Pedro Almodovar – legenda reżyserskiego świata. Jaki jest jego najnowszy film „Julieta”? Jak odebrała go pani Marta, z jakimi emocjami się wiązał? Zapraszamy na Płockie recenzje.
Opis producenta
Prezentowana w Konkursie Głównym festiwalu w Cannes „Julieta” Pedro Almodóvara to wielki powrót hiszpańskiego mistrza. W swoim nowym filmie reżyser „Porozmawiaj z nią” i „Volver” wraca do rzeczywistości, w której czuje się najlepiej: świata kobiet i ich namiętności.
„Julieta” to trzymająca w napięciu historia matki poszukującej córki, która wiele lat temu zniknęła bez śladu. Opowieść o skrajnych uczuciach, jakie odczuwamy wobec najbliższych i tajemnicach, które przed nimi skrywamy. Filmowa adaptacja opowiadań wyróżnionej literacką Nagrodą Nobla Alice Munro pokazuje, że siłą kina Almodóvara jest niezmiennie wiara w potęgę uczuć i miłości.
Recenzja czytelnika
Za każdym razem po obejrzeniu kolejnego filmu Pedro Almodovara jestem pod wrażeniem, które pozostaje przez dłuższy czas po wyjściu z kina. Film „Julieta” jest epicką, melancholijną opowieścią opartą na opowiadaniach Alice Munro.
Reżyser historię swojego filmu oparł na losach kobiety, na przestrzeni wielu lat jej życia. Tytułowa Julieta, pod wpływem bodźca z przeszłości – spotkania z przyjaciółką córki, odkrywa przed nami smutne karty swej historii, opartej na wielkiej miłości i utracie ukochanych osób. Jesteśmy świadkami depresji, związanej z utratą męża, a potem bólu, rozpaczy i wielkiej niewiadomej po zaginięciu córki, która odmówiła wszelkich z nią kontaktów, obwiniając zarówno ją jak i siebie za śmierć ojca.
Julieta, po latach bolesnej rozłąki z córką, postanawia napisać do niej list, w którym opowiada jej, jaki był rzeczywisty ciąg wydarzeń, tak, aby być może usprawiedliwić się przed córką, a tak naprawdę, aby ją odzyskać i uciszyć wewnętrzny krzyk swojej duszy. W filmie silnie zaakcentowane są emocje bohaterki, ukazane na tle scenerii nakreślonej pięknymi symbolami – począwszy od obrazu jelenia w zimowej scenerii, kolorów Andaluzji, ze smakiem nakreślonych wnętrz, impresjonistycznego morza, muzyki i oczywiście samych aktorów – piękna, hipnotyzująca Adraiana Ugarte i smutna Emma Suarez.
Julieta to subtelna historia o poczuciu odkupienia winy, poszukiwaniu wewnętrznego spokoju i na koniec o odrodzeniu. Splatają się tu ludzkie losy, targane zarówno namiętnością, jak i bezsilnością. Wątek poczucia winy zaczyna się już w pierwszych scenach filmu, gdzie główna bohaterka, Julieta, jest świadkiem tragedii, której – jak sądzi – mogła przeciwdziałać. Jednak szybko zaaplikowane zostaje jej piękne poczucie mocy, gdyż rodzi się miłość, pozwalająca zapomnieć o winie. Ta jednak nie pozwala o sobie zapomnieć i powtórnie powraca w obliczu kolejnej tragedii.
Gdyby przyjrzeć się twórczości Hiszpana, można by zauważyć, że poważny dramat i gwałtowne uczucia kończą się u niego tam, gdzie znikają mężczyźni. Stajemy się świadkami wielkiego dramatu żony, matki, a przede wszystkim kobiety. Almodovar ponownie daje nam piękne świadectwo swojej znajomości psychiki kobiet. Zaskakuje może forma zakończenia filmowej historii, bo ma się wrażenie, jakby się chciało oglądać dalej, ale taka była wola reżysera.
Reżyser nazwał „Julietę” melodramatem bez łez. Rzeczywiście, łzy nie napływały, ale serce mocno ściskało. Wydaje mi się, że szczególnie widzom, będącym w roli matki, nie będzie obce poczucie empatii wobec tego co czuje Julieta, której świat się zawalił, przestał mieć sens, gdy opuściła ją córka. Relacja matka-córka w obliczu tragedii skłania do refleksji i zadawania sobie pytań o rolę, jaką trzeba obrać jako rodzic, jakich narzędzi użyć, aby mądrze kreować rzeczywistość, w której się znaleźliśmy, bez ponoszenia kolejnych strat.
W finale „Juliety” słyszymy piosenkę SI NO TE VAS, śpiewaną przez słynną meksykańską pieśniarkę Chavelę Vargas, która przepełniona smutkiem i tęsknotą na dłużej pozostanie w pamięci widzów.
Film zdecydowanie dla wielbicieli Almodovara, ale nie tylko.
Marta Szadkowska