PUSTA WALIZKA Z INTERNETEM I ZUPĄ POMIDOROWĄ
Czy jest zatem coś, co nie pozwala zostać szefowej MDK-u beztroskim podróżnikiem i bez czego nie może się obyć w podróży? – Poza kilkoma kobiecymi drobiazgami, mogę jechać z pustą walizką, ale… gdy wyjeżdżam poza granice kraju, zawsze najbardziej martwię się o syna. Pomimo tego, że jest dorosły, to, jak każda matka, myślę o nim bezustannie – żeby mu się krzywda nie stała, że jeśli coś się stanie, to będę daleko i nie będę mogła nic zaradzić. Myślę też o moich rodzicach i nawet podczas dalekiej podróży mam z nimi stały kontakt – przyznaje.
Litosława Koper wyznaje także, że jest pracoholiczką, więc po pewnym czasie zaczyna jej brakować zajęć zawodowych. – Nawet leżąc na leżaku w 40-stopniowym upale, tysiące kilometrów od domu, potrafię przeznaczyć trochę wolnego czasu na załatwienie najważniejszych spraw – mówi. – Na szczęście żyjemy w takich czasach, że wszystko można załatwić przez telefon i Internet, choć i tak nie są w stanie te wynalazki zastąpić fizycznej obecności – twierdzi szefowa płockiego SLD. Dodaje również, że jest jeszcze „coś” za czym tęskni w podróży zagranicznej i jest to… polska kuchnia.
MEKSYK I CHINY, ALE NAJPIERW GĄSEWO
Gdzie nasza rozmówczyni spędza czas w bliższych podróżach? -Takim miejscem może być niewątpliwie Gąsewo w gminie Bodzanów, ponieważ z tym klimatycznym miejscem wiąże się także zawiła historia rodzinna, którą odkryłam dosłownie kilka lat temu, przez przypadek. Niestety, na rozwikłanie tej historii jest już za późno, gdyż wszystkie odpowiedzi do grobu zabrała moja babcia Basia. Pamiętam, że przy okazji rozmów o tym temacie odkryłam również historię mojego przedziwnego imienia oraz „poznałam” moją imienniczkę Litosławę, która była przyczyną nadania mi tego oryginalnego imienia – przybliża nam swoją rodzinną historię.
– Ale wróćmy do Gąsewa. To niezwykle malownicze miejsce, niedaleko którego mieszkali moi dziadkowie. Spędzałam u nich wakacje w dzieciństwie. Dawniej był tam końcowy bieg rzeki Mołtawy, który wykorzystywany był przez liczne młyny wodne położone nad jej brzegiem. W jednej z takich osad młyńskich obecni właściciele, przesympatyczni państwo Pęcherzewscy, urządzili „Galerię we młynie”. Mają tam również śliczny, stary dom. Do takiego domu chciałabym uciekać w letnie wieczory i, choć nie prowadzi się tam agroturystyki, to miejsce wydaje się magiczne i tam chciałabym być. Galeria spełnia ważną funkcję dla przybywających tu turystów. Wszystkim, którzy tam jeszcze nie dotarli polecam, ponieważ to piękne miejsce, oddalone kilkanaście minut od centrum Płocka – zachęca. – Dla mnie jest to miejsce sentymentalne również dlatego, że trafiłam tam zupełnie przypadkiem z bardzo bliską mi Jolą Szymanek-Deresz, która zmarła w Smoleńsku. To miejsce już zawsze będzie kojarzyło się z pewnym upalnym, sierpniowym popołudniem w 2006 roku, które miałyśmy przyjemność spędzić tam razem – wspomina nasza rozmówczyni.
Tradycyjnie pytamy, jaka wycieczka będzie spełnieniem jej marzeń, jeśli na przykład wygra sporą sumę pieniędzy. Pani Litka wymienia takie kraje jak Indie, Chiny, Japonię czy Meksyk. – W tej chwili jednak, bez względu na zasobność portfela, obrałam kierunek na Sycylię, gdzie w mieście Syrakuzy od kilku lat mieszka moja przyjaciółka, taka od wspólnej ławki w klasie pierwszej – zdradza Litosława Koper. – Jeszcze u niej nie byłam i muszę to nadrobić, inaczej może dojść do obrażenia – żartuje. – Mając jednak duży zapas funduszy, wybrałabym się nie tylko w daleką, ale i długą podróż, różnymi środkami lokomocji, przez kilka państw, bardzo odległe zakątki świata. Marzy mi się podróż, która umożliwi poznanie wielu kultur, religii i obyczajów. Pozwoli zapoznać się z ludźmi, którzy żyją w zupełnej opozycji do ogólnie przyjętych, europejskich standardów. Chciałabym posmakować potraw, których nie dostaniemy nawet w najwykwintniejszych restauracjach, poznać tradycje, które rzadko są dostępne dla zwykłego turysty. Jestem przekonana, że nie trzeba wygrać w totka, żeby takie marzenie się ziściło. Pracuję nad tym, bo marzenia są po to, by je realizować – stwierdza rozmarzonym głosem.