-Wojnarowską, prezentującą obrazy na wystawie „Co widać”, która m.in. opowie, skąd czerpie inspiracje dla swojej sztuki i w jakim stopniu jest to odpowiedź na oczekiwania współczesnego odbiorcy? Wstęp wolny. Obowiązują wcześniejsze zapisy.
- 14 stycznia, godz. 16.30 – w cenie biletu oprowadzanie z przewodnikiem po wystawie płockiego środowiska artystycznego „Co widać”, który przybliży kontekst prezentowanych dzieł oraz odpowie na pytania.
- 15 stycznia, godz. 12 – warsztaty plastyczne z artystką i pedagogiem Zofią Samusik-Zaremba, prezentującą obrazy na wystawie „Co widać”. Uczestnicy zajęć poznają różne techniki rysunkowe i w tym stylu stworzą prace, których tematem będą spotkania rodzinne. Wstęp wolny. Obowiązują wcześniejsze zapisy.
- 18 stycznia, godz. 12 – warsztaty plastyczne z artystką i pedagogiem Magdaleną Sikorską-Tokarską, prezentującą obrazy na wystawie „Co widać”. Artystka zaproponuje uczestnikom stworzenie ilustracji-opowieści zimowych, dla których inspiracją będą krajobrazy malowane mrozem i śniegiem! Wstęp wolny. Obowiązują wcześniejsze zapisy.