Nie tylko filmy dla dorosłych mogą być recenzowane. Jak udowadniają nasi czytelnicy, również filmy animowane dla dzieci mają w sobie wiele aspektów, wartych opisania. Zapraszamy na kolejny artykuł z cyklu „Płockie recenzje”.
Opis producenta
Jeżeli ktoś myśli, że kiedy zostawia swoje ukochane zwierzaki w domu, one zajmują się wyłącznie tęsknotą za nim, cóż, jest w błędzie.
Zwierzaki prowadzą swoje własne, osobne życie, pełne przygód, intryg i zabawy. A ich główne zmartwienie polega na tym, aby ludzie nie dowiedzieli się o ich sekretnych poczynaniach. Kiedy tylko zamykamy za sobą drzwi… wreszcie mogą być sobą.
Recenzja czytelnika
Obok „Gdzie jest Dory” była to chyba najbardziej oczekiwana animacja tego roku. Twórcy kultowych „Minionków” obiecywali widzom w zwiastunach „Sekretnego życia zwierzaków domowych” świetną rozrywkę, barwnych zwierzęcych bohaterów i dużo zabawnych gagów. Co z tego wyszło? Niestety, rozczarowanie.
Wbrew pozorom, film wcale nie składa się z serii etiud, dotyczących tytułowego sekretnego życia domowych pieszczochów po opuszczeniu mieszkania przez ich właścicieli. Mamy tu wyraźnie przedstawionego głównego bohatera – pieska Maxa, który rozpoczyna film, opowiadając widzom jak trafił do swojej ukochanej właścicielki i jak bardzo jest mu z nią dobrze. Jak świetnie się dogadują i uzupełniają. Jego szczęście burzy jednak codzienne znikanie właścicielki na długie godziny w pracy i oczekiwanie na jej powrót pod drzwiami. Czas ten umilają mu jego przyjaciele z sąsiedztwa: nadpobudliwy mops, puszysta, skrycie zakochana w Maxie suczka, patrząca z pogardą na świat kotka, zaradny jamnik, a nawet mała urocza papużka falista.
Cały kolorowy świat Maxa wali się jednak, gdy pewnego wieczoru jego właścicielka wraca z pracy nie sama, lecz z wielkim kudłatym przybłędą ze schroniska – Dukem i radośnie oznajmia, że będzie on teraz bratem rozpuszczonego salonowego pieska. Ten zrobi wszystko, by pozbyć się intruza, co prowadzi w końcu do zgubienia się obu psów w wielkiej nowojorskiej metropolii.
Brzmi znajomo? Chyba nawet bardzo. Twórcy nawet przez chwilę nie silą się na oryginalność, a cała fabuła (i bohaterowie również) przywodzi na myśl kultowe „Toy Story”. Schemat jest dokładnie ten sam: para głównych bohaterów gubi się, rywalizując o uwagę właściciela, potem łączy siły by odnaleźć dom, w międzyczasie nieudolnie próbują ich odnaleźć przyjaciele z sąsiedztwa. Nie ma zaskakujących zwrotów akcji czy wyróżniających się szczególnie bohaterów. Zwierzęcych postaci mamy multum i choć każda tak naprawdę ma ogromny potencjał, to niestety, wszystkie są potraktowane po macoszemu. Każdą z nich można by tak naprawdę opisać jedną cechą, powszechnie panującym na ich temat stereotypem: pies jest wierny i oddany właścicielowi, a najbardziej na świecie lubi ganiać za piłką czy patykiem (ewentualnie jakąś wiewiórką), kot nie cierpi wszystkiego i wszystkich i w nosie ma cudze problemy, zaś wszystkim mniejszym od świnki morskiej bohaterom nie dano już nawet głosu.
Przykre, bo zapowiedzi obiecywały nam coś zgoła innego. Trudno jest właściwie zawiesić oko czy uwagę na dłużej na którejkolwiek postaci – wszystkie są podobne, z wyraźnym tylko podziałem na złych i dobrych oraz na psy i koty. Wyjątkiem może być właściwie jeden bohater: biały puchaty króliczek, na pozór słodki i niewinny jako utajniony przywódca wielkiego zwierzęcego gangu w kanałach metropolii, ze skłonnościami sadystyczno-rewolucyjnymi, to chyba jedyna naprawdę barwna postać w tej kudłatej plątaninie.
Czy film coś ze sobą niesie? Okazuje się, że tak. Starszy widz, jeśli trochę wczuje się w film zauważy płynący z niego przekaz (trudno powiedzieć czy zamierzony), a mianowicie tragedię i problem porzuconych, niechcianych zwierząt. W ogromie wygnańców w podziemiach miasta widzimy kilka nielicznych kotów, psów, ewentualnie chomików. Lwią część z nich stanowią wszelkiej maści gady i inne egzotyczne stwory, które za witryną sklepu wydają się fajnym oryginalnym zwierzakiem. Brutalna rzeczywistość jednak pokazuje, że nie są one przytulankami jak kotki czy pieski, a stają się dla nieodpowiedzialnych właścicieli problemem, by w końcu wylądować w odmętach toalety. Od wielu lat jest to bardzo poważny problem amerykańskich metropolii, bo większość takich nieudanych prezentów czy nieodpowiedzialnych zakupów kończy swój żywot w miejskiej kanalizacji. Warto więc przy okazji obejrzenia animacji wytłumaczyć dziecku, że nie każde zwierzątko nadaje się na domowego pupila.
Podsumowując: rozczarowałam się. Oczekiwałam o wiele więcej od tej animacji, obiecywałam sobie po niej (i myślę, że nie tylko ja) o wiele więcej, a dostałam kolejny kolorowy film dla dzieci bez większych refleksji, zaskoczeń czy przesłanek. Nie mówię, że nie warto iść z dzieckiem do kina, bo młodszy widz na pewno będzie się dobrze bawił i pokocha zwierzęcych bohaterów za same podobieństwa z bliskim mu pupilem, czy to swoim, czy kolegi albo sąsiadki, wyobrażając sobie co taki samotny Fafik może wyczyniać gdy jego właściciel opuści progi mieszkania (miejmy nadzieję, że hucznej imprezy nie urządza). Ci starsi jednak mogą czuć mocny niedosyt.
Marta Błaszczak