Towarzyszy nam każdego dnia, często nucimy ją podczas codziennych czynności. Słyszymy ją w radiu, przygrywa w tle filmów, budując ich klimat. Motywuje, dodaje odwagi i budzi emocje – muzyka. Jakich dźwięków słucha nasz rozmówca – wicedyrektor Katolickiego Radia Diecezji Płockiej, Michał Wichłacz?
Mówi o sobie, że jest radiowcem z zamiłowania i powołania. Z tzw. „sitkiem” związany od lat. – Bo to jest choroba nieuleczalna, przez niektórych uznawana nawet za psychiczną – śmieje się w rozmowie z nami Michał Wichłacz, wicedyrektor ds. technicznych Katolickiego Radia Diecezji Płockiej. – Radio zajmuje w moim życiu ważne miejsce, tak samo jak w życiu mojej rodziny i przyjaciół – doprecyzowuje.
Michał Wichłacz jest nie tylko wicedyrektorem technicznym KRDP, ale i szefem anteny oraz prezenterem radiowym. To radiowiec „pełną” gębą, który budzi północne Mazowsze codziennie w „Porannym Podwójnym Espresso” na 104,3 i 103,9 FM od lat.
Radio, a co za tym idzie, także i muzyka, przenika życie naszego bohatera w ogromnym stopniu, wiele w nim zatem utworów, które wywołują wspomnienia i skłaniają do refleksji.
– Sporo tego, naprawdę – mówi Michał Wichłacz, rozpoczynając refleksyjną podróż po muzycznych wspomnieniach. – Zacząłbym od Modern Talking i albumu „Let’s Talk About Love”. Kaseta, którą otrzymałem od chrzestnego wraz z magnetofonem, to był strzał w dziesiątkę. Słuchałem tego całe dnie sam, jak i ze znajomymi, a miałem wtedy z 5 lat – wspomina.
„Cheri Cheri Lady”, jak i „You’re the Lady of My Heart” skradły serce 5-letniego Michała Wichłacza najbardziej.- Tak, to były przeboje eksploatowane bardzo intensywnie – przyznaje. – Później składanka z kawałkiem Black’a – „Wonderful Life”, która głównie kojarzyła mi się z wybiegiem mody. Muzyka tamtych lat na zawsze pozostała gdzieś na dnie serca, lubię do niej wracać, chociażby w Złotej Sobocie na antenie KRDP – dodaje.
Z wiekiem gusta muzyczne wicedyrektora KRDP się zmieniały.
– Z czasem pojawiło się zainteresowanie muzyką taneczną – wyznaje. – To był rok 1994, DJ BoBo i album „There Is a Party”, to jedna z moich ulubionych kaset tamtego okresu. Powraca teraz moda na muzykę taneczną lat dziewięćdziesiątych, szczególnie przeboje z drugiej połowy dekady, które bez trudu usłyszymy w lokalnych stacjach radiowych. Niektóre osiągają najwyższe wyniki słuchalności, niż obecne hity, a muzyczne stacje telewizyjne odgrzebują stare teledyski. I choć nie ma już VIVY, która promowała muzykę w tamtych latach, nadal można jej posłuchać czy to w radio, czy w telewizji lub po prostu w internecie – zachęca.
Nie oznacza to jednak, że całe muzyczne życie Michała Wichłacza to muzyka popularna – wręcz przeciwnie.
– Wspominam na przykład Phil’a Collins’a z fantastyczną kompilacją największych przebojów, zatytułowaną „Hit’s, Mike and the Mechanics” ze świetnymi singlami w 1995 roku – wymienia. – Doskonałe „Beggar on a Beach of Gold”, „Over My Shoulder” ,„Another Cup of Coffee”… Mogę tak wymieniać bez końca – dopowiada w rozmowie z nami.
Nasz rozmówca od zawsze odkopywał także starsze przeboje – co w erze przed internetem nie było takie proste. – Moim głównym źródłem była satelita i stacje radiowe z całej Europy – tłumaczy nam Michał Wichłacz. – To było m.in. SKY Radio z Holandii oraz grające oldiesy radio RTL. Świetnie wspominam DJ Bobo, Mr. President, Sash!, Scooter – mam do nich sentyment, bo kojarzą mi się z młodzieńczymi latami. Kojarzą mi się ze szkołą, pierwszą miłością, pierwszym samochodem… – wspomina.
Muzyka budzi emocje i towarzyszy nam codziennie – w świadomy lub nieświadomy sposób. Zresztą, jak przekonuje nasz rozmówca, warto jej na taką ingerencję pozwolić.
– Jak jedziecie w daleką trasę wieczorem, drogą szybkiego ruchu, to polecam „In the Air Tonight” Philla Collinsa, można poczuć się jak Crockett i Tubbs w „Policjantach z Miami” – śmieje się. – Jeśli chcecie się odprężyć, posłuchać muzyki w spokoju i ponucić – włącznie „Hazard” Richarda Marxa, Clannad – „Closer To Your Heart”. Na taki nastrój dobrą propozycją jest coś z solowego dorobku Enyi – poleca.
Phil Collins to bezapelacyjnie jeden z artystów wszech czasów – także dla wicedyrektora KRDP. – To jednak bardziej skomplikowane – uzupełnia po chwili Wichłacz. – Artysta wszech czasów, to dla mnie na przykład Robyx, czyli Savage, a może właściwiej Roberto Zanetti. Nawet nie wiecie, ile przebojów napisał. A może trio? Mike Stock, Matt Aitken i Pete Waterman? Oni napisali hitów jeszcze więcej, choć ich nazwiska znajdziemy dopiero na wewnętrznej stronie okładki – bez nich muzyka rozrywkowa wyglądała by zupełnie inaczej. Do tej wyliczanki do dam jeszcze Dietera Bohlena i Sławomira Łosowskiego i będzie komplet. Wokaliści? Whitney Houston, Grzegorz Skawiński, Phil Collins, Mike Rutherford czy Freddie Mercury – wymienia jednym tchem.
By posłuchać dobrej muzyki, nie trzeba jednak szukać machiny do podróżowania w czasie. Wystarczy włączyć radio – podróż w czasie, według Michała, gwarantowana. – Kiedyś w rozmowie odnośnie „Złotej Soboty” powiedziałem, że wszystkie wielkie przeboje zostały już nagrane – wspomina. – Słuchając wielu stacji radiowych, zauważam powrót młodych artystów, producentów do przebojów już dobrze znanych. Dużo coverów, czasami za dużo – dodaje z żalem.
Michał Wichłacz z muzyką żyje za pan brat, jednak sam muzyki nie tworzy – już, bowiem i taki epizod pojawił się w jego życiu. – Kiedyś grałem na keyboardzie, trąbce i fanfarze – wyznaje w rozmowie z nami. – Teraz jednak prowadzę poranny program w radiu i przygotowuję autorskie audycje, takie jak „Złota Sobota”. Tam muzykę dobieram od A do Z. W jakimś sensie jestem pewnie i melomanem, choć mi osobiście meloman kojarzy się z osobą słuchająca muzyki poważnej – mówi.
Choć głównym narzędziem pracy każdego radiowca jest głos, Michał Wichłacz woli mówić, niż śpiewać.
– Zaśpiewać mógłbym tylko w jakiejś akcji charytatywnej i to najlepiej „Oczy zielone” – śmieje się. – Tak, by zabawić publikę i zachęcić do większych datków. Bardziej skomplikowany repertuar w moim wykonaniu mógłby ludzi zniechęcić – dodaje z uśmiechem.
Michał Wichłacz nie wierzy w swoje umiejętności wokalne – koncerty na żywo jednak uwielbia od zawsze. – Największe wrażenie robią na mnie koncerty charytatywne, gdy wielu artystów potrafi się zebrać w jednym miejscu, by zagrać w słusznej sprawie – przekonuje. – Szczerze? To chciałbym teraz być 1985 roku w Londynie i posłuchać Live Aid. W Płocku posłuchałbym też Philla Collinsa, najlepiej kameralnie i akustycznie – marzy.
Pomimo pracy w radiu, Michał Wichłacz nie jest też audiofilem. Inaczej: jest, ale nie w stu procentach. – Nie polecę nikomu kabli chinch za 20 tysięcy złotych czy podstawek dębowych pod kabel zasilający. Jestem odpowiedzialny za brzmienie radia w eterze, a jak to wszystko brzmi, to muszą państwo ocenić sami – tłumaczy. – Lubię po prostu jak wszystko gra perfekcyjnie, choć nie zawsze jest to łatwe w wykonaniu – dopowiada.
Uzyskać dobry dźwięk pomaga sprzęt Onkyo, który nasz bohater poleca z czystym sumieniem. – To mój ulubiony producent audio – wyznaje Michał Wichłacz. – Pamiętajcie, że dobrze grające kolumny nie muszą być duże, i że głośniki bluetooth grają prawie zawsze kiepsko w porównaniu z prawdziwym sprzętem audio. Warto też pamiętać, by kupując gramofon unikać najtańszych konstrukcji z wkładką piezoelektryczną. Szukajcie logo Audio Techniki na wkładce, to dobrze wróży w gramofonach budżetowych. Do 2000 zł polecam amplituner, a na kolumny trzeba dozbierać – uwierzcie, warto – radzi na koniec.